Dziś przeczytacie m.in. o nowym hobby, uczuciach do dziecka i pradziadku z UB, będzie też o wizycie z psem u weterynarza i przesycie rodziną.
Znalazłem sobie nowe hobby – z nudów robię różne rzeczy z drewna: miecze, stołki, jakieś płaskorzeźby itp. Nie posiadam żadnego wykształcenia ani doświadczenia w tej kwestii, więc wiedzę czerpię z internetu.
Ostatnio w ręce wpadł mi wspaniały kawałek drewna i postanowiłem zrobić z niego laskę dla dziadka. Standardowo przed rozpoczęciem roboty szukałem porad technicznych, jak zabrać się do tematu.
Tym razem Internet przebił moje oczekiwania. Po wpisaniu pytania „jak zrobić laskę” mocno zdziwiłem się otrzymanymi wynikami.
Nie kocham swojego dziecka. Od samego początku nic do niego nie czułam, nie wzruszałam się na USG (lekarz był bardziej podekscytowany niż ja). Po urodzeniu, kiedy położyli mi je na klatce piersiowej, czekałam tylko, żeby ten żenujący moment się skończył. Dziecko ma już rok, a ja dalej nie umiem z siebie wykrzesać odrobiny uczucia. Oczywiście gram swoją rolę niemal perfekcyjnie, nikt się nie domyśla prawdy, ale jak patrzę w jego oczy, to wydaje mi się, że ono wie. Smutno mi po prostu. Nie wiem jak mogę naprawić samą siebie…Mój pradziadek był wysoko postawionym milicjantem i działał czynnie w UB.
Moja prababcia uważa, że był to anioł nie człowiek, wszystko załatwił i z każdym się dogadał. Mówi też, że brakuje takich osób w policji, bo z nikim się nie cackał, tylko „lał i patrzył, czy równo puchnie” i że „on by zrobił ze wszystkim porządek”.
Myślę, że nie jest ona do końca świadoma, jak mąż to wszystko załatwiał.
Generalnie w rodzinie mowa jest o nim jako wspaniałym człowieku i milicjancie.
O jego „przygodzie” z UB dowiedziałam się, wpisując jego imię i nazwisko w wyszukiwarkę (bo skoro taki zasłużony, to może coś o nim będzie). Wyskoczyła lista osób poszukiwanych i on na niej figurował. Pokazałam to mamie, a ona kazała nikomu o tym nie mówić. Potem rozmawiała o tym z ciocią, a ta stwierdziła, że takie były czasy.
Głupio mi o tym pisać, bo czuję się trochę jakbym, nie wiem, zdradzała rodzinę? Ale prawda jest taka, że wstyd mi za pradziadka, bo wcale nie był dobrym człowiekiem.Mam psa, nie sukę – podkreślam, bo to ważne w mojej małej historyjce 🙂
Pewnego dnia siedzę wieczorem i masuję mu brzuchol po zabawie z piłką. Masuję, masuję, aż w pewnym momencie wyczułem gulkę, najpierw jedną, później drugą. Patrzę, a tu kilka takich krostek… A że jestem trochę przewrażliwiony – pies ma problemy zdrowotne – na biegu się zebrałem i wyleciałem z nim z domu do weterynarza. Jak już dotarliśmy, proszę panią z recepcji, że mój czworonożny przyjaciel ma jakieś krosty na brzuchu i koniecznie muszę się dostać do pani doktor.
Czekałem ze 40 minut, w międzyczasie cały czas przyglądając się tym dziwom. Wchodzę do gabinetu, nakreślam temat, pokazuję, opisuję… I co?
Pani weterynarz patrzy na mnie jak na debila i mówi: „Przecież to są sutki”. Ja na to „Jak to sutki, jak to jest pies, a nie suka?”. Ona odpowiada: „A pan to, przepraszam, nie ma sutków?”.
Spaliłem się ze wstydu i wyszedłem.
PS Nie byłem pijany :/
To uczucie, gdy spotykasz się ze znajomymi i mówią, że super wyglądasz, bo schudłeś, a ty zwyczajnie nie masz na jedzenie…Nie mam w sobie odwagi, żeby przeciwstawić się rodzinie. Choć kocham moją chrześnicę, to od jakiegoś czasu czuję przesyt. Mieszkam sama, ale zaczęłam wchodzić do mieszkania i poruszać się po nim tak cicho, jak tylko się da, żeby wszyscy myśleli, że nikogo nie ma albo że śpię. Mieszkam nad nimi i słyszą, kiedy jestem. Chrześnica (6 lat) chce spędzać u mnie każdą wolną chwilę i potrzebuje tak dużo uwagi, że zabiera mi to moje prywatne życie. Boję się wracać do mieszkania, czasami kręcę się po mieście bez celu, idę do koleżanki albo spędzam czas na nudnych randkach, żeby nie wracać za szybko do domu.
Ostatnio siedziałam po cichu na balkonie i słyszę z dołu: „Mamo, jestem głodna”, a moja siostra na to: „Jak wróci ciocia, to idź do niej coś zjedz, bo w domu nic nie ma”. Zamurowało mnie. Wstyd o tym mówić, bo nie powinno się, ale finansowo mi się nie przelewa i bywały sytuacje, gdzie miałam policzony każdy dzień do następnego dziesiątego, a przychodziła moja chrześnica i wyjadała mi to, co sobie przygotowałam. Stoi obok mnie i prosi o to, co jem, bo jest głodna. Serce mi się kraje i nie mam siły wtedy odmówić, choć wiem, że powinnam odesłać ją do matki.
Czuję się z tym wszystkim okropnie. Nie mam w sobie takiej siły, żeby wprost zrobić z tym porządek. Nie umiem postawić kropki, odmówić.
Jestem dorosłą dziewczyną, która zaczyna planować własny ślub (kościelny) i wesele.
Jest jeden problem – nie chcę na nim swoich rodziców.
Rodziców, którzy zniszczyli mi psychikę i zdrowie. Nie interesowali się i nie troszczyli o mnie i młodsze rodzeństwo.
Czy jestem wyrodną córką?
Czy dobrze robię, że stawiam na własny komfort psychiczny w najważniejszym i niepowtarzalnym dniu w moim życiu?
Miałam 6, może 7 lat i pewnego dnia zostałam wysłana do sklepu po kilka produktów, w tym dżem (do naleśników, gwoli ścisłości). Nic nadzwyczajnego, prawda? Wszystko szło świetnie do momentu podejścia do kasy, zapłacenia i zapakowania zakupów do torby. Miałam trochę mało poręczne rzeczy, trudno było mi je włożyć do dość małej reklamówki, więc jakimś cudem przeniosłam zakupy na sklepowy parapet. Słoik z dżemem wpakowałam tak niefortunnie, że po chwili wypadł z torby, przetoczył się po parapecie i zanim zdążyłam go złapać, roztrzaskał się na kawałki, prosto na posadzkę. Jak łatwo się domyślić, poryczałam się na środku sklepu, stojąc nad kupką szkła i plamą z dżemu (chyba truskawkowego :P).
Czasami w sklepie coś się rozbija, wielkie rzeczy… Nieczęsto jednak można usłyszeć w sklepie taki dialog: jedna z pań pracujących w sklepie zapytała: „Ojej, dziecko, płaczesz? Czemu?”, na co niespełna siedmioletnia ja odparłam łamiącym głosem: „Bo nie ma dżemuuu…”.
PS Naleśniki w końcu zjadłam z czekoladą, a do tego sklepu wstydziłam się chodzić przez kilka kolejnych miesięcy 🙂
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS