A A+ A++

Czytaj też: W mazowieckiej wsi znajduje się obora wykonana częściowo z macew. Co się stało z żydowskimi cmentarzami?

Mimo że Żydów w Polsce prawie już nie ma?

– To nie ma znaczenia, bo Żyd w społecznym odbiorze jest natychmiast rozpoznawalnym obiektem pogardy. Nawet jeśli fizycznie go nie ma, antysemityzm stanowi kluczowy element tożsamości i atrakcyjności tej władzy u jej wyznawców. I dlatego niezależnie od tego, co zrobi PiS, jego elektorat będzie na partię głosował, bo przynależy do tego samego horyzontu myślowego.

Dlaczego mimo upływu prawie stu lat ta endecko-ONR-owska tradycja wciąż jest tak nośna i atrakcyjna politycznie?

– Mimo zmiany struktury społecznej to się nie zmieniło. Bo niby dlaczego miałoby się zmienić, skoro dla dużej części społeczeństwa jest to łatwe, wręcz oczywiste do zidentyfikowania odniesienie tożsamościowe? W Polsce rozsadnikiem antysemityzmu jest nie tylko prawicowa władza, ale także Kościół. Tak było przed wojną i tak jest po wojnie. Małe parafie i wielkie diecezje, lokalni proboszczowie i znani biskupi są utrwalaczami antysemityzmu jako formuły tożsamościowej. Można więc powiedzieć, że tak jak pogarda stanowi fundament reżimu pisowskiego, tak Kościół jest tego reżimu rusztowaniem.

Czy to oznacza, że nasze wolnościowe i solidarnościowe tradycje są płytkie, skoro antysemityzm wciąż wybija?

– Płytkie, niedojrzałe, pozbawione zakorzenienia. Tymczasem przekaz endecki sprytnie podszywa się pod prawdziwą wolność, prawdziwy patriotyzm, prawdziwą formę troski o narodową spuściznę. W konfrontacji z tak określoną dumą i tradycją tolerancja, wielokulturowość, walka o wolność waszą i naszą, cały ten jagielloński trop w polskiej historii okazuje się słabym ogniwem. Łatwym do pominięcia, do zdegradowania. Kaczyńskiemu w każdym razie udaje się znakomicie skonsolidować taki przekaz i skutecznie podporządkować mu politykę.

Na tyle skutecznie, że jest to dla Polski niebezpieczne?

– Bardzo niebezpieczne. Kaczyński i jego ekipa to ludzie, którzy wyciągają z nas najgorsze rzeczy, uruchamiają najniższe instynkty. To banał, co powiem, ale gdy spojrzeć, co dzieje się z tym krajem od 2015 r., to pod każdym względem następuje cofnięcie polityczno-cywilizacyjne. To jest kraj, który przestaje znaczyć w międzynarodowej społeczności, kraj, który jest zostawiony sam sobie, osłabiony, w którym życie polityczne zaczęło być całkowicie alienujące. Kraj, z którego młodzi ludzie, ci najlepsi, wyjeżdżają…

W porównaniu z fenomenalnym okresem dobrostanu ćwierćwiecza od 1989 roku, doskonalenia demokratycznej praktyki i wzrostu gospodarczego, to, co dziś mamy, jest niesamowitym upadkiem. Oczywiście okres transformacji był pełen felerów, ale zawsze proces przemiany społecznej jest kosztowny i można tylko mniej lub bardziej świadomie próbować chronić jego ofiary. Dla wszystkich jednak rok 1989 oznaczał wolność. W kraju, który ma taką historię, wolność ma wartość szczególną. Odzyskana, wywalczona była gwarantem stabilizacji, rozwoju i nadziei. Teraz mamy od tego odwrót na wszystkich frontach.

Czytaj też: Skąd się wziął plan „Żydzi na Madagaskar”?

Wolność oznacza dziś prawo do wykrzykiwania rasistowskich i ksenofobicznych haseł podczas państwowego Święta Niepodległości.

– I prawo do niezakładania maseczki, bo przecież to jest to samo przyzwolenie na bezkarność, które oglądaliśmy w Kaliszu 11 listopada, gdzie publicznie spalono Statut kaliski, prawne gwarancje tolerancji wobec Żydów z XIII wieku. Owszem prokuratura zareagowała, są oskarżeni, ale zanim to się stało, przez parę godzin policjanci ochraniający nacjonalistów nie interweniowali. Pozwalali mówić i robić te wszystkie ohydne rzeczy w dniu święta narodowego. Bali się? Nie mieli wytycznych? A może byli świadomi tego, że na takie zachowania jest dziś przyzwolenie władzy? Bo nacjonaliści i antysemici to nasi. I antyszczepionkowcy również.

Z jednej strony bezkarność, z drugiej zastraszanie tych, którzy z tą władzą się nie zgadzają.

– Jak lekarzy z Pszczyny, którzy bali się interweniować w sprawie życia kobiety. Ten reżim tak skonfigurował polską rzeczywistość, że obywatel ma się bać.

Czy sytuacja na granicy jest elementem polityki strachu?

– Niewątpliwie PiS tak chciało to rozegrać. W odniesieniu do wszystkich sytuacji, którym ten rząd ma stawić czoła, łącznie z covidem i kryzysem na granicy, liczy się nie rozwiązanie problemu, tylko polityczny zysk, punkty w sondażach, to, na ile kryzysowa sytuacja pozwoli utrzymać się przy władzy. Początek działań na granicy dokładnie wpisywał się w taką politykę PiS, którego doświadczenie z 2015 r. nauczyło, że na odrzuceniu z pogardą uchodźców można wygrać wybory. Wtedy zmobilizowano pogardę, resentyment i ksenofobię społeczeństwa. I ludziom Kaczyńskiego wydawało się, że i tym razem można sięgnąć po sprawdzony scenariusz.

Źle oszacowali skalę problemu?

– Mamy do czynienia z wielkim kryzysem i dramatem, który jeszcze przez następne dziesięciolecia będzie się rozgrywał w naszej części świata, a który polega na tym, że bogaci muszą podzielić się z biednymi. Zaczął się globalny exodus z miejsc, w których nie daje się żyć, do miejsc, gdzie życie jest całkiem znośne czy wręcz komfortowe. W zeszłym miesiącu granicę amerykańską próbowało przekroczyć 165 tysięcy migrantów z Meksyku. Do Europy raz za razem usiłują się dostać tysiące migrantów z Afryki i Azji. Uciekający przed własnym losem, zdesperowany człowiek albo spotka na swojej drodze przemytnika z Libii, który za ciężkie pieniądze wsadzi go do łódki i wypchnie na Morze Śródziemne, albo takiego cynicznego faceta jak Łukaszenka, który także zarabia na tym pieniądze i daje przy okazji pstryczka w nos Europie.

PiS nie chciało zgodzić się na kwoty uchodźców, których solidarnie miał przyjąć każdy kraj UE.

– Pokazało Europie środkowy palec, więc teraz ciężko prosić Europę o pomoc. Ale innego wyjścia nie ma. Problemu migracyjnego nie da się załatwić samemu na polskiej granicy, to wymaga wspólnych rozwiązań. I ta władza już to wie. Gdy myślę o tych ludziach uwięzionych w pasie ziemi niczyjej, głodnych i chorych, wychodzących z lasu w stanie skrajnego wycieńczenia, to widzę uchodźców z łódek na morzu wyrzucanych na plaże włoskich i greckich wysp. Jak ma się zachować w stosunku do nich przyzwoite państwo? Ma zatopić tę łódkę? Wypchnąć ją jeszcze raz na morze i niech się wszyscy potopią? Polskie państwo nie potrafi się zachować.

„Push-back” to nowe słowo w naszym słowniku.

– To, do czego zmuszani są żołnierze i funkcjonariusze Służby Granicznej, jest zhańbieniem polskiego munduru. Żołnierz, który bierze małe dziecko i wywozi je do lasu, zostawia bezbronne na pastwę nocy i zimna, to straszna demoralizacja. Takich rzeczy robić nie wolno. Ja rozumiem, że są granice i że granic trzeba bronić i że w UE jest konsensus w sprawie ochrony wschodniego krańca wspólnoty, ale ludzi nieszczęśliwych i umierających trzeba potraktować po ludzku. Nie mówiąc o tym, że są jakieś prawa międzynarodowe, które ci uchodźcy mają i które trzeba respektować. Niedopuszczanie lekarzy czy straszenie karą za udzielenie podstawowej pomocy to jest okrucieństwo, które zostawia ślad na pokolenia.

Joanna Kos-Krauze w wywiadzie dla „Newsweeka” powiedziała, że miasteczka na granicy „doczekają się swojego Grossa”, bo dzieją się tam dziś rzeczy straszne.

– To jest dokładnie to samo miejsce, w którym był pas graniczny między terenami niemieckiej i rosyjskiej okupacji Polski. Siedziały w tym miejscu tłumy Żydów, których przepędzali Niemcy, a których bolszewicy przez dłuższy czas nie wpuszczali. Relacje i świadectwa z tamtych czasów pełne są historii o zdesperowanej i ponoszącej konsekwencje tych działań ludności i strasznych rzeczach wyrządzanych drugiemu człowiekowi. Dziś w tym samym miejscu demokratyczna Polska i łotrzyk Łukaszenka to jakby nowe kostiumy paktu Ribbentrop – Mołotow.

70 lat po wojnie jej duchy znowu ożywają? Hasło „Polska wolna od faszyzmu” nie wzięło się znikąd, tak jak mówił Marian Turski – „Auschwitz nie spadło z nieba”.

– Dla mnie kamieniem młyńskim na szyi polskiego społeczeństwa jest antysemityzm. To on ściągnął Polaków w otchłań tych strasznych rzeczy, które wyrządzili żydowskim współobywatelom. I nigdy potem nie stało się to elementem pedagogiki społecznej. Nie skorzystaliśmy z okazji rozliczenia się ze swojej historii. Zamiast wyciągnąć lekcję na przyszłość, woleliśmy okopać się w fałszywej przeszłości. I w konsekwencji potworna zbrodnia, której byliśmy współuczestniczącymi świadkami, wlecze się za nami jak niespłacony rachunek krzywd.

Przedwojenny antysemityzm, który stał się pożywką dla Zagłady, był obecny w wielu krajach Europy.

– Ale w Polsce mieszkała połowa wszystkich europejskich Żydów, którzy zostali zamordowani w czasie wojny. Poza tym Niemcy na wschód od Odry zachowywali się zupełnie inaczej niż w zachodniej Europie. Na terenie okupowanej Polski mordowali zupełnie otwarcie, na widoku publicznym i przy współudziale lokalnej ludności. Od samego początku do samego końca Zagłady. I jeszcze jedno – w Polsce zawsze silny był Kościół, przed, w trakcie i po wojnie. I okazał się instytucją odpowiedzialną za trwanie społeczeństwa, a przynajmniej dużej jego części, w ponurych antysemickich miazmatach.

Jan Tomasz Gross jest socjologiem i historykiem, profesorem Uniwersytetu w Princeton, autorem książek, m.in.: „Sąsiedzi” o pogromie w Jedwabnem oraz „Strach” i „Złote żniwa” poświęconych współudziale Polaków w Holokauście

Czytaj też: Izbica. O udziale Polaków w tej zbrodni mówi się niechętnie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGaleria pod psem i kotem (odc. 178) [ Wiadomości ]
Następny artykułMalwina Kopron nominowana w Plebiscycie “PS”