Dla mężczyzny 75-letniego pozostaje już tylko dojmujący smutek wynikający z ostatecznego przemijania – mówi wybitny aktor Jan Nowicki. – Ale ja taki nie jestem. Jak może mnie smucić przemijanie? To tak jakby człowiek wkurzał się na jesień, bo lato się skończyło. Mam 75 lat i wbrew temu, co mówią kretyni, że dobrze wyglądam, wiem, że moje życie zmierza do naturalnego końca, a mężczyznę poznaje się po tym, jak umiera. To naturalny porządek rzeczy.
Jan Nowicki: – Jeśli chodzi o rozmowę o miejscu, jestem dość kiepskim interlokutorem, bo ja w zasadzie całe życie nie miałem swojego miejsca. Pewnie gdybym był bardziej romantyczny, powiedziałbym o sobie, że żyłem w poszukiwaniu miejsc.
Grzegorz Giedrys: Mówi się o panu “krakowiak”.
– To nieprawda. Nigdy nie byłem krakowiakiem. Przez chwilę byłem w latach 50. mieszkańcem Kowala. W tym małym miasteczku przeżyłem swoje wzruszenia dotyczące lat dziecięcych, doświadczenie niezwykle ważne, w których odbija się – jak wiadomo – całe późniejsze życie. Ale jak miałem trzynaście lat, wyjechałem z Kowala. Właściwie byłem jeszcze dzieckiem. Ruszyłem w świat, aby żyć i zarobić, wysłać matce w liście 20 zł. Jak wyjechałem, poszły konie po betonie. Najpierw była Bydgoszcz i nieskończone liceum, później jeszcze jedno liceum i szkoła teatralna w Łodzi, z której mnie wyrzucili. Była kopalnia na Śląsku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS