Przypomnijmy, że od miesięcy nie milkną echa tzw. afery mailowej. Chodzi o wyciek rzekomych maili z prywatnej skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka, które zaczęto publikować w rosyjskim komunikatorze Telegram. Wicepremier i przewodniczący komitetu ds. bezpieczeństwa narodowego i spraw obronnych Jarosław Kaczyński w wydanym komunikacie poinformował, że „najważniejsi polscy urzędnicy, ministrowie, posłowie różnych opcji politycznych byli przedmiotem ataku cybernetycznego”. Polityk dodał, że z analizy polskich służb oraz służb specjalnych naszych sojuszników wynika, że „atak cybernetyczny został przeprowadzony z terenu Federacji Rosyjskiej”.
Do dziś nie jest jasne, czy wyciekające maile są wiadomościami autentycznymi, czy też częściowo lub w całości zmanipulowanymi przez hakerów. Polskie służby i władza milczą w tej sprawie jak zaklęte. Onet dowiedział się jednak, że dostęp do skrzynki Dworczyka miał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Po informacji o wycieku wiadomości, Dworczyk musiał przekazać dostęp do skrzynki służbom prowadzącym śledztwo w tej sprawie, a stąd z jej zawartością zapoznał się także Kaczyński – czytamy.
Jarosław Kaczyński nazwany w mailach „starym dziadem”?
Źródła Onetu podają, że prezes PiS dostał teczkę z wiadomościami Dworczyka do analizy. A tam miał przeczytać, że jest nazywany „starym dziadem”. Później, podaje portal, ostrzegał swoich podwładnych, że gdyby coś takiego o nim przeczytali, lub gdyby znaleźli nieprzyjemne informacje o sobie, mają zachować spokój i do żadnych wiadomości nie odnosić się publicznie.
Informator portalu powiedział także, że wciąż nikt nie wie, ile maili dokładnie wykradziono. Partia ma się spodziewać, że wyciekną jeszcze bardziej kompromitujące treści, niż do tej pory.
Czytaj też:
Afera mailowa. Minister Dworczyk miał pomóc znajomemu w sprzedaży książek. Za publiczne pieniądze
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS