We wtorek informowaliśmy o zdarzeniu drogowym, do którego doszło w Rogozinie. Kierowca, który wyprzedzał na podwójnej ciągłej spowodował, że kierująca osobówką kobieta musiała wjechać do rowu. Sprawca odjechał, na szczęście na miejscu pojawił się pan Robert.
W wyniku zdarzenia w Rogozinie, poszkodowany został starszy pan, pasażer auta. Skontaktowaliśmy się z panem Robertem, który pomógł uczestniczącym w zdarzeniu osobom.
– Mam uprawnienia do udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej, skrótowo mówią o takich jak ja „ratownik przedmedyczny”, więc musiałem zareagować na zaistniałą sytuację – mówi Robert Mariusz Fidura. – Widząc co się stało, zabezpieczyłem swoim samochodem miejsce zdarzenia, zabezpieczyłem też szeroko rozumiane dobro poszkodowanego mężczyzny, który miał, jak się dowiedziałem, wszczepiony rozrusznik serca, a następnie wezwałem służby ratunkowe, wskazując miejsce zdarzenia oraz opisując operatorowi numeru 112 stan najbardziej poszkodowanego w zdarzeniu – tłumaczy.
Jak się okazuje, pan Robert nieodpłatnie wspiera w zakresie podstawowym m.in. osoby potrzebujące pomocy po zdarzeniach losowych w ruchu drogowym (00112.pl). Ma też doświadczenie związane z wypadkami drogowymi, gdyż był pracownikiem Pogotowia Ratunkowego w Warszawie, gdzie jeździł m.in. „eRką” wypadkową, a do niedawna jeszcze posiadał czynne uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi.
Wyprzedzał na podwójnej ciągłej. „Ratowała się, wjeżdżając do rowu”
– Swój samochód wykorzystałem jako punkt pomocy poszkodowanemu, pilnując, żeby przede wszystkim nie stracił przytomności, nie uderzył w nic głową. Na co dzień staram się nieodpłatnie wspierać ludzi potrzebujących różnorakiej pomocy, nie byłbym w stanie przejechać obojętnie obok takiego zdarzenia. Uznałem to za mój obowiązek obywatelski, tym bardziej, że mam do tego uprawnienia – wyjaśnia swoją postawę.
Z żalem mówi, że niewielu kierowców zainteresowało się zdarzeniem, a on był pierwszą osobą, która udzieliła skutecznej pomocy.
– Nie wiem co ludźmi kieruje, ale zatrzymanie się kierowców i pomoc przy zdarzeniach drogowych można uznać za ewenement. Coś jest nie tak ze społeczeństwem, że zamiast pomagać człowiekowi, to jeszcze kpią, szydzą z osób udzielających pomocy. Zanikają normy społeczne i trudno wyrażać tu jakikolwiek inny pogląd, niż oburzenie – mówi Robert Mariusz Fidura.
W jego przekonaniu, jako praktyka z 30-letnim doświadczeniem w kierowaniu pojazdami, powinno kłaść się większy nacisk lub nakładać wręcz obowiązek odbycia kursu pierwszej pomocy przez każdą osobę, starającą się o uprawnienia do kierowania pojazdami.
– Moim zdaniem jest zbyt mało tego typu zajęć podczas szkolenia osób, zdobywających uprawnienia do kierowania pojazdami mechanicznymi. Natomiast każdy, kto spowodował nawet najmniejszą kolizję, która wynikała z jego winy, powinien obligatoryjnie przyglądać się choćby przez jedną noc pracy ratowników medycznych. To, co ja zobaczyłem jeżdżąc karetką, nauczyło mnie na całe życie. Może gdyby sprawcy zdarzeń zobaczyli realny wypadek, nauczyliby się, że nie jest to zabawa. Kierowanie to też obowiązek reagowania w przypadku zdarzeń drogowych i każdy powinien zarówno potrafić zareagować, jak i mieć obowiązek zareagować – podkreśla nasz rozmówca dodając, że obecnie właściwie nikt obowiązujących przepisów nie egzekwuje.
Niestety, na podstawie wyłącznie zdjęcia, bez czytania tekstu, niektóre osoby przypisały panu Robertowi, że jest sprawcą zdarzenia. Jest to niezmiernie krzywdzące, zwłaszcza w obliczu szybkiego i profesjonalnego udzielenia pomocy przez pana Roberta.
– Dostałem takie sygnały, że jestem sprawcą, że swoim matizem wyprzedzałem na podwójnej ciągłej – przyznaje pan Robert. – Niestety, niektórzy osądzili mnie wyłącznie na podstawie zdjęcia i własnych domysłów. Zapewniam, że dokąd tylko moje zdrowie pozwoli, nigdy nikomu nie odmówię udzielenia pomocy, szczególnie w sytuacji zagrożenia dla życia ludzkiego – dodaje.
Oburzona taką reakcją niektórych osób jest pani Anna, która kierowała autem poszkodowanym w zdarzeniu. To jej tacie pomógł pan Robert.
– Chciałabym bardzo podziękować panu Robertowi za profesjonalną postawę, ale i taką ludzką reakcję. Ciężko powiedzieć, jak ktoś zachowałby się w takiej sytuacji, ale widziałam jak reagowali ludzie. Były takie osoby, które po prostu przejeżdżały obok. Tym bardziej warto doceniać takich ludzi jak pan Robert, wyczulonych na ludzkie nieszczęście. Naprawdę bardzo mi pomógł – powiedziała w rozmowie z nami.
Jak przyznaje, dzisiaj emocje już nieco opadły, ale było to dla niej ogromne przeżycie.
– To było szczęście w nieszczęściu, że pan Robert znalazł się w tym miejscu i o tej porze. Tata jest w szpitalu, ale na szczęście nie stało się nic kardiologicznego, ma jednak uraz kręgosłupa – wyjaśnia pani Ania, podkreślając jeszcze raz swoją wdzięczność wobec pana Roberta za okazane im serce.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS