Dla Krystyny Jandy, właścicielki Teatru Polonia i Och-Teatru, czas pandemii okazał się wyjątkowo trudny. Sceny zostały zamknięte, a projekty zatrzymane. Aktorzy właśnie wrócili do grania. Jednak mimo zainteresowania widowni repertuarem, sytuacji daleko do unormowania się. – Gramy, ale przy takich obostrzeniach, że granie jest nieopłacalne. Gramy dokładając każdego wieczoru – mówi Janda w rozmowie z Wirtualną Polską.
Podziel się
Rozmowa odbyła się w ramach akcji #RazemZmieniamyInternet od 25 lat.
Artur Zaborski: Co by pani dziś powiedziała Krystynie Jandzie z 1995 roku?
Krystyna Janda: Pielęgnuj związki, uczucia i… siebie. Korzystaj z życia, wolności, miłości, przyjaźni i odważnie żyj, bo wcześniej czy później przyjdzie czas, kiedy nie będziesz miała takich możliwości. Nie bój się niczego i nikogo, realizuj plany i marzenia. Kochaj i to okazuj. Myśl! Ryzykuj! Odwagi!
To wszystko przecież pani robiła! Ćwierć wieku temu była pani sławną aktorką, a dziś w wyniku odważnych decyzji ma pani pod sobą dwa teatry i sztab ludzi.
Sztab ludzi? Nie jest ich tak wielu w fundacji. I to chyba w ogóle nie jest tak. Odpowiedzialność nieporównywalna, po prostu ogromna, prawie brak marginesu na pomyłkę, sukces z jednej strony bardziej w zasięgu ręki i możliwości, ale też samotność i przy klęsce i sukcesie większa.
Krytyka też chyba większa?
Krytykę od dawna racjonalizuję. Najczęściej znam powody niepowodzeń i umiem analizować sukcesy. Wiem, co robię, i nie udaję nikogo, kim nie jestem, także w sprawach artystycznych. W Polsce awangarda i nowość jest promowana. Ja nie jestem ani awangardowa, ani sposób i rezultaty nie są zaskakujące. Nie są nowatorskie, ale są nadal nowoczesne, czy raczej aktualne, w każdym razie działają.
Źródło: PAP
Krystyna Janda, podczas próby dla mediów spektaklu “Udając ofiarę”, w Och-Teatrze
Pytam o krytykę, bo przecież o pani szczodrości krążą legendy.
Tak? Tak naprawdę jest?
Ponoć zawsze swoim pracownikom stara się pani pomagać: daje premie aktorom w potrzebie, troszczy się o ich zdrowie.
Nie wiem, ja czuję wsparcie i przyjaźń. Dostaję więcej niż daję. Przeważnie.
Jak się pani dziś określa?
Nadal przede wszystkim jako aktorka. Wszystko inne to tylko zajęcia, aktywności towarzyszące, wynikające często z konieczności, akompaniujące. Bez porównywalnych sukcesów do mojej głównej aktywności, czyli aktorstwa.
Jako szefowa dwóch teatrów może sobie pani pozwolić na taką niezależność, jaką miała pani kiedyś?
Kiedyś było chyba podobnie, tylko było mniej ścianek i tego rodzaju okazji. Ja nigdy tego nie lubiłam, po prostu, zawsze interesowała mnie tylko twórcza strona zawodu, reprezentacja i reklama zawsze mnie nudziła i denerwowała. Nie mogłabym dziś zliczyć ilości światowych festiwali, na które nie pojechałam, bo po prostu nie miałam na to ochoty.
Lubimy myśleć i mówić, że młode aktorki w zawód wchodzą dziś bezpieczniej, bo #MeToo, bo walka o równe płace pomiędzy aktorami i aktorkami. Pani musiała się mierzyć z tymi problemami, gdy zaczynała?
Chyba ich nie doświadczyłam. A może o tym nie wiedziałam? Nie wiem, zastanawiam się. Zawsze miałam jednak pozycję wyjątkową. Od samego początku. No może nie kiedy zaczęłam reżyserować, bo od tego momentu musiałam podwójnie udowadniać, że zasługuję na zaufanie i kierowanie moich projektów do realizacji.
Źródło: Agencja FORUM
Próba medialna spektaklu “Zapiski z wygnania” w Teatrze Polonia
Na co dzień skupia się pani na tym, co tu i teraz, czy jednak ma pani nostalgię za przeszłością i lubi zanurzyć się we wspomnieniach?
O nie, błagam! Rzadko oglądam się za siebie. Patrzę w przyszłość, choć prywatnie żyję przeszłością, wspomnieniami, dawniej zdobytymi mądrościami, dawną etyką, poczuciem sprawiedliwości czy prawdy. Te nowe kryteria… Jakoś nie mogę się ich nauczyć. To tak jak solidarność i nowa solidarność. Nie rozumiem, co to jest ta nowa.
Ostatnie 25 lat to w pani życiu ogromne zmiany. Które wydarzenie określiłaby pani jako przełomowe?
Wydaje mi się, że zawodowo najważniejszą decyzją było założenie fundacji rodzinnej i w następstwie stworzenie Teatru Polonia i potem Och-Teatru. Prywatnie – najważniejsza była śmierć mojego męża. A potem samotna walka na wszystkich frontach, która trwa do dzisiaj.
Pani mąż, operator Edward Kłosiński, reprezentował w kinie pokolenie autorów. W ostatnich latach wielu ich straciliśmy, by wspomnieć tylko Andrzeja Wajdę czy Piotra Szulkina, z którymi pani pracowała. Czy pani zdaniem dziś mamy jeszcze do czynienia z filmowcami tej skali, czy skończyła się już epoka kinowych geniuszy?
Będą nowi, już są. Inni. Czym innym się zajmują i mają inne skale, hierarchie wartości. No ale świat, Polska, sztuka, forma, wszystko się zmienia. Znaczy to tylko tyle, że mój świat, moi wielcy odchodzą i to wszystko już nie wróci.
Młodsi reżyserzy mają na panią jeszcze takie pomysły jak Wajda czy Bugajski?
Nie wiem. Teraz w trakcie tej pandemii mam inne problemy. Teraz czas jest dla mnie naprawdę trudny, buduję repertuar, który uratuje, a nie „wyniesie” czy spełni moje prywatne marzenia artystyczne. To naprawdę nie ten czas i nie wiadomo, jak to długo potrwa. Ale wiem jedno: jakość, dobre spektakle to najpewniejsza droga ocalenia i naszych teatrów, i fundacji. Młodzi reżyserzy? Tak pracujemy z nimi, realizują u nas swoje projekty.
Dają radę?
Często mnie zachwycają i ich pomysły, i niekonwencjonalność. Muszę jednak uważać na zrozumiałość ich dialogu z publicznością. Prowadzenie teatrów to teraz przede wszystkim szkoła kompromisów. Artystowskie marzenia zostawiam na potem.
Jak pani zniosła pandemię?
To były ciężkie cztery miesiące. Te nadchodzące też będą trudne. Niegranie i walka o przetrwanie trwały długo. I właściwie jeszcze się nie skończyły. Gramy, ale przy takich obostrzeniach, że granie jest nieopłacalne. Gramy dokładając każdego wieczoru. Gramy, żeby dać znać, że żyjemy. Plany repertuarowe mamy wspaniałe, obyśmy mogli je zrealizować. Bo jeśli na jesieni wszystko się powtórzy… Nie chcę nawet o tym myśleć!
Odrodzenie po pandemii jest w ogóle możliwe?
Nie chcę gdybać. Najważniejsze grać, planować, grać i planować dobrze, robić atrakcyjny, dobry repertuar. Nic innego nie wiem.
Jak pani patrzy w przyszłość?
Patrzę z wielkim niepokojem.
Stworzyłam fundację, dwa teatry. Daliśmy ponad 100 premier, wiele z nich bardzo ważnych. Zagrałam też kilka ról, chyba nawet znaczących. Ale i tak musimy sobie radzić sami. Teraz każdy dzień ze spektaklem uważam za sukces. Zobaczymy, co będzie dalej. W debatach i programach wyborczych ani słowa o kulturze…
W poprzednim systemie politycznym wypłynęła pani dzięki rolom w filmach antysystemowych, rozliczających władzę, jej działania.
To było dla mnie normalne podczas trwania socjalizmu. Nie wyobrażałam sobie twórczości bez tego zaangażowania. Potem było prawie 30 lat spokoju. Mogliśmy być tylko artystami i teraz od nowa światopogląd i przekonania mają bardzo ścisły wpływ na to, co i jak, dlaczego, z kim i gdzie. W każdym razie dla mnie.
Źródło: Agencja FORUM
Danuta Wałęsa i Krystyna Janda podczas premiery spektaklu “Danuta”. Teatr Polonia, 2012 rok
Może dziś zbawienne byłoby dla nas kino takie jak “Człowiek z marmuru”, “Przesłuchanie” albo “Blizna”? Tak ważne społecznie filmy są pani zdaniem jeszcze możliwe do nakręcenia?
Oczywiście, że tak, tyle że trzeba mieć tego wielką potrzebę. Wtedy talent i siła, moc pojawią się w sposób naturalny. Jeszcze trochę, a takie dzieła się narodzą.
Może pani wyreżyseruje?
Nie, ja zmieniam, co mogę, każdego dnia, uprawiając swoje poletko, fundację. To wielka praca i wielka odpowiedzialność, praca 24 godziny na dobę. Ale zagrać coś mocnego w kinie chciałabym bardzo. Jestem gotowa do walki na ekranie, nie ma tylko pomysłu, scenariusza, dostatecznie wkurzonego reżysera.
No i w sieci pani działa. Kocham pani post na Facebooku, w którym udostępniła pani artykuł z naukowego magazynu o tym, że naukowcy znaleźli dowód, że nie ma życia po życiu. Skwitowała go pani komentarzem: “No trudno”.
Chyba zawsze miałam dystans do siebie i poczucie humoru na własny temat. Ale przede wszystkim miał go na mój temat mój mąż. Uwielbiałam to. Ach, jak to ważne, z kim się spędza życie! Dziś tak boleśnie to rozumiem. Internet wykorzystaliśmy też w czasie pandemii, gdy teatry były zamknięte. W ramach programu „Kultura w sieci” nagraliśmy dwa spektakle, za chwilę trafią do Internetu, za darmo, dla każdego, na zawsze. Ale nie wyobrażam sobie generalnej zmiany tego typu.
Niektórzy mówią, że niedługo wszystko się przeniesie do sieci, nawet nasza świadomość. Co robi Krystyna Janda w sytuacji, gdy taki transfer jest możliwy?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS