„To przypomina „falę” w wojsku, gnojenie podwładnych, aby sobie coś udowodnić albo odreagować. To się zdarza w redakcjach. Pytanie, w jakiej skali” – powiedział w „Salonie Dziennikarskim” Jacek Łęski, odnosząc się do sprawy Tomasza Lisa i wydarzeń w redakcji „Newsweeka”.
CZYTAJ TAKŻE:
— A więc prawdziwy reżim mieliśmy u Lisa, a nie u Kaczyńskiego? Ilu ludzi – w tym opisanych przez „Newsweek” – skrzywdzono w wyniku patologii?
— Nowa odsłona afery mobbingowej w „Newsweeku”! B. dziennikarz tygodnika oskarża… Renatę Kim. „Zastraszała mnie”
— Sprawa Tomasza Lisa. Renata Kim: „To ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w ‘Newsweeku’”
Co naprawdę wydarzyło się w „Newsweeku”?
Zdaniem Jacka Łęskiego, w redakcji tygodnika „zdarzyło się coś takiego, co skłoniło właścicieli tytułu do tego, żeby natychmiast rozstać się z Tomaszem Lisem. Moim zdaniem, jest coś więcej, te zwykłe sytuacje zawodowe, które zdarzają się w mediach – nie chwalę tego, ale jest tak, że po przekroczeniu pewnych barier, nie da się pracować. Było coś więcej, nie wiemy wszystkiego do końca
– mówił Łęski.
Dziennikarz TVP zwrócił uwagę na komentarz Ryszarda Holzera, w którym napisał, że nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę.
Gdyby dziennikarze „Newsweeka” zechcieli o tym opowiedzieć, to byśmy się dowiedzieli, ale jeśli będą konsekwentnie milczeć i zabiorą tę tajemnicę ze sobą, to się nie dowiemy. Myślę, że coś jeszcze wyjdzie. RASP nie zareagowałby tak ostro i kategorycznie, gdyby chodziło o zwykłe pretensje, że ktoś jest obcesowy, czy jest chamem
– dodał Łęski.
Niebywały poziom pogardy
Mecenas Marek Markiewicz zauważył, że „poziom chamstwa i pogardzania ludźmi nie tylko w redakcjach, ale i w korporacjach, w miejscach, gdzie ludzie są uzależnieni, bo mają kredyty, osiąga niebywały poziom”.
Byłem też redaktorem naczelnym, wiem, jak się pracuje w redakcji, ale pogarda, którą można okazywać ludziom, jest niespotykana. Jeśli pracuję w redakcji, w której szef mówi, że zgłoszenie roszczeń do Niemiec to zbrodnia, to ja pakuję manatki i wychodzę z tej redakcji
– dodał mec. Markiewicz.
Lis publicznie mówił o swoich widzach, że to barany, że są głupsi, niż się wydaje – skoro tak mówił o swoich widzach publicznie, co mówił o sowich ludziach za zamkniętymi drzwiami?
– zauważył Jacek Łęski.
Gdzie jest klucz?
Z kolei zdaniem Stanisława Janeckiego, „klucz jest w ostatnim wstępniaku Tomasza Lisa”.
Tam napisał, że wszystkie media właściwie zdradziły i poszły na jakiś rodzaj kolaboracji wręcz z władzą, a on chciał być ostatnią barykadą. To świadczy o przypisaniu mediom, którymi się kieruje, funkcji politycznych i przyjmowanie politycznych zadań czy zleceń od polityków. We wszystkich mediach, które starały się tak działać, aby realizować zadania od polityków – jeśli się ich nie realizowało, to pojawiał się pewien poziom wścieklizny, że oni są niezadowoleni, a my nie sprostaliśmy, trzeba więc wyżywać się na ludziach
– mówił Stanisław Janecki.
Wystarczy prześledzić, jak funkcjonują te ideowo zaangażowane media po stronie opozycyjnej – tam poziom agresji jest wyjątkowy. Jest badanie prof. Bilewicza z UW, jak zwolennicy opozycji gardzą swoimi przeciwnikami i ich dehumanizują. Jest skala 1-9, od człowieka do małpy i oni znacznie częściej wskazują małpę jako przeciwnika politycznego niż wyborcy PiS. Stąd jest to ogromne napięcie i wymaganie tego, by dziennikarze mieli efekt – jeśli się go nie osiąga, jest wścieklizna
– wyjaśnił publicysta tygodnika „Sieci”.
Patologia w mediach
Dr Jolanta Hajdasz podkreśliła, że „ta sytuacja ujawniła ogromną patologię w mediach takich jak ‘Newsweek’, więc najwyższy czas, aby całe środowisko poważnie potraktowało ten sygnał”.
To nie jest pierwsze odejście z redakcji ludzi, którzy mają znaczenie dla tego, w jaki sposób rzeczywistość opisuje dana redakcja. Skandale związane z panem Durczokiem, Kraśko – to nie są problemy, które dotyczą szeregowych dziennikarzy, tylko tych, którzy stali na czele, mieli ogromny wpływ na to, jak Polacy interpretują rzeczywistość
– zwróciła uwagę szefowa CMWP.
To wielki alarm. Mam inne zdanie, co do dosadnego języka. Nikt z nas nie pracuje w rynsztoku, nie można pozwolić sobie na to, żeby puszczały nam nerwy i wulgaryzmami oceniać materiały podwładnych. Oczywiście, znam poziom stresu, jaki jest w redakcji newsowej tuż przed wydaniem, kiedy wszystko się sypie. Przez parę lat byłam podwładną Tomasza Lisa. Wulgaryzmy były tam na porządku dziennym. Nie ma zgody na podwójne standardy w mediach
– podkreśliła dr Hajdasz dodając, że sprawa postępowania RASP będzie dokładnie monitorowana, bo oświadczenie, w którym grozi się dziennikarzom opisującym sytuację „jest niepokojące”.
wkt
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS