Kłótnia o związki partnerskie nabiera rumieńców. Na razie wszyscy w koalicji poszli na ustępstwa i nikt nie jest z tego powodu szczęśliwy, a konkretne prawo zobaczymy prawdopodobnie dopiero jesienią.
To, co wydarzyło się do tej pory wokół ustawy o związkach partnerskich, nie daje się opisać w prostych zdaniach. Nie wiadomo, kto o czym był przekonany, a kto kogo przekonał. Kiedy oddawaliśmy do druku ten numer, wciąż nie było projektu, na który zgodziliby się wszyscy koalicjanci. Z wielu rozmów z przedstawicielami PSL i Lewicy, z ministrami, ludźmi premiera, liderami partii i zwykłymi posłami wynika, że możliwe są dwa rozwiązania. Albo negocjacje między koalicjantami, które miały podobno trwać od stycznia, były urojone, albo wszyscy siedli do rozmów przekonani tylko do swoich opinii, więc nie ma najmniejszego znaczenia, ile razy spotykała się od stycznia do maja ministra Kotula z wicepremierem Kosiniakiem-Kamyszem, skoro na końcu okazało się, że i tak trzeba negocjować publicznie.
– Projekt, który dostaliśmy w środę – mówiła nam w zeszłym tygodniu jedna z osób uczestniczących w negocjacjach między partiami – w czwartek rano wylądował w koszu, bo było tam dokładnie wszystko to, na co się nie zgodziliśmy. Nie było sensu w ogóle się tym zajmować.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS