A A+ A++

Nie będę ukrywał, że dziewięć lat pracy po blisko trzysta godzin w miesiącu spędzone w Zespołach Ratownictwa Medycznego nieco mnie zmęczyło i wypaliło. Chociaż już w pierwszych miesiącach 2011 roku, kiedy oczy świeciły mi się na każdy dźwięk wzywający do wyjazdu, Paweł powtarzał mi, że wypalenie przyjdzie prędzej czy później.

– Co ty pierdolisz, Paweł? – powtarzałem mu na podjeździe w czasie szluga między wyjazdami. – Taka robota nie może człowieka wypalić. Tu jest ciągle wyrzut adrenaliny. To się nie może znudzić.

Kilka lat później, na jednym z wyjazdowych zabezpieczeń, zgadałem się mimochodem z ówczesną kierowniczką dyspozytorni. Brakowało mi wtedy wymaganych pięciu lat doświadczenia, żeby zasiąść w Centrum Pomiatania Ratownikami. Później przyszły podwyżki dla ratoli, później mi się odechciało, później było za daleko do roboty, a później się okazało, że dyspozytor na kontrakcie zarabia o dychę więcej na godzinę niż ratol na karecie, a ja już wtedy potrzebowałem zmiany.

Szybka kalkulacja – 300 godzin za 25 zeta na znudzonej karecie, a 300 godzin za 35 zeta w Centrum Dowodzenia. I okazało się, że pobudka godzinę wcześniej i odległość od nowej pracy nie są już problemem nie do przeskoczenia.

Podanie, konkurs, umowa – przyjęty. Dyspozycja dyżurowa do kierownika, grafik, karta wejściowa, klucz do szafki, zestaw słuchawkowy, login, hasło, tu jest szatnia, tu jest kuchnia, tu kible, a tu sala dyspozytorska – dość spore akwarium zabudowane płytami dźwiękochłonnymi, rozdzielone szybami na służby: policja, strażaki, straż miejska, dyspozytorzy prezydenta miasta i największa z sal – dyspozytorzy medyczni. Siedzący w swoich boksach – przed każdym kilka monitorów, klawiatury, myszki, telefony.

– Instrukcję obsługi wysłałem ci na maila – powiedział Kierownik. – Masz dwa dni na przyswojenie i teraz jakieś dwie godzinki na opatrzenie z tematem.

PDF z instrukcją liczył sobie 280 stron. I jak się później okazało, byłem jednym z czterech dyspozytorów, którzy przeczytali ją całą od deski do deski.

– Wow! A więc tu się decyduje, kto przeżyje, a kto umrze w tym systemie – pomyślałem sobie, wchodząc przez dźwiękoszczelne drzwi. – Ja będę dobrym dyspozytorem. Gówna na odsiew, tylko stany zagrożenia życia. Dość marnotrawienia karetek. Jesteśmy stworzeni do wyższych celów. Pokażę starym pelikanom (tak mówią na dyspozytorów, którzy łykają wszystko jak popadnie), jak się bawić w ratownictwo medyczne.

Gdy wchodziłem do sali, jakoś nikt szczególnie nie zwrócił na mnie uwagi. Większość twarzy widziałem po raz pierwszy w życiu – do tej pory znaliśmy się tylko ze słyszenia. Wszyscy skupieni na swoich monitorach, ze słuchawkami na uszach. Ktoś tylko rzucił co jakiś czas luźną uwagę. Gwar dziesięciu osób – każdy rozmawiający na inny temat.

– Pan Skibi? – poznałem po głosie Barbarę (pomiatała mną po rejonie przez kilka lat). – Siadaj i ucz się.

Sala dyspozytorska podzielona została na strefę dyspozytorów „przyjmujących” i „wysyłających”. Sześciu przyjmuje, czterech wysyła. Kluczem przyjmowacza jest przyporządkować zgłoszenie do właściwego rejonu. Kluczem wysyłającego – nie pogubić wszystkich karetek naraz, sprawić, by nikt ci na rejonie nie umarł i nie rzucać karetkami po mieście jak gównem po polu.

– i lepiej się tego naucz, bo cię będą jebać – powiedział ktoś z tłumu, kogo wówczas nie znałem.

Na każdym stanowisku sześć monitorów. Konsola telefoniczna, monitor z Systemem Wspomagania Dowodzenia (SWD), monitor z mapą, monitor od radiostacji i monitor z niezależnym komputerem podłączonym do internetu.

– Większość stron jest odblokowana, ale p0rno nie pooglądasz – powiedział znowu głos z tłumu.
– Znasz rejony?
– Nic a nic – przyznałem zgodnie z prawdą.
– To tak. Powyżej Odry to drugi, między Odrą a torami – pierwszy, poniżej torów – trzeci. Ten trójkąt poniżej torów, ale pod rzeką to wyjątek – drugi. Ta wyspa pośrodku to pierwszy, ale ten urząd to znowu drugi. Parzyste na ulicy X to trzeci, a nieparzyste to pierwszy. Ulica Y dzieli się wiaduktem. Powyżej to pierwszy, poniżej to trzeci. Te działki pod estakadą to pierwszy, ale jak się wjedzie od Orlenu, to trzeci. Dworzec dzieli się na pół – w zależności, którym wejściem wchodzisz. Powiat A, B, C, D, E do drugiego, bla, bla, bla. Masz książkę ze ściągą, ale nie ma czasu na wertowanie ulic. Jak się pomylisz, to ci to powiedzą.

– KURWA! Żiżki nie moje! Miasta nie znasz? Wypierdalaj na zespół się douczyć – Ktoś powiedział do Kogoś.

– A więc tak przyjdzie mi się na szybko uczyć mapy – pomyślałem – te kilka lat przejeżdżonych na powiecie nijak nie nauczyło mnie znajomości wszystkich ulic i uliczek w mieście wojewódzkim. Do szpitali jakoś dojadę, ale raczej na pamięć, ale ulicami po kolei – no nie ma szans.

No i muszę przyznać, że po blisko trzech latach spędzonych w dyspo orientuję się w rejonie całkiem nieźle.

– Na początku i tak będziesz tylko przyjmował. Jakieś trzy miesiące. Później nauczymy cię wysyłać karetki.

Zasiadłem na fotelu obok doświadczonego dyspozytora.

– Ratownictwo Medyczne, DM XY, dyspozytor 1500 100 900. W czym mogę pomóc?
– mhm, rozumiem, mhm, od kiedy, mhm, na co choruje, mhm, a co boli, mhm, a od kiedy, mhm – kilkanaście pytań zadanych celem weryfikacji zasadności przyjęcia zgłoszenia – adres proszę. Przyjęte zgłoszenie, proszę czekać na karetkę.

Proste. Robota prosta, jak budowa cepa. Ładnie się przywitać, porozmawiać z panem pacjentem, przyjąć lub odrzucić, przekazać, wysłać. I to za lepszą stawkę niż na karecie. I nie trzeba się babrać w krwi, sikach, kupach. Na głowę nie pada, na siedząco i w klimatyzacji. Może mi się tu spodobać.

– Kurwa! Sam jesteś chujem. Nie będziesz mi telewizją groził, chamie jeden. Sam spierdalaj – ktoś po drugiej stronie sali też rozmawiał z pacjentem.
A więc nie zawsze jest tak przyjemnie. Ale to drobiazg. To pewnie niewielki odsetek zgłoszeń.

– Pamiętaj. Przestałeś być ratownikiem. Jesteś teraz DYSPOZYTOREM. Oni kłamią. Będą ci grozić, będą cię wyzywać, będą cię opluwać przez telefon. Jeśli jest JEDEN procent ryzyka, że ktoś znajduje się w stanie zagrożenia – lepiej wyślij karetkę o jeden raz za dużo. Pamiętaj – nie ty tam jedziesz. Pamiętaj – na każdego jednego ambitnego dyspozytora przypada jeden ambitny prokurator…

– To ja będę spadał. Cześć. Do następnego razu.

Wtedy zmiany były bardzo zróżnicowane. Od 7:00 do 19:00, 8:00-20:00, 19:00-7:00, 20:00-8:00 i dwie bonusowe. 9:00-21:00 i 10:00-22:00 – najgorzej. Kiedy wszyscy dzienni już sobie poszli, nocni parzyli kawę, żeby jakoś przetrwać do rana, ten o 22:00 dopiero wychodził z roboty.

Bonusem tych na dziesiątą był poranny SMS z listą zakupów do Lidla.
Były zmiany, które dla żartów dopisywały: zgrzewka wody Kraniczanka Zdrój, worek z ziemią ogrodową, kilo karpia i siewnik do trawy, ale standardem była lista śniadaniowa. Przyznać trzeba, że niejeden świeżak dał się nabrać na worek z ziemią.

Była ósma.
Zmieniłem nocnego, który oczy zostawił gdzieś pod biurkiem.
– Przejebana noc – przywitał się ze mną, a jednocześnie pożegnał kolega, którego zmieniałem. – Nara.

Po zalogowaniu do systemu, na sąsiednim komputerze odpaliłem schemat zbierania wywiadu – na wszelki wypadek, żeby czegoś nie pominąć. Później aplikacja wspomagania zmieniła się na przeglądarkę z Joe Monsterem na początek dnia, Kwejkiem, JebZDzidy, serwisem aukcyjnym, ogłoszeniami z samochodami, domami, YouTube, ale na tamtą chwilę chciałem być najlepszym dyspozytorem i umieć najlepiej na świecie zbierać wywiad, żeby przyjmować tylko zasadne zgłoszenia.

– Nic nie dzwonią dzisiaj – w pierwszej godzinie pracy – zmieniło się w „KURWA, znowu dzwonią” – w porze obiadu, do „Ja pierdolę, mam dość, łeb mi pęka” – po dwunastu godzinach dyżuru. Przez miesiąc każdy z dyżurów kończyłem podwójną etopiryną, a zdarzało się, że prywatny telefon odbierałem formułką: Ratownictwo Medyczne, DM XY, dyspozytor 2400 sto 401. Przez miesiąc. Później przywykłem.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOtręby żytnie ‒ właściwości, skład i wykorzystanie otrębów żytnich
Następny artykułProfile z Tindera, obok których trudno przejść obojętnie XLIII – Vanessa, która lubi czytać, ale tak naprawdę to nie o czytanie tu chodzi