Książka czeskiej autorki nie jest lekką lekturą do autobusu, czy na plażę. Wymaga skupienia i czujności, zwłaszcza czujności, bo przejście od rzeczywistości do iluzji jest tu płynne, zaś ironia i sarkazm przeplata się ze swoistą spowiedzią. To dla mnie bardzo nietypowa książka, monolog alkoholiczki, zaczepny i bardzo bezpośredni, wygłaszany z balkonu – punktu obserwacyjnego bohaterki i miejsca inspiracji do kolejnych wypowiedzi. Julia nie przejmuje się tym, co o niej myślą inni, chroni ją rausz i poczucie, że jej życie jest całkiem niezłe. Jako pisarka romansów osiągnęła sukces, ma dwójkę dzieci, byłego męża, ukochanego i alkohol w zasięgu ręki. Coś jednak nie gra, świat wymyka się spod kontroli, wspomnienia z dzieciństwa są wciąż rysą na szkle, podobnie jak macierzyństwo, o którym wypowiada się dość kontrowersyjnie. Iluzoryczny bełkot, czy próba dyskusji ze stereotypami i normami społecznymi? Odważna satyra rodem ze stand-up’u, prowokacja, opowieść o sobie samej? Tak normalnie, to bym powiedziała, że wariatka, napiła się i wykrzykuje z balkonu głupoty, ale jak się przysłuchać, jak obrać ten krzyk z procentów, to na dnie tego oceanu zgniłków można odszukać pewną prawdę i wskazówkę życiową dla siebie, albo uśmiechnąć się i stwierdzić, – no faktycznie, jak po tym fragmencie:
„Świadomość to także dorosłość i, tak samo jak z ciągłym niewyrabianiem się w naszym życiu, krótszym niż życie szyby (której życie też jest bardzo krótkie w kontekście wieczności), nie no, stop, bo zaraz mi łeb pęknie i padnę jak długa na szafkę kuchenną, punkty widzenia bywają różne, tak samo jak podejścia, przejścia i wyjścia. W naszych hiperrelatywnych czasach bez przerwy ktoś wyciera sobie gębę tego rodzaju stwierdzeniami, osobiście nazywam takich ludzi chachmęty, bo sensowny sposób rozumowania jest jak nogawka, a powiedzcie, czy ktoś normalny zgubił się kiedyś nogą we własnych spodniach?
A skoro porównujemy myślenie do nogawki, stąd już bardzo blisko do kreskówek, w których myszy chodzą w fartuszkach, grzyby mają oczka, a lisy jedzą łyżką, że już nie wspomnę o ekstremalnym przypadku ciężarówek z mrożonkami, na których ktoś wymalował kurę z apetytem wymachującą chochlą, roześmianą, jakby wprost nie mogła doczekać się rosołu z własnych flaków. Nie. Ludzie od dawna nie są naturalni, mimo że, albo raczej właśnie dlatego, że tak bardzo chcieliby być, przynajmniej niektórzy (tych kilku naturalnych, którzy pozostali, naturalnie nie interesuje bycie naturalnym).”
Książka, w doskonałym tłumaczeniu Julii Różewicz, dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS