A A+ A++

Politycznie, wizerunkowo. Część naszych sojuszników – USA, Wielka Brytania i Kanada – ogłosiła bojkot dyplomatyczny tych igrzysk.

– Ale na taki bojkot nie zdecydowały się Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania itd. Także dlatego na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Kwestia nie jest bowiem czarno-biała – odpowiedź musi zawierać różne odcienie szarości. Gdyby cały Zachód zdecydował się na bojkot dyplomatyczny, to prezydent Duda powinien się do takiego bojkotu dołączyć. W sytuacji, kiedy Zachód jest w tej kwestii podzielony, bardziej skłaniałbym się ku opinii, że do Pekinu warto jednak jechać…

Bojkot dyplomatyczny igrzysk w Pekinie ma w ogóle sens?

– Niewielki, z trzech powodów. Po pierwsze – jak już wspominałem – nie wszyscy na Zachodzie się do niego przyłączyli. Po drugie to nie jest pełnokrwisty bojkot tak jak w 1980 (Moskwa) i 1984 (Los Angeles – w odwecie za Moskwę) tylko pół-bojkot. Dotkliwy byłby bojkot ze strony zawodników – tymczasem sportowcy na Igrzyska do Pekinu jadą, bojkotują je dyplomaci i politycy. Trzeci powód jest taki, że te Igrzyska to wewnętrzny spektakl w Chinach…

Czyli biorąc to wszystko pod uwagę taki bojkot to pusty gest?

– Raczej wyraz desperacji części Zachodu. Politycy w USA, Kanadzie czy Wielkiej Brytanii widzą, co Chińczycy zrobili z Hongkongiem, jak bardzo się rozpychają na świecie, czego wyrazem jest tzw. dyplomacja wilczych wojowników. Dobrze wiedzą też o prześladowaniach Ujgurów i z niepokojem patrzą na pohukiwania na Tajwan. Chcieliby coś z tym zrobić, przynajmniej w oczach własnego elektoratu, ale niewiele mogą. Na sankcje gospodarcze wobec Chin nie mogą sobie pozwolić, bo uderzyłyby one rykoszetem w zachodnie gospodarki. Dzisiejszy świat to bowiem system naczyń połączonych. Najłatwiej więc sięgnąć po bojkot dyplomatyczny, ubrać to wszystko w szaty moralizatorskie, bo to kosztuje znacznie mniej niż pójście na gospodarcze zwarcie z Chinami.

Wygląda na to, że Chińczycy tym specjalnie się nie przejmują…

– I to jest właśnie ów trzeci powód nieskuteczności tego kroku. Inaczej niż przed Letnimi Igrzyskami w Pekinie w 2008 roku Chińczykom specjalnie nie zależy na światowym wizerunku. Byłem w Chinach w 2006 roku i na własne oczy widziałem, jak chińskie władze dwoiły się i troiły, by te igrzyska były sukcesem. Wtedy Chiny chciały pokazać wszystkim, że wracają na należne im miejsce w świecie, że znowu są potężne itd. Dziś chińskie władze nie potrzebują udowadniać, że Chiny są wielkie. Wszyscy bowiem wiedzą, że są drugim najważniejszym państwem świata. Wizerunkowo Zimowe Igrzyska są ważniejsze dla chińskiej opinii publicznej. Inna sprawa, że dziś wielkie imprezy sportowe stały się drogą zabawką w rękach autokratów, którym zależy na pokazaniu się, bo lubią ogrzewać się w świetle jupiterów. Tegoroczne mistrzostwa Świata w piłce nożnej odbędą się pod koniec tego roku w Katarze, poprzedni mundial rozgrywany był w Rosji.

Jednym z głównych powodów dyplomatycznego bojkotu zimowych igrzysk w Pekinie są prześladowania Ujgurów. Czy możemy jakoś pomóc tej mniejszości, której według części ekspertów grozi kulturobójstwo?

– Bardzo trudno pomóc Ujgurom, także dlatego, że są oni bardzo słabą politycznie społecznością na świecie. W odróżnieniu od Tybetańczyków, którzy też są ofiarami Chińczyków, nie mają swej rozpoznawalnej reprezentacji politycznej. Ponadto, polityka sinizacji Sinciangu sprawiła, że stali się u siebie już mniejszością. Dzięki nowoczesnym technologiom Chińczycy sprawują nad nimi niemal totalną kontrolę. Co więcej o ile Zachód i część państw buddyjskich wspierały Tybetańczyków, Ujgurów, którzy są muzułmanami, nie wspierają nawet państwa muzułmańskie. Bogate kraje Zatoki Perskiej czy Turcja mogłyby się przyłączyć do nacisków na Chiny, ale tego nie robią. W końcu chodzi o obronę braci w wierze. Podsumowując, nie widzę więc specjalnie możliwości pomocy Ujgurom…

Chińczycy przykręcają śrubę w Hongkongu i Sinciangu, bo nie zależy już im na tym, co Zachód o tym powie. Czy w takiej sytuacji prezydent Duda powinien upomnieć się o Ujgurów, czy też spuścić zasłonę milczenia na kwestię łamania praw człowieka w Chinach?

(Westchnienie) Uściślając pytanie – chińskim władzom zawsze zależy na wizerunku, tyle że w 2008 zależało im na wizerunku międzynarodowym, dziś zależy im na wizerunku krajowym. Jeśli chodzi o kwestię przestrzegania praw człowieka w Chinach, to od 30 lat Zachód próbuje podnosić tę kwestię, ale praktyka pokazuje, że upominanie publiczne władz w Pekinie niewiele daje. Pewne sprawy bardziej opłaca się załatwiać zakulisowo. Jeśli chodzi o Polskę i prezydenta Dudę – cóż mała polska myszka może zrobić wielkiemu chińskiemu smokowi? Wiem, że w Polsce jest całkiem sporo ludzi przekonanych, że jesteśmy mocarstwem, ale przecież wszyscy na świecie wiedzą, że tak nie jest. Gdyby więc Polska zaczęła podskakiwać Chinom, byłoby to kontrproduktywne…

Tym bardziej że jeśli chodzi o swobody demokratyczne, to pod rządami PiS Polska nie jest już pod tym względem wzorem…

– To jeszcze jeden powód, by nic nie mówić. Jeśli jakiś ważny polski polityk pojedzie do Chin w interesach i zacznie mówić o prawach człowieka, to jak mówi przysłowie „cnotę straci, a rubla nie zyska”.

Podsumowując: w kwestii igrzysk w Pekinie najlepiej siedzieć cicho?

– Jechać na otwarcie igrzysk, ale się z tym nie afiszować, starać się nie wychodzić przed szereg.

*Michał Lubina (ur. 1984) ekspert ds. stosunków międzynarodowych i znawca Azji, adiunkt w Instytucie Bliskiego i Dalekiego, autor kilku książek o Azji

Czytaj też: „Świat po pandemii nie będzie już taki sam. Wszystko trzeba będzie poukładać od nowa…”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułIza i Kamil ze “Ślubu od pierwszego wejrzenia” wciąż się nie rozwiedli. Co dalej?
Następny artykułKorzyść czy rozdawnictwo?