A A+ A++

Czas na kolejną rowerową wycieczkę przez rubieże powiatu bartoszyckiego. Proponujemy wypad do Bisztynka i m.in. zobaczenie ogromnego Diabelskiego Kamienia, który raz jednak prawie… przeoczyliśmy.

Nie lubię jeździć głównymi, bardzo ruchliwymi drogami. Owszem, jeśli zależy nam, by zaliczyć mocny trening, to nie ma innego wyjścia i trzeba wybrać asfalt.

Jak chyba jednak każdy rowerzysta, także i ja mam niemiłe wspomnienia z udziałem kierowców samochodów. Może nie były one aż tak drastyczne, bo ani razu nie wylądowałem w rowie i nigdy nie musiałem ratować się ucieczką do niego, ale wyprzedzający dosłownie o mysi wąs wielki tir lub kobieta, która bez pardonu wymusza pierwszeństwo na rozpędzonym rowerzyście nie są sytuacjami, które miło się wspomina.

Z Bartoszyc do Bisztynka prowadzi najpierw droga krajowa nr 51, a na rondzie w Plęsach wjeżdżamy w DK 57, prowadzącą do Szczytna i dalej. Ponieważ jednak przyjemność z rowerowej wycieczki wśród wielu samochodów będzie niewielka, a ja jednak wolę turystyczną odmianę rowerowej jazdy, wybieram oczywiście alternatywne trasy. I więcej będzie można zobaczyć, i spokojniej będzie można jechać.

Najpierw trzeba dostać się do Osieki. Wybieram oczywiście swoją ulubioną drogę za jednostką wojskową, czyli jadę przez Perkujki i Lipinę. Będąc już w Osiece, szybciutko przecinam krajową 51-kę i asfaltowym odcinkiem kręcę w stronę Krawczyk.

Trasa bardzo dobrze znana: rozciągnięty podjazd o niewielkim nachyleniu, potem z górki, następnie tzw. siodło terenowe, czyli ostry zjazd, po którym następuje mocny podjazd (coś podobnego mamy w Wirwiltach za “Działkami”), kolejne kilkaset metrów, po czym znowu mamy z górki, a tuż przed wsią musimy mocniej nacisnąć na pedały, by wjechać na szczyt kilkudziesięciometrowego wzniesienia, ale nasze zaprawione w rowerowych wycieczkach nogi bez problemu dają sobie z nim radę.

Jak pisałem wcześniej, przez Krawczyki przebiega szlak Green Velo. Po pokonaniu wzniesienia i znalezieniu się we wsi, możemy pojechać nim w prawo, do Krekol i dalej Stoczka Klasztornego.

Mnie jednak interesuje tym razem przeciwny kierunek, a kolejnym punktem naszej wycieczki są Galiny. Patrząc na odpowiedni drogowskaz, przejeżdżamy obok szkoły, którą mamy po lewej stronie. Wjeżdżamy na nieco stromą, kamienistą drogę, która jednak szybko zmienia się w miły, szutrowy odcinek. Teraz pilnujemy tylko charakterystycznych pomarańczowych znaków, oznaczających trasę Green Velo, która zaprowadzi nas prosto do Galin.

Szybko wjeżdżamy w ścieżkę biegnącą przez las. Jeśli na naszą wycieczkę wybraliśmy się w gorący, letni dzień, znajdziemy teraz trochę kojącego cienia i chłodu. Jedziemy niespiesznie, bo i nie ma powodu, by pędzić jak szalonym z pochyloną głową i wzrokiem wpatrzonym w piasek pod nami. Zamiast tego, jak na rekreacyjny wypad przystało, rozglądamy się dookoła, a nasze oczy odpoczywają wśród otaczającej nas zieleni.

Mijamy tabliczkę upamiętniającą posadzenie przez harcerzy z bartoszyckiego hufca lasu na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, a po dalszych kilku minutach jazdy docieramy na mostek nad Pisą, gdzie warto zatrzymać się na chwilę. Wcześniej czeka nas mało przyjemny zjazd po kocich łbach, a tuż za mostkiem takiż sam podjazd.

Docieramy w końcu do leśnego parkingu. W tym miejscu zaczyna się ścieżka dydaktyczna. To miejsce, które zna chyba każdy nie tylko okoliczny mieszkaniec, ale też mieszkaniec Bartoszyc. Licząca ok. półtora kilometra ścieżka to doskonałe miejsce na spacer w leśnym zaciszu. Po drodze Nadleśnictwo Bartoszyce ustawiło wiele tablic informujących o gatunkach rosnących tutaj drzew, czy zwierzętach, które przy dozie szczęścia będzie można zobaczyć. Pod koniec ścieżki znajdują się zadaszone wiaty. Przyjemnie wtedy wyciągnąć prowiant i wśród szumu drzew posilić się przed dalszą drogą.

Ścieżka kończy się tuż przy Zespole Pałacowym w Galinach. Przejeżdżamy przez jego teren, mijamy kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i wjeżdżamy na drogę krajową nr 57. Musimy teraz przejechać nią ok. kilometra, po czym skręcić w prawo, w kierunku Trutnowa. Być może można do tej wsi dojechać i polnymi ścieżkami z Galin, co zresztą widać na mapach, ale prawdę mówiąc, nigdy tego nie sprawdziłem. Ale zrobię to przy najbliższej okazji!

Do Trutnowa czeka nas najmniej przyjemny odcinek. Droga w tym miejscu wyłożona jest betonowymi płytami i albo będziemy jechać po nich, podskakując na każdym łączeniu, albo koła naszego roweru skierujemy miedzy płyty i będziemy poruszali się środkiem. Docierając do wsi, skręcamy w lewo, a po kilkudziesięciu metrach w prawo. Teraz czeka nas trochę pagórkowatego terenu.

Dojeżdżamy do drogi wojewódzkiej nr 513. Na lewo będą Wozławki, na prawo Kiwity, ale my jedziemy prosto. W ten sposób docieramy do Sułowa. To w tej wsi w październiku 2015 r. Filip Bajon kręcił sceny do swojego filmu “Kamerdyner”. Zdjęcia powstawały w centralnym miejscu wsi, na drodze prowadzącej do bardzo urokliwego kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego oraz przy samej świątyni i w jej wnętrzu.

Przejeżdżamy przez Sułowo. Za ostatnim gospodarstwem po lewej stronie zobaczymy odbijającą w tym samy kierunku polną drogę, ale trzymamy się kierunku na wprost (tamta droga zaprowadziłaby nas do Wozławek). Mijamy warmińską kapliczkę i dojeżdżamy do rozwidlenia. Skręcamy kierownicę bardziej w prawo i jedziemy już w kierunku Bisztynka. Otaczające nas łąki i pola sprawiają, że jazda staje się jeszcze przyjemniejszą. Nie spieszymy się, ciesząc się otaczającymi nas widokami i ciepłem ogrzewających promieni słonecznych (jeśli akurat są).

Cały czas trzymamy się głównej drogi. Mijamy zakład przerobu odpadów “Sękity”. Znajdujemy się już na ulicy Grodzkiej. Za metalowym ogrodzeniem po lewej stronie będziemy mijali teren cmentarza. Kilkaset metrów dalej dojedziemy do skrzyżowania z DK 57. Po prawej stronie będziemy mieli odnowiony kilka lat temu budynek Ośrodka Kultury i Aktywności Lokalnej, przed nami ujrzymy zrewitalizowaną Bramę Lidzbarską, a w dali po prawej stronie górował nad dachami będzie kościół św. Macieja.

Wjeżdżamy do centrum Bisztynka. Objeżdżamy plac Chopina i kierujemy się najpierw ulicą Sienkiewicza i dalej prosto Kościuszki. Musimy jechać zgodnie z kierunkowskazem na Reszel. Po drodze mijamy m.in. siedzibę urzędu miejskiego. Przy restauracji/hotelu Marysieńka skręcamy w lewo, w ulicę Kolejową, która jest wylotówką w kierunku Łabędnika. Jeszcze kilkadziesiąt metrów jazdy, po czym na wysokości szkoły podstawowej odbijamy w prawo, w ulicę Sportową.

Jesteśmy już bardzo blisko celu naszej wycieczki. Przy wejściu na teren stadionu skręcamy w lewo, w wyłożoną polbrukiem uliczkę, by kilkanaście metrów dalej, po lewej stronie zobaczyć jeden z największych w Polsce głazów narzutowych.

Nie popełnijcie jednak mojego błędu. Kiedy bowiem jakiś czas temu pojechałem do Bisztynka rowerem, by po raz pierwszy obejrzeć ów kamień, po prostu go… przeoczyłem, choć przejechałem tuż obok niego drogą, którą opisywałem wcześniej.

Jak to możliwe, by nie zauważyć wysokiego na 3 metry i mającego obwód 28 metrów kolosa? Ano moja uwaga skupiła się wówczas na znajdującym się naprzeciwko kamienia… parkingu. “Parking? W takim miejscu? Z dala od budynków? Po co?” zastanawiałem się, podczas gdy odpowiedź była na wyciągnięcie ręki po drugiej stronie.

Wariantów powrotu do Bartoszyc mamy kilka. Możemy oczywiście pojechać tą samą drogą, którą przyjechaliśmy, możemy ruszyć w kierunku Łabędnika i dotrzeć do miejsca startu drogą wojewódzką 592, a jeśli wciąż nam będzie mało, zboczyć z niej tu i ówdzie, możemy też po prostu wjechać na krajową 57-kę i nią wrócić do domu. Byleby bezpiecznie. Do zobaczenia na trasie!

Grzegorz Kwakszys
[email protected]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSanocka młodzież z biało-czerwoną! Akcja #WywieśFlagę
Następny artykułZ kim miał kontakt i gdzie? Zakażony koronawirusem z wizytą w ośrodku zdrowia