Debiutujący w ekstraklasie trener, brak głośnych transferów, a do tego wielkie oczekiwania kibiców i rola beniaminka. To wszystko przed sezonem nie dawało Widzewowi dużych szans na coś więcej niż walka o pozostanie w krajowej elicie, a już na pewno nie na trzecie miejsce, które pana drużyna zajmuje na półmetku rozgrywek. Jak to się robi?
Przede wszystkim przemyślaną i konsekwentną pracą, którą wykonujemy od półtora roku oraz pomysłem, jaki mamy na drużynę. Krok po kroku realizujemy nasze mniejsze i większe cele. Muszę przy tym podkreślić dobrą pracę mojego sztabu oraz piłkarzy.
Z Widzewem wniósł pan do ekstraklasy dużo świeżości, zespół grał odważnie i zebrał wiele zasłużonych pochwał. Najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce, okazał się dla młodego szkoleniowca tak wymagający, jak się pan spodziewał czy było trochę łatwiej?
Ekstraklasę śledzę od dawna i wiedziałem, że będzie ona wymagająca. Jednocześnie chcieliśmy wejść do ligi odważnie, ze swoim sposobem na grę, chęcią jej kreowania, a nie tylko reagowania na to, co zrobi przeciwnik. Myślę, że w ekstraklasie pokazujemy, że mamy przemyślany, wytrenowany i ciągle doskonalony pomysł na piłkę i, że nasza organizacja gry jest na dobrym poziomie.
Dobre rezultaty Widzewa budują też pana markę. Czuje pan, że nazwisko Niedźwiedź liczy się już w polskiej piłce i na dobre wskoczył pan na trenerską karuzelę?
W tak medialnym klubie, jakim jest Widzew praca oraz wyniki osiągane przez zespół są bardziej zauważalne w środowisku niż było to wcześniej. Awans do ekstraklasy i trzecie miejsce na półmetku sezonu wpłynęły też na większe zainteresowanie klubem, zawodnikami, sztabem, na czele którego stoję, i jeszcze większą rozpoznawalnością. Zawsze jednak podkreślam, że na sukces zespołu pracuje cały klub, w tym fantastyczni kibice Widzewa.
Ma pan 40 lat i obok. m.in. Dawida Szulczka z Warty Poznań czy Grzegorza Mokrego z Miedzi Legnica, jest kolejnym przedstawicielem młodej fali polskich szkoleniowców w ekstraklasie. To oznacza, że wiek i doświadczenie na trenerskiej ławce nie mają już takiego znaczenia, jak kiedyś i liczy się pomysł na futbol?
Zawód trenera to coś więcej niż wiek i doświadczenie. Kluczem jest ciągły rozwój, a do tego jest jeszcze coś takiego, jak talent trenerski. Oczywiście liczą się też inne czynniki, m.in.: zarządzanie szatnią, wykorzystywanie nowoczesnych technologii w procesie treningowym, współpraca z poszczególnymi działami w profesjonalnym klubie, jakim jest Widzew. Piłka cały czas się zmienia i w naturalny sposób młodsi szkoleniowcy chłoną nowoczesne metody. Nadrabiają też odwagą, kreatywnością, nowym spojrzeniem na futbol. Widać, że w polskiej piłce, i to na najwyższym poziomie, jest coraz więcej miejsca dla młodszych szkoleniowców, choć oczywiście mamy też doświadczonych trenerów, którzy bronią się swoją fachowością i są otwarci na zachodzące w futbolu zmiany. Generalnie, to nie wiek odgrywa zasadniczą rolę, a bardziej umiejętności wymagane w tym zawodzie.
A co z pańskim pomysłem na futbol, który pan zdecydowanie ma, a do tego przekonuje do niego piłkarzy. Jaka jest filozofia gry i prowadzenia zespołu Janusza Niedźwiedzia?
Chcę, by mój zespół kreował grę – działał, a nie jedynie przeszkadzał rywalowi reagując tylko na to, co zrobi przeciwnik. To ma być odważny futbol, ale nacechowany również dobrą grą w defensywie. Aby ta wizja realizowała się na boisku, robię wszystko, by wykorzystać potencjał każdego zawodnika w stu procentach.
Czerpie pan inspirację od któregoś z wielkich trenerów, czy to pana autorska koncepcja?
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że przez lata dużo analizowałem, rozmawiałem z ludźmi piłki i oczywiście czerpałem od wielu z nich inspiracje. We wszystkim, co robię, chcę jednak, aby to były moje przemyślenia, moja wypracowana metodyka nauczania i moja wizja gry. Dzięki temu jestem autentyczny i jest mi łatwiej przekazać to, czego oczekuję i jak chcę, żeby zespół funkcjonował. Idąc własną drogą mam wszystko pod kontrolą.
Są różne trenerskie drogi. Większość młodych chłopaków marzy jednak o piłkarskiej, a nie trenerskiej karierze. Pan też grał zawodowo w piłkę i już wtedy myślał, by zostać szkoleniowcem?
Od najmłodszych lat wiedziałem, co chcę robić po zakończeniu piłkarskiej kariery. Ze względów związanych ze zdrowiem i kontuzjami – moja ścieżka jako piłkarza nie ułożyła się tak, jakbym sobie tego życzył. Szybciej niż planowałem zacząłem pracę jako szkoleniowiec. Dziś ma to jednak swoje plusy, bo dzięki temu mam już 16-letnie doświadczenie trenerskie, w tym ponad 10 lat pracuję z seniorami. Niemniej praktyka boiskowa dała mi bardzo dużo. Po prostu poczułem zapach szatni.
Przeczuwał pan, że może być lepszym trenerem niż piłkarzem czy chciał przedłużyć życie w piłkarskiej szatni?
Od zawsze podobał mi się ten zawód, choćby analiza, taktyka czy zarządzanie procesem treningowym. W związku z tym łatwiej było mi przejść na drugą stronę. Jako piłkarzowi nie udało mi się zadebiutować w ekstraklasie. Stało się to już w roli trenera Widzewa. Wierzę, że to początek mojej szkoleniowej drogi na wysokim profesjonalnym poziomie.
Wybitni piłkarze często już na starcie trenerskiej pracy dostają do prowadzenia zespoły w najwyższej klasie. Pan musiał zaczynać od niższych lig, piął się do ekstraklasy po szczeblach, stając się specjalistą od awansów. To chyba nie były zmarnowane lata?
Każdy ma swoją drogę, a moja ukształtowała mnie jako trenera i nauczyła, że na wszystko trzeba sobie zapracować. W niższych ligach trzeba mierzyć się z rożnymi trudnościami, których nie doświadcza się np. w ekstraklasie. Moja droga była dłuższa, ale bardzo dużo z niej wyniosłem, korzystam i będę korzystać z tego, co przeżyłem i nauczyłem się w pierwszej, drugiej czy trzeciej lidze.
Co było najtrudniejsze wchodząc do szatni mając niespełna 30 lat? Zbudowanie autorytetu będąc młodszym od niektórych piłkarzy czy brak potrzebnego w tym zawodzie doświadczenia?
Miałem akurat to szczęście, że do szatni, do której wchodziłem w Jarocie Jarocin, było kilku zawodników, z którymi znałem się wcześniej. Znali mnie jako człowieka, a w krótkim czasie poznali też, jakim jestem trenerem oraz jaki mam pomysł na grę. Szybko znaleźliśmy wspólny język, co zaowocowało najlepszym wynikiem w historii klubu.
Jakie cechy powinien mieć dobry trener?
Przede wszystkim powinien podążać swoją drogą, być w tym konsekwentnym, ale szukać też nowych rozwiązań. Powinien być otwarty na dialog ze swoimi piłkarzami, a jednocześnie nie bać się podejmować trudnych decyzji. Nie uważam natomiast, że dobry trener powinien być pracoholikiem, choć wielu szkoleniowców dotyczy ten syndrom. Ja nazywam to pasją. Wiem już, że bardzo ważna w tym zawodzie jest też umiejętność odpoczynku. My, trenerzy, w większości pracujemy bardzo dużo, nie tylko w klubie, ale także w domu. W przeszłości pracowałem przez większość doby, ale nauczyłem się, że muszę mieć też czas, by zostawić piłkę z boku i dać odpocząć głowie – pomaga mi w tym ustabilizowane życie rodzinne. Wówczas praca daje lepsze efekty.
Zapomniał pan o komunikacji z mediami. Dobrą szkołą w tym temacie jest chyba Widzew, bo z tak dużym zainteresowaniem dziennikarzy i kibiców nie spotkał się pan w poprzednich klubach…
To prawda. Praca w tym klubie to dla trenerów duże wyzwanie również pod tym kątem. Trafiłem jednak do Widzewa w odpowiednim momencie, dobrze odnajduję się w realiach tego klubu. Są one zdecydowanie odmienne, bo zainteresowanie kibiców i związana z tym medialność stawia Widzew w absolutnej czołówce w Polsce. Niemal każdy fakt związany z klubem jest natychmiast omawiany we wszystkich możliwych formach przekazu. W związku z tym umiejętność komunikacji z dziennikarzami, a docelowo kibicami, jest bardzo ważna.
Co w tym zawodzie sprawia panu największą radość? Awanse, zwycięstwa, coraz lepsza gra drużyny czy może wprowadzanie do niej młodych piłkarzy?
Wielką satysfakcję daje mi rozwój moich piłkarzy. Kiedy widzę, że zawodnik odkrywa siebie w lepszej wersji. Dla trenera nie ma nic piękniejszego niż to, gdy piłkarze poprawiają swoją jakość, dzięki czemu drużyna lepiej funkcjonuje na boisku. Oczywiście za tym musi iść też wynik. Liczy się rozwój, który prowadzi do dobrych rezultatów, z których my trenerzy jesteśmy rozliczani.
Mówią o panu pasjonat, który żyje futbolem i klubem przez cały dzień. To świetna opcja dla szefów, ale znacznie gorsza dla najbliższych, a przecież jest pan świeżo upieczonym mężem…
Funkcjonowanie w tym zawodzie odbywa się kosztem najbliższych. Bardzo często pracę w klubie zaczynamy o godz. 8 rano i kończymy popołudniu lub wieczorem. Czasem są to nawet godziny nocne. Ten proces trwa sześć dni w tygodniu po kilkanaście godzin, a ten jeden dzień wolny i tak często takim do końca nie jest. Mamy naprawdę mało czasu dla siebie i rodziny. Mam jednak to szczęście, że moja żona Kasia uwielbia piłkę nożną i rozumie moją pasję. Bierze na siebie wiele obowiązków domowych, dzięki czemu mogę spełniać się zawodowo. Uważam, że w tym pięknym zawodzie ważne jest, by mieć przy sobie kogoś, kto nas wspiera i rozumie, jak bardzo jest on wymagający oraz absorbujący.
Mniej czasu dla rodziny to jeden z minusów tego zawodu. A co jest w nim najtrudniejsze?
Dla mnie właśnie brak czasu dla najbliższych. To cień tej pracy, większy od porażek czy kryzysów w szatni. To są bowiem po prostu wyzwania, przed którymi stawia nas ten zawód.
Janusz Niedźwiedź sukcesywnie buduje swoją markę i kibice Widzewa czasem martwią się, czy nie zostawi go pan dla lepszej oferty…
Jestem skupiony tylko na tym, by osiągać sukcesy z Widzewem. Chciałbym pracować w nim jak najdłużej, ale – jak to w życiu bywa – nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
Skoro zostaje pan w Widzewie, to z jakim celem przystąpi ze swoimi piłkarzami do drugiej części rozgrywek?
Naszym zadaniem jest zwyciężanie, a nie kalkulowanie. Chcemy wygrywać robiąc to po swojemu i na naszych zasadach. Naszym celem jest również dalszy rozwój piłkarzy oraz naszego modelu gry. Wierzę, że dobrą, przemyślaną pracą osiągniemy wynik, który będzie satysfakcjonował nas i naszych kibiców.
JŻ, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS