A A+ A++

Leżę w namiocie i skręcam się z bólu. Zaczął się gdzieś w okolicy żołądka, na drodze do Arequipy i skrętem kiszek przeszedł do podbrzusza, skąd promieniuje na plecy. Nie mogę się ruszyć, nie mogę nawet zaczerpnąć głębszego oddechu- tak boli. Leżę, po policzkach płyną mi łzy, a ja modlę się do wszystkich bogów, o których słyszałam (mimo że jestem niewierząca) by to była „tylko” przypominająca o sobie endometrioza (o której pisałam już kilka lat temu i wiem, że mój coming out pomógł kilku z was się zdiagnozować, co mnie ogromnie cieszy, bo z tą mendą walczyć trzeba). Przy endometriozie, na którą choruję od lat, to normalka, że zwijasz się z bólu. To normalka, że skręca ci kiszki, że zdarza ci się ocknąć na podłodze toalety, po tym jak zemdlałaś z bólu czołgając się by zrobić siku.

Endometriozę udało mi się odrobinę wyciszyć (nie wyleczyć, bo jak do tej pory, jest chorobą nieuleczalną), ale nie że bez poświęceń. Wypadające garściami włosy i starczy trądzik, który pozostawił głębokie blizny na mojej twarzy, to tylko niektóre ze skutków ubocznych terapii, przez którą przeszłam. Więc czy to moje „forever with you” choróbsko się odzywa, czy może guz na jajniku, nad którym lekarze chwilę zanim poleciałam do Ameryki Południowej debatowali, czy wytrzyma jeszcze kilka miesięcy, czy nie. A może mam wrzody? W sumie by mnie to nie zdziwiło biorąc pod uwagę jakim nerwusem jestem (jak chyba większość osób z syndromem DDA- o tak, dzięki tato!).

No więc leżę tak skręcając się z bólu, po policzkach płyną łzy, przez ciało co i raz przechodzi dreszcz i myślę sobie (poza zaklinaniem wszystkich bogów i boginek by mnie ten ból na stół operacyjny pilnie nie zaprowadził) o tych z was, którzy kierują do mnie (w mailach i komentarzach) słowa, że jak się jest młodym, zdrowym, bez kredytu, to można sobie tak beztrosko ruszać w świat i o spełnianiu najbardziej szalonych marzeń się wymądrzać. I o tych, którzy pytają mnie skąd ja mam „na to wszystko” pieniądze lub skąd oni je mają wziąć. Hmm…

Zdrowie

Jak już zapewne zorientowaliście się z powyższego, rozpaczliwego i przydługiego wstępu, okazem zdrowia to ja nie jestem. I co, podróżuję? Zapuszczam się w wysokie góry i na rozległe pustynie, gdzie ewentualnie szaman kurzym jajkiem może mnie próbować uzdrowić jak będę potrzebowała lekarza. Ktoś powie, że nie powinnam, że to nie odpowiedzialne… Może nie powinnam, ale chcę, bardzo chcę. A Ty?



Kredyt

Ale to nie koniec, uwaga! Majtki w dół! Mam kredyt na mieszkanie. I to we frankach. Czy biorąc go myślałam o tym, że zakładam sobie na szyję smycz na (nie uwierzycie…) 30 lat? Czy znałam ryzyko wynikające ze zmian kursów walut? Nie. Byłam po prostu młodą  dziewczyną zmęczoną dziesięcioletnią tułaczką z jednego wynajmowanego mieszkania do drugiego, miałam dość nieprzyjemnych właścicieli i współlokatorów, którzy wyjadali mi jedzenie z lodówki, zapychali kibel i nie zmywali po sobie naczyń. Chciałam mieć dom. Za to pragnienie (i trzydziestojedno metrowe mieszkanie) przyszło mi słono zapłacić. Nawet wynajęte samo się nie chce cholerstwo spłacać. I co? Mam się przypiąć łańcuchem do kaloryfera i zapłakać? Pewnie, że łatwiej by się podróżowało bez konieczności pilnowania rachunków za prąd, bez zdalnego poszukiwania kolejnych lokatorów, bez konieczności „wykopywania spod ziemi” dodatkowych kilku stówek co miesiąc. Ale wzięłam ten kredyt, kupiłam to mieszkanie i nie da się tego cofnąć. A podróżować chcę, bardzo. A Ty?

Młodość

Tu mnie trochę macie, bo ze swoimi niemal 34 latami co prawda nie zaliczam się już do młodzieży, ale wciąż do młodych. Tylko, że ludzie w moim wieku, w naszej kulturze, są na etapie wybierania kafelków do nowej łazienki i imion dla dzieci (i to raczej drugich), a nie kraju włóczęgi. I jakbym nawet o tym swoim odstawaniu od rzeczywistości na chwilę zapomniała, to mi zaraz ktoś, kogo to w oczy kole przypomni. Że mam 34 lata, nie mam „nic” i mieszkam w samochodzie. Ale ja chcę tak, bardzo podróżować chcę. A Ty?



Dzieci

Ktoś z was powie, że nie mam dzieci to mi łatwiej. Jasne, że łatwiej! Ale posiadanie dzieci (lub nie) też jest wyborem. Poza tym, powiem wam, że spotykam tylu podróżujących z dziećmi (od kilkumiesięcznych do takich w wieku szkolnym, które rodzice sami uczą), że ten „dzieciowy” argument też mam czelność (choć odrobinę mniejszą) wyśmiać.

Pieniądze

I w końcu nadszedł czas a mój ulubiony argument/zarzut/wymówkę. Pięniądze! Skąd ja je biorę, skąd wy je macie wziąć? Oj powiem wam, że zanim zaczęłam przygodę z blogowaniem podróżniczym, nigdy tak dużo o pieniądzach mówić nie musiałam… No więc uwaga, uwaga! Usiądźcie wygodnie, bo to będzie wiekopomne odkrycie! Pieniądze na podróże trzeba… zarobić! Eureka! No choćby skały srały, manna z nieba nie spadnie. Z tegoż to powodu nie zaczęłam wielkich podróży u progu dwudziestki, a niemal dziesięć lat później. Teraz owszem, blog zdobył popularność i zdarza się, że nie muszę płacić za hotel, za bilety lotnicze, za różne atrakcje (nie muszę płacić pieniędzmi, ale płacę swoją pracą), ba, czasem to mi za pojechanie gdzieś płacą, ale to się zdarza raz na jakiś czas, za zdecydowaną większość swoich podróży, noclegów, jedzenia muszę płacić pieniędzmi, które muszę wcześniej zarobić. A jak się pieniądze zarabia? Najlepiej i najprościej wykorzystując swoje umiejętności. Ja na przykład umiem całkiem nieźle pisać, mówię biegle po angielsku, jestem dobrym mówcą, mam duże zdolności organizacyjne i znam się trochę na zarządzaniu projektami.  A Ty? Nie mam pojęcia. Sam musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie.

I po co to wszystko?

I czemu ja to wszystko piszę? Bo mnie najzwyczajniej w świecie wkurza takie myślenie na łatwiznę w stylu „jemu się udało bo miał łatwiej, mi nie wychodzi bo mam trudniej”. A może za słabo się starasz? Może chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko? A nawet jak ktoś miał łatwiej, to co? To masz tanią wymówkę, żeby odłożyć swoje marzenia na półkę „nigdy nigdy”? Nawet jak ktoś dostał ten spadek po mitycznej cioci z Ameryki, wyszedł bogato za mąż i za to podróżuje, to co? To jego podróże są gorsze? To Ty możesz wrosnąć tyłkiem w kanapę, bo Tobie się tak nie poszczęściło? No możesz, wszystko możesz, pytanie tylko czy tego właśnie chcesz. Jeśli nie, to dupa w troki i jazda! Skończ z wymówkami, staraj się mocniej, pracuj ciężej na swoje marzenia. No właśnie: na swoje! Bo z podróżami jest trochę jak z seksem w trójkącie- niemal każdy o tym fantazjuje, ale tylko część naprawdę tego chce, a jeszcze mniejsza grupa wciela swoje fantazje w życie. Czy Ty naprawdę chcesz podróżować? Czy jesteś w stanie poświęcić na ten cel swoją wygodę, poczucie bezpieczeństwa, bliskość przyjaciół i rodziny? Nie? No i świetnie! Przecież nie ma przymusu podróżowania, nigdzie nie zostało napisane, że odwiedzenie Machu Picchu musi się obowiązkowo znaleźć na liście naszych marzeń.

Tak się składa, że mam młodszą siostrę, która nigdy nie była za granicą (serio). I jest super szczęśliwą, wspaniałą osobą (love you sis!). Ma świetną rodzinę, wspaniałe córki, piękny dom, spokojne, poukładane życie. Ma wszystko to, czego nie mam ja, a ja mam wszystko to, czego nie ma ona. I każda z nas żyje sobie swoim życiem, swoim szczęściem, które sama wybrała i kibicuje drugiej na tej jej zupełnie innej ścieżce. Bo czy jakieś szczęście jest lepsze? Lepsze niż nasze? To po cholerę komuś jego własnego szczęścia zazdrościć? Przecież tylko my sami możemy zbudować sobie swoje własne. Złożone z naszych osobistych, unikalnych klocków, tego na czym nam naprawdę zależy, a nie przelotnych fantazji i zachcianek, na poczet których nie potrafimy nic poświęcić.

Ja bardzo chcę podróżować. A Ty?

Aaaaa! I już czuję się lepiej!


Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? 





Artykuł pochodzi z serwisu .

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPraca w Wielkiej Brytanii nie dla Polaków! Burza po opublikowaniu…
Następny artykułPodróże nie są dla każdego