A A+ A++

Jarosław Kaczyński siedzi przy stole w za dużej maseczce, która sięga oczu. Obok niego Mateusz Morawiecki, po drugiej stronie Viktor Orbán. To zdjęcie z wtorkowej wizyty w Warszawie opublikował na Facebooku premier Węgier.

Orbán przyjechał do Warszawy w wyśmienitym humorze, bo przywiózł kilkustronicowe, zapisane drobnym drukiem porozumienie w sprawie budżetu Unii Europejskiej, które Polska i Węgry wynegocjowały z Angelą Merkel. Niemiecka prezydencja do końca roku kieruje pracami Unii.

Czytaj także: Co zrobi Zbigniew Ziobro po porozumieniu z Unią? Są trzy scenariusze

Co prawda nie udało się wynegocjować zmiany decyzji Rady Europejskiej, która w lipcu przyjęła rozporządzenie o powiązaniu funduszy UE z praworządnością, ale ma być przyjęta deklaracja interpretacyjna, która – jak Orbán przekonywał polskich partnerów – zabezpieczy interesy Polski i Węgier. Komisja Europejska i Rada UE nie będą stosować rozporządzenia „pieniądze za praworządność” do czasu wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, bo Polska i Węgry chcą zaskarżyć tę regułę, a to może potrwać nawet dwa lata.

– Orbán ugrał to, co chciał. Jest przekonany, że deklaracja gwarantuje mu bezkarność w związku z zarzutami, że przy wydawaniu unijnych funduszy na Węgrzech dochodzi do korupcji. Z kolei Polska zyskuje zapewnienie, że rozporządzenie o warunkowości nie może być wykorzystywane w sprawach światopoglądowych czy dotyczących prawa rodzinnego, bo na tym gra Zbigniew Ziobro, strasząc małżeństwami gejowskimi i tym, że nam tu zaraz będą organizować targi i sprzedawać dzieci parom homoseksualnym – mówi mi polityk z kierownictwa PiS.

Rozmowa trwa półtorej godziny. Do przywódców Polski i Węgier dołączają koalicjanci Zjednoczonej Prawicy Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Kaczyński, Morawiecki i Gowin popierają propozycję kompromisu. Okoniem staje Ziobro, który mówi, że deklaracja interpretacyjna nie jest prawnie wiążąca i ma charakter wyłącznie polityczny. Orbán prawie godzinę przekonuje ministra sprawiedliwości, że oba kraje powinny ustąpić i poprzeć budżet, bo jako jedyne w Unii grożą wetem.

– Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że gdyby to Morawiecki tłumaczył Ziobrze, iż się myli, podziałałoby to na niego jak płachta na byka. Dlatego ciężar argumentacji wziął na siebie Orbán – opowiada bliski doradca Jarosława Kaczyńskiego.

***

Negocjacje w sprawie unijnego budżetu były prowadzone w trójkącie Polska – Węgry – Niemcy, premierzy Polski i Węgier prowadzili też indywidualne rozmowy z kanclerz Merkel, której zależało na przyjęciu budżetu przed zakończeniem niemieckiej prezydencji. Z własnej inicjatywy spotkał się w Brukseli z kilku komisarzami UE Jarosław Gowin, m.in. z wiceszefami Komisji Margrethe Vestager i Valdisem Dombrovskisem. I publicznie apelował, żeby Polska nie zgłaszała weta. Mówił, że można użyć broni atomowej, ale od wybuchu ucierpi także nasz kraj, bo nie będzie budżetu Unii na lata 2021-2027, którego Polska jest największym beneficjentem. Nie będzie też Funduszu Odbudowy po koronawirusie, z którego możemy dostać ponad 200 miliardów złotych. A i tak będzie rozporządzenie wiążące wypłatę środków europejskich z praworządnością.

Spotkanie Viktora Orbána z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim podczas jego wizyty w Warszawie, 8 grudnia 2020 r. Fot.: Facebook.com/orbanviktor / Facebook

Propozycja, żeby doprecyzować warunki wprowadzenia rozporządzenia w konkluzjach szczytu Rady Europejskiej, padła po raz pierwszy na spotkaniu Gowina z unijnymi komisarzami. Wicepremier poinformował o swojej inicjatywie Kaczyńskiego. Jej celem było to, żeby Morawiecki miał w Brukseli większe pole manewru, a nie pojechał tam postawiony w narożniku przez Ziobrę. Minister sprawiedliwości mówił, że polski premier powinien twardo negocjować, a nie być miękiszonem. Na konferencji prasowej Solidarnej Polski padło nawet sformułowanie: „weto albo śmierć”.

– Ziobro kieruje się wyłącznie własnym doraźnym interesem. Jest gotów podpalić Polskę, by jego partia przekroczyła w najbliższych wyborach parlamentarnych próg pięciu procent. Morawiecki wolał kompromis, ale gdyby porozumienie nie satysfakcjonowało Jarosława Kaczyńskiego, zawetowałby budżet. On jest jeszcze bardziej uległy wobec prezesa od Beaty Szydło – opowiada polityk Zjednoczonej Prawicy. Przypomina, że w maju szef rządu początkowo poparł Gowina w sprawie wyborów, a później błyskawicznie się wycofał. – Boi się dymisji, dla utrzymania stołka premiera zrobi wszystko – dodaje mój rozmówca.

Czytaj też: Premier wie, że zawiódł Kaczyńskiego. W Sejmie nie bronił prezesa, bronił siebie

Po wizycie w Brukseli Gowin spotkał się z Kaczyńskim, który był bardzo zainteresowany wynikami rozmów. Od początku awantury o weto brał pod uwagę kompromis. Gdy Gowin powiedział mu, że jesteśmy pożytecznymi idiotami premiera Węgier, prezes PiS ostro zaprotestował. Według niego Unia Europejska jest w stanie głębokiego kryzysu, więc dwa zdrowe państwa – Polska i Węgry – muszą stanowić wspólny front.

– On naprawdę tak myśli. Dlatego ma dziś poczucie częściowego zwycięstwa. Nie wygranej wojny, ale bitwy. Będzie mógł powiedzieć w kraju, że rząd Morawieckiego wynegocjował ogromne pieniądze z Unii i nie trzeba było zgłaszać weta – podkreśla polityk z kierownictwa Zjednoczonej Prawicy.

***

Jednak nawet w obozie władzy nie brakuje opinii, że na awanturze wokół weta do budżetu zyskał głównie Viktor Orbán. Warunkowość dotyczy wydawania środków unijnych, a to Węgrom, nie Polsce zarzuca się korupcję przy wykorzystaniu funduszy. Jeśli porozumienie wejdzie w życie, premier Węgier zyska dwa lata, nim zapadnie wyrok TSUE, i będzie mógł bez żadnych ograniczeń – tak jak do tej pory – wydawać unijne fundusze.

Były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, europoseł PO, mówi wprost, że Polska dała się wykorzystać Orbánowi. – To Węgier, który był na aucie w Unii, negocjował z Angelą Merkel i prezydencją niemiecką, i to on, a nie Polska, jest autorem kompromisu. Orbán wykorzystał Polskę do załatwienia swoich interesów, odłożenia wprowadzenia rozporządzenia, żeby mógł dalej kraść do wyborów, które ma za dwa lata. Partnerzy w Unii zobaczyli, że nie jesteśmy poważnym graczem, bo nie graliśmy o realne pieniądze, tylko o symbole i urojenia, które nie istnieją, np. bazarki do handlu dziećmi – podsumowuje gorzko Sikorski.

Według politologa Aleksandra Smolara z Fundacji im. Stefana Batorego poza ziobrystami jest w Zjednoczonej Prawicy wiele osób uważających, że ustępstwa, które w gruncie rzeczy uzależniają wypłatę środków unijnych od przestrzegania praworządności, to jest zagrożenie dla polskiej racji stanu.

– Ten kompromis nie powstrzyma procesów rozkładowych w Zjednoczonej Prawicy. Pokazuje słabość tej władzy, że w istocie ustępuje, mając w perspektywie najwyżej odłożenie w czasie tej warunkowości wypłat – mówi Smolar.

Wycofanie się Polski i Węgier z weta stawia w trudnej sytuacji Ziobrę, który zainwestował wiele, by doprowadzić do nieuchwalenia budżetu. „Konkluzje interpretujące i wytyczne nie są prawem! Prawem jest rozporządzenie. Jeżeli rozporządzenie łączące budżet z ideologią wejdzie w życie, będzie to znaczące ograniczenie suwerenności Polski i złamanie europejskich traktatów. Nie zgadzamy się na to!!! Walczmy o interes Polski” – napisał Ziobro na Twitterze już po nieoficjalnych informacjach, że Polska i Węgry skłaniają się do przyjęcia kompromisu. Według Sikorskiego skoro weto upadło, Ziobro powinien podać się do dymisji.

– Solidarna Polska mówiła: „weto albo śmierć”, powstaje pytanie, czy Ziobro wychodzi z koalicji, skoro został zdradzony o świcie? – pyta Sikorski.

***

W PiS panuje przekonanie, że prawdopodobieństwo wyjścia Solidarnej Polski z rządu jest duże. Ziobro mógłby powiedzieć, że PiS zdradziło narodowe interesy, i liczyć na to, że odbierze partii Kaczyńskiego najbardziej radykalny elektorat i Konfederacji wyborców niechętnych Unii. Gdyby doszło do rozpadu koalicji, to – jak mówi polityk obozu rządzącego – będą 3-4 miesiące rządu mniejszościowego połączone z próbą przeciągania na stronę PiS posłów opozycji, a jeśli to się nie uda, wcześniejsze wybory.

Jednak samodzielny start w wyborach byłby dla Ziobry ryzykiem, bo sondaże nie dają Solidarnej Polsce szans na wejście do parlamentu, a wyborcy prawicy nie lubią rozbijania jedności. Dlatego bardziej prawdopodobne jest to, że Ziobro zostanie w koalicji, ale będzie próbował wykorzystać kwestię weta do wymiany premiera.

– Te konkluzje interpretujące to jest pic na wodę bez mocy prawnej. Rozporządzenie o powiązaniu funduszy UE z praworządnością wchodzi w życie i stanowi ograniczenie polskiej suwerenności. To jest kompletna porażka i winę za to ponosi Morawiecki – podkreśla bliski współpracownik Ziobry. Nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy Solidarna Polska wyjdzie z rządu.

Zdaniem prof. Jarosława Flisa, socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, szarża w sprawie weta osłabiła ministra sprawiedliwości. – Ziobro przeszarżował, mówiąc, że jeśli Morawiecki nie zawetuje budżetu, to będzie miękiszonem. Premier zrobił unik: wystawił Gowina jako złego glinę, który wszedł w zwarcie z Ziobrą i powiedział, że weto jest bez sensu, a sam Morawiecki mógł powiedzieć, że zobaczymy, ile uda się wytargować. Okazało się, że Ziobro, który zawsze mógł liczyć na Gowina w walce z dużym PiS, teraz nie ma jego wsparcia. Gowin pokazał, że nie dołączy do samobójczej szarży. Jeśli dojdzie do kompromisu w sprawie budżetu, Morawiecki wyjdzie z tego wzmocniony – uważa Flis. Dodaje, że w postępowaniu Ziobry widać, iż nie chodzi mu o dobro kraju, tylko o własne interesy. Chce zniszczyć konkurentów i obawia się, że jego sztandarowy projekt dotyczący zmian w sądownictwie zostanie poświęcony na ołtarzu zdobywania funduszy na rozwój. Beneficjentem zostanie Gowin, który będzie rozdawał pieniądze, a nie Ziobro, który będzie kontrolował wymiar sprawiedliwości.

***

Ważny polityk obozu władzy uważa, że odwołanie Morawieckiego jest realne. Premier nie ma dobrych notowań w PiS, bo rząd nie radzi sobie z pandemią. Jego dymisji chcą nie tylko ziobryści. Naciska na to także wpływowy zakon PC, czyli politycy z pierwszej partii Kaczyńskiego – Porozumienia Centrum, którzy w fotelu premiera widzieliby szefa MON Mariusza Błaszczaka. Nieoficjalnie mówi się w PiS, że do zmiany premiera może dojść wiosną, gdy koronawirus odpuści i będzie potrzebne nowe otwarcie. Błaszczak, który należy do zakonu PC, ma poparcie w partii i zaufanie Kaczyńskiego.

– Jeśli będzie porozumienie, Ziobro ogłosi Morawieckiego zdrajcą i zażąda jego odwołania, grożąc wyjściem z rządu. Natomiast gdyby było weto, toby oznaczało, że Morawiecki się zużył, nikomu nie jest już do niczego potrzebny. On został premierem po to, by poprawić relacje z Unią i wynegocjować dobry budżet, a na końcu będzie twarzą ciężkich strat gospodarczych oraz marginalizacji Polski w Unii – ocenia polityk z kierownictwa Zjednoczonej Prawicy.

Według prof. Flisa, jeśli PiS zdecyduje się na wymianę premiera, to będzie dowód tendencji samobójczych w tym ugrupowaniu. – PiS ma inklinacje do takich ruchów. W szczycie popularności pozbyto się Kazimierza Marcinkiewicza i notowania partii poleciały w dół. Później pozbyto się Beaty Szydło, która doprowadziła do wygranej w wyborach i samodzielnej większości. Teoretycznie może się zdarzyć wymiana Morawieckiego na Błaszczaka. Jednak jeśli on będzie premierem, to Gowin i Ziobro dopiero rozwiną skrzydła, bo kto będzie medialną gwiazdą tego rządu? Z pewnością nie Błaszczak, choć prawdopodobieństwo wygrania następnych wyborów może być iluzoryczne – przewiduje socjolog.

Bardziej prawdopodobne od rozpadu koalicji rządzącej jest to, że Zjednoczona Prawica będzie trwać. Jarosław Kaczyński mówił w środę w Sejmie, że wybory odbędą się w konstytucyjnym terminie w 2023 roku. Prezes raczej nie zdecyduje się na skrócenie kadencji, bo według dzisiejszych sondaży nie miałby szans na samodzielną większość. Poza tym Kaczyński do dziś ma traumę po tym, jak w 2007 roku PiS zdecydowało się na wcześniejsze wybory i straciło władzę.

PiS będzie zatem trwać u władzy wstrząsane kolejnymi kryzysami. Dla państwa będzie to oznaczać coraz większy chaos i stagnację w sytuacji największego kryzysu gospodarczego od lat, gdy władza powinna zajmować się rozwiązywaniem problemów kraju i obywateli, a nie sama sobą.

Czytaj też: „Bo uważam, że nie”. PiS latami flirtował z antyszczepionkowcami, teraz zapłaci za to cenę

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMicrosoft przestrzega przed niebezpiecznym malware, który atakuje Chrome, Firefoxa i Edge
Następny artykułKolejne miejsce, kolejne serce