Osoby, które są najbliżej epidemii koronawirusa, to m.in. ratownicy medyczni. Mimo nadzwyczajnej ostrożności i w tej grupie zawodowej zdarzają się zachorowania. Częściej dochodzi do sytuacji, gdy muszą być wyłączani z pracy.
Przykład: karetka została wezwana do, wydawałoby się, rutynowego zgłoszenia. Najpierw na miejsce pojechał zespół podstawowy, a ponieważ pacjent był w ciężkim stanie, wezwano również zespół specjalistyczny. Po badaniu okazało się, że ma dodatni wynik na obecność koronawirusa. Wobec tego, pracownicy zostali odsunięci od wykonywania obowiązków, przebywali na kwarantannie, a po 7 dniach i od nich zostały pobrane wymazy. Sytuacja okazała się nie lada wyzwaniem dla pozostałych, zatrudnionych w stacji.
- Sytuacja w regionie jest dynamiczna. Coraz więcej osób wyłączanych jest z pracy, co najmniej na kilka, kilkanaście godzin, albo na kilka dni – powiedziała Marta Solnica, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego. – Działają względy bezpieczeństwa. W pierwszej kolejności musimy dbać o pacjentów i personel, który codziennie wyjeżdża nie tylko do osób, u których wystąpiło podejrzenie koronawirusa, ale również do innych mieszkańców skarżących się na pozostałe dolegliwości. W przypadku mieszkańca sąsiedniego powiatu pacjent uskarżał się na bóle w okolicach brzucha. Zespół podstawowy zmuszony był do wezwania zespołu specjalistycznego. W efekcie na miejscu, mieliśmy skierować dwie karetki, ratowników medycznych i lekarza – dodaje nasza rozmówczyni.
W maskach, ale bez fartuchów
– Podczas udzielania pomocy, ratownicy wyposażeni byli w podstawowe środki ochrony, czyli maski FP2, przyłbice i rękawiczki. Nie mieli jednak pełnej ochrony, jaką zakłada się w przypadku chorych na COVID-19. Chodzi o fartuchy czy kombinezony – tłumaczyła dyrektor Solnica.
Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna wolała dmuchać na zimne. Wszystko po to, by ewentualne ognisko (jeśli oczywiście wystąpiło), nie rozprzestrzeniało się na innych. Decyzją sanepidu, pracownicy pogotowia zostali objęci kwarantanną. Kiedy zatem powinni założyć pełny strój ochronny?
- Ratownicy zakładają go, kiedy z wywiadu wynika, że mogą zostać zakażeni, lub stan chorego uniemożliwia przeprowadzenie z nim rozmowy. Przy okazji tego, co wydarzyło się , warto zaapelować za pośrednictwem mediów do społeczeństwa. W momencie kiedy na miejscu pojawiają się ratownicy medyczni, nie można ich okłamywać, ani tym bardziej zatajać przed nimi istotnych informacji. Warto abyśmy dbali o własne zdrowie i bezpieczeństwo. W obecnej sytuacji są one najważniejsze – dodaje dyrektor.
Jak podkreśla szefowa ŚCRMiTS, sytuacja w pogotowiu nie jest łatwa, ale nie można jej określić jako dramatycznej. – Da się zaobserwować, że wiele osób jest nosicielami koronawirusa, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Chorobę przechodzą bezobjawowo. Nie mają kaszlu, duszności, czy podwyższonej temperatury – mówiła Solnica.
Jak w takich przypadkach przedstawia się obsada stacji? Czy mieszkańcy, którzy potrzebować będą pomocy mogą się niepokoić? – Dwa wspomniane zespoły ratunkowe, w liczbie 5 osób zostały wyłączone, ale nie oznacza to, że pozostałe nie działają. Pozostałe pracują normalnie. Wszystkie są prawidłowo ustawione. Nie ma problemów w tym, by karetki nie wyjeżdżały do potrzebujących – zapewnia dyrektor Solnica.
Ratownik: jedziemy w ciemno
W jaki sposób, w tym trudnym dla wszystkich mieszkańców czasie radzą sobie pracownicy pogotowia?
- Tak naprawdę do każdego zgłoszenia, jedziemy praktycznie w ciemno – mówił Leszek Miller, przedstawiciel związku zawodowego działającego w strukturach Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego. – Dyspozytor w Kielcach zbiera wywiad przez telefon. Telefonicznie wszystkiego nie da się jednak zrobić. Tak jest np. z mierzeniem temperatury ciała. Niektórzy w domach nie mają nawet termometrów – dodaje.
Jak podkreśla, jeśli wstępny wywiad jest ujemny (u pacjenta nie wystąpiły objawy koronawirusa), ratownicy nie zakładają kombinezonów. Zakładają natomiast maski, rękawice i przyłbice. – Jeśli wywiad jest dodatni, cała załoga pogotowia musi ubierać się w kombinezony – opisuje nasz rozmówca, który na co dzień pracuje w podwójnej roli: kierowcy i ratownika. – Staramy się o tym nie myśleć, co może wydarzyć się podczas takiego wyjazdu. Również mnie może taka sytuacja spotkać i wtedy znajdę się na kwarantannie – zaznaczył. Np. w starachowickim pogotowiu, gdzie jest zlokalizowany szpital zakaźny, do transportu osoby chorej na koronawirusa przystosowana jest jedna karetka.
- To dwuosobowy zespół. Takim samochodem przewożone są osoby z innych miast do szpitala zakaźnego w Starachowicach. Przystosowana karetka przewozi również próbki z krwią do Sanepidu w Kielcach – tłumaczył Miller. Zanim jeszcze ratownicy medyczni pojawią się na miejscu zdarzenia, uzgadniają, który z nich jako pierwszy wejdzie do mieszkania potencjalnego pacjenta.
– Jeden z pracowników pogotowia zakłada kombinezon, przekraczając próg w pełnym sprzęcie. Mierzy domownikom temperaturę ciała, przeprowadza wywiad z pytaniami, dotyczącymi objawów, np. kaszlu, duszności. Jeśli takie nie występują, wówczas pozostałe dwie osoby z karetki mogą wejść wraz z nim. Inaczej jest w przypadku zespołu podstawowego – powiedział. I jako przykład podaje taką sytuację.
- Któregoś dnia udaliśmy się na miejsce wraz z doktorem. Z wywiadu przeprowadzonego przez dyspozytora wynikało, iż osoba potrzebująca pomocy miała duszności, kaszel i temperaturę. Do mieszkania wszedł jeden z ratowników. Po kilku chwilach wszyscy musieliśmy zakładać kombinezony. Były objawy, które mogły wskazywać na obecność koronawirusa – zaznaczył.
Czy pracownikom pogotowia nie brakuje sprzętu ochrony osobistej? – Maseczki i kombinezony dostarczane są na bieżąco. Nie ma z tym problemu. Każdego dnia, nie tylko ja, ale również moi koledzy wchodzą z domu do pracy i zastanawiają się czy nie będzie trzeba iść na kwarantannę. Najgorsza jest sytuacja, kiedy mamy do czynienia z nagłym zatrzymaniem krążenia. Zespół stara się jak najszybciej dojechać, na ternie miasta w ciągu maksymalnie 5 minut. Kilka minut zajmuje wówczas zakładanie kombinezonów i przygotowanie się do takiego wyjazdu. Dojazd do pacjenta wówczas wydłuża się. Najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjenta i całej załogi – stwierdził Leszek Miller.
Pamiętaj o akcji „Nie kłam medyka”
To akcja, w której ratownicy proszą pacjentów o jedno – szczerość podczas wzywania pomocy i zbierania wywiadu medycznego. Brak szczerości jest szczególnie niebezpieczny dla tych, którzy w pierwszej kolejności mają kontakt z pacjentem. Jeżeli nie będą oni mieli świadomości zagrożenia, nie będą w stanie się odpowiednio zabezpieczyć i tym samym są narażeni na zachorowanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS