A A+ A++

Powiat grójecki na Mazowszu. Gdzie nie spojrzeć wielkie połacie pól i sadów. To tu przyjeżdża do pracy najwięcej pracowników sezonowych ze Wschodu – prawie 33 tys. osób w 2019 roku. To stąd jabłka i truskawki trafiają na rynek w Broniszach pod Warszawą, a potem do okolicznych sklepów i warzywniaków.

W tym roku truskawka, ulubiony owoc Polaków, ma szansę stać się prawdziwym rarytasem. Wystarczy zsumować przymrozki, brak deszczu i gnijące hektary truskawek na polach, których nie będzie miał kto zebrać. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zdaje sobie sprawę z tego, że „ograniczenia możliwości podróżowania do Polski, w tym przyjazdu pracowników sezonowych (…), jest niekorzystne dla polskiego rolnictwa” i że „spowoduje to zmniejszenie ilości zbiorów, a tym samym straty finansowe u polskich rolników”, ale! „w przypadku przedłużania się suszy zapotrzebowanie na pracowników sezonowych może się istotnie zmniejszyć”. Co na to rolnicy?

Czytaj także: Jak zostać Lachem? Ukraińcy, którzy chcieliby się tu osiedlić mają w Polsce pod górkę

Rolnicy „chodzą i płaczą”

Mateusz uprawia 4 hektary truskawek. Mieszka we wsi Jasieniec w powiecie grójeckim, która liczy ponad pięć tysięcy mieszkańców. Cztery tysiące Ukraińców przyjechało tu rok temu do pracy, to prawie druga wieś. On potrzebuje około 30 osób do zbiorów.

Normalnie zatrudnia stałych pracowników z Ukrainy, którzy przyjeżdżają co roku, często całymi rodzinami. Ma dla nich mieszkania, zapewnia wyżywienie, opłaca gaz. Na pytanie, czy dzisiaj ma problem z pozyskaniem pracowników przez zamknięte granice, odpowiada: „każdy ma, tu ludzie chodzą i płaczą.”

– Oni przyjechać chcą, dzwonią cały czas. Ale problem jest taki, że nie mają jak zdobyć wizy przez zamknięte konsulaty – wyjaśnia Mateusz.

Kolejne utrudnienie to kwarantanna. „Przyjazd w obecnej sytuacji musi się wiązać z przestrzeganiem reżimów sanitarnych, zwłaszcza z obowiązkiem odbycia 14 dniowej kwarantanny. Wprowadzając takie rozwiązanie należy jednoznacznie rozstrzygnąć warunki ekonomiczne i prawne jej odbycia”, podaje ministerstwo rolnictwa.

Koszty kwarantanny są po stronie rolników. – Pracownik przez 2 tygodnie nie może pracować. Koszta rosną, a jeść muszą. Ale jeżeli będzie trzeba, to 14 dni będą siedzieli. Ja im wszystko zapewnię, a potem wyjdą w pole rwać, bo kto to zbierze? – kwituje Mateusz.

– Jeżeli nie przyjedzie Ukraina w ogóle, to ja jestem w stanie ze swoją rodziną i znajomymi zebrać 10 procent zbiorów. Nawet nie pokryję kosztów oprysków, a co tu mówić o reszcie! – dodaje. I wylicza straty, które może ponieść: 4 hektary po 100 tys., razem 400 tys. 70 procent to koszty, 30 procent to czysty zarobek. Niektórzy u niego na wsi już się poddali; nie pryskają, nie pilnują plantacji – boją się wydać pieniądze, które mogą zostawić na życie.

A ile mogliby wydać na pracownika? Przy zbiorach płaci się na akord, czyli około 2 zł za łubiankę. – U mnie dziewczyny rok temu zbierały średnio 130-140 łubianek, a najlepsza 200. To 300-400 zł dniówki. Rok temu dziewczyny ode mnie pobrały więcej pieniędzy, niż pani wójt gminy Jasieniec. Ale wiadomo – to jest dużo cięższa praca.

Dowiedz się więcej: Oni czują się tu już u siebie. Ukraińcy w Polsce inni niż kilka lat temu

To może Polacy? „Nie ma takich szans”

Angelika mieszka w Grójcu. Razem z mężem mają dwa hektary sadu i truskawek, ona dodatkowo pracuje w sklepie. Zatrudniają okolicznych ludzi do podcinania drzewek. – Ci, co pracowali wcześniej przy pracach sezonowych i nie mają innego zajęcia, to przychodzą dalej, epidemia ich nie odstrasza. Przyjeżdżają na pole, robią co mają zrobić i odjeżdżają – mówi.

Ona i jej mąż nie są w najgorszej sytuacji; w miarę możliwości radzą sobie sami. Mimo to na pytanie o pracowników sezonowych odpowiada: „brakuje rąk do pracy”. – Mam rodzinę z 8 hektarami i u nich całą pracę robili cudzoziemcy, zatrudniali ponad 20 osób. Oni sami nic w polu nie robili. Powysyłali zaproszenia do dziewczyn z Ukrainy, które jeździły do nich od lat, a one oddzwoniły i powiedziały, że bardzo chętnie by przyjechały, ale nie mają gdzie złożyć swojej dokumentacji. I cisza. Nie wiadomo, czy przyjadą – opowiada.

W sklepie, w którym pracuje, wiszą ogłoszenia lokalnych rolników typu „dam pracę, potrzebuję do pielenia, zatrudnię przy zbiorze”. Zdaniem Angeliki nie ma chętnych, bo nie ma szans, aby zachęcić Polaków do takiej pracy. – Polacy nie przyjdą pracować za tą samą stawkę, za którą pracowali Ukraińcy. Ci, co mają hektary i Ukraina za nich robiła, to są niezwyczajni takiej pracy. Pracuję w sklepie i u siebie na polu, to jestem zwyczajna. Mój sąsiad, co ma sad, w ogóle nie jest; on tylko podjeżdżał, przywoził, odjeżdżał. On się nie schylał po truskawki.

Dodaje, że rząd powinien ułatwić przyjazd obcokrajowcom do Polski, ponieważ „oni zarabiali pieniądze, a rolnicy mieli spokój, że plony zostaną zebrane”. A tak? „Sytuacja jest beznadziejna”.

Zobacz także: Ukraina jeszcze nigdy tak nie hejtowała migrantów pracujących w Polsce

Część zbioru zostanie na polu. Może zdążą na jabłka

Na grupach na Facebooku dla pracowników sezonowych ogłasza się Tomasz, który szuka rąk do pracy. Oferuje kwaterunek, wyżywienie, dojazd – all inclusive. Do zbiorów ma jeszcze niecały miesiąc i liczy na to, że coś w sprawie pracowników się ruszy. „Sami sobie nie poradzimy”.

Uprawia 16 hektarów ziemi w okolicach Grójca, w tym 3 hektary truskawki i 10 hektarów sadu. Rok temu zatrudniał tylko 7 osób, ponieważ wymieniał plantację. Ludzie z Ukrainy, stała ekipa. – Teraz dzwonią i płaczą, bo nie mogą przyjechać. Nie dziwie się. Też czekają na truskawki, żeby móc porządnie zarobić – opowiada. W tym roku chciał zatrudnić 15 osób.

Wszystkim wysyłał zaproszenia, ale nie zdążył przed zamknięciem konsulatów. – Wizy nie wyrobione, granice zamknięte, kwarantanna na Ukrainie chyba do połowy maja. Miejmy nadzieję, że zdążą chociaż na jabłka.

A jeśli nie? – Pogodziłem się z tym, że część zbioru zostanie na polu. Straty będę, jeśli nie będzie rąk do pracy. I to duże, bo o plantacje trzeba ciągle dbać – nawodnienie, opryski, paliwo do zabiegów, pielenie, dniówki. To bardzo duże koszta.

Czy spróbuje zatrudnić Polaków, odpowiada, że „Polacy już tacy chętni do pracy nie są. A nawet jak chcą, to popracują parę dni i nie przyjeżdżają potem”. – Razem z żoną sami będziemy też rwali. O pomoc w transporcie i logistyce kogoś poprosimy, bo sami nie damy rady. Ale wspólnymi silami zawsze coś zdziałamy.

Jest praca, nie będzie pracowników?

Rolników martwiących się o swoje zbiory jest znacznie więcej, a ich obawy podziela m.in. Polski Instytut Ekonomiczny, który pisze, że „istnieje pewne ryzyko, że część zbiorów może zostać na polach bądź w sadach, zwłaszcza że wczytując się w opinie fachowców, niektóre owoce i warzywa (np. borówki, maliny, czarna porzeczka czy pieczarki) zbierane są w dużej mierze ręcznie. Stąd przyjazd pracowników sezonowych byłby ważny dla plantatorów (…)”.

Podobnego zdania jest Prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. – Jest wielkie prawdopodobieństwo, że jeśli nic się nie zmieni w zakresie wjazdu do Polski obywateli Ukrainy, znaczna część owoców i warzyw zgnije. Pierwsze będą truskawki (…). Podobnie może być z czereśniami i (…) borówkami. Należy dodać, że niezebrane owoce to nie tylko problem rolników. Ich brak to kryzys w przetwórstwie, części handlu, transporcie, branży opakowaniowej i w kilku innych. To także wzrost cen, (…) i utrata dochodów z eksportu, który w tym segmencie gospodarki jest ogromny – mówi.

Jak widać to być albo nie być dla polskiego rolnictwa. Więc skoro jest praca, to gdzie są pracownicy? – Wiele ludzi z Polski do Ukrainy wyjechało w pierwszych tygodniach epidemii ze strachu przez niespójny przekaz władz. Niektórzy Ukraińcy pierwsze informacje o zamknięciu granic w Polsce potraktowali jako nakaz wyjazdu. Później rząd ukraiński powiedział, że zamknie granice Ukrainy, więc ludzie zrozumieli, że nie będą mogli w najbliższym czasie wrócić do kraju – odpowiada ukraiński dziennikarz, który mieszka w Polsce, Igor Isajew.

Teraz Ci ludzie chcą wrócić do Polski, ponieważ w Ukrainie nie mają co robić – nie ma dla nich pracy.

– Ludzie znaleźli się w nietypowej dla nich sytuacji. Muszą przebrnąć przez nowe przepisy, które wywołują chaos, zarówno wśród pracowników, jak i pracodawców. Niestety rząd ukraiński nie pomaga, by ten chaos na granicy uporządkować. W dodatku postanowił przeszkadzać w wyjazdach, widząc, że wiele krajów, w tym Polska, próbuje wysłać czartery do Ukrainy po pracowników. Teraz taki czarter musi zatwierdzić specjalna komisja w ministerstwie spraw zagranicznych Ukrainy – tłumaczy ukraiński dziennikarz.

Innym warunkiem ukraińskiego rządu jest to, żeby zatrudnienie było nie krótsze niż trzy miesiące. Isajew: – Rząd Ukrainy nie chce znów zajmować się akcją powrotu swoich obywateli. Dlatego zabezpiecza się przed tym, stwarzając dodatkowe regulacje dla tych ludzi, którzy chcą wyjechać. Zwłaszcza, że teraz to ważny temat polityczny w Ukrainie: co zrobić z tymi emigrantami, którzy wrócili i o których upominają się państwa Unii Europejskiej.

Jest światełko w tunelu, bo konsulaty zaczęły wydawać wizy korespondencyjnie.

„Rząd podjął stosowne działania”

Czy rolnicy liczą na jakąś pomoc Ministerstwa Rolnictwa?

– Ja to liczę na siebie, a nie na nich – komentuje Mateusz z Jasieniec. I on, i Angelika z Grójca mówią, że rok temu rząd obiecał tzw. „suszowe”, ale skończyło się na obietnicach. – Komisja przyjechała, wyceniła straty, ale do tej pory pieniędzy nie ma – odpowiada Angelika.

Za to Ministerstwo Rolnictwa w odpowiedzi na nasze pytania odpisało, że „w obliczu stanu epidemii (…) zaistniała potrzeba wprowadzenia szczególnych rozwiązań, mających na celu przeciwdziałanie negatywnym skutkom gospodarczy i społecznym tej sytuacji. Rząd podjął stosowne działania prawne i systemowe minimalizujące zagrożenie dla zdrowia publicznego. M.in. nastąpiła zmiana uregulowań dotyczących zatrudniania i przebywania cudzoziemców w Polsce.”

Znaczy to, że Ukraińcy mogą legalnie przebywać na terenie Polski jeszcze przez 30 dni po zakończeniu stanu epidemii, jak i to, że mają przedłużone karty pobytu. Szkopuł w tym, że ich tu nie ma.

Szczegółowe dane z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi: „Wg KRUS liczba pomocników rolników, świadczących pomoc przy zbiorach w gospodarstwach rolnych w 2018 r. wynosiła 62 857 osób, w tym 61 362 osoby to cudzoziemcy, z tego 60 895 ubezpieczonych osób stanowili obywatele Ukrainy, a w 2019 r. w KRUS ubezpieczono 60 830 pomocników rolnika, w tym 58 694 obywateli Ukrainy. Najwięcej ubezpieczonych pomocników rolnika (ogółem) było w województwie mazowieckim (39 222 osoby w 2018 r., a w 2019 r. 32 721 osób). Natomiast w 2020 r. (do 17.04.2020 r.) zarejestrowano 6 038 pomocników rolnika.”

* Imiona niektórych bohaterów ze względu na ich prywatność zostały zmienione

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJózef Piłsudski o wyprawie kijowskiej
Następny artykułZamość walczy z suszą i ogranicza koszenie. W pięknym parku miejskim też [zdjęcia]