Michael Roth, polityk SPD, członek kierownictwa swej formacji i jednocześnie szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu, opublikował w periodyku Internationale Politik Quarterly ważny artykuł w którym proponuje on rewizję dotychczasowej niemieckiej Ost-Politik.
Wystąpienie Rotha jest świadectwem dyskusji i przewartościowań, które mają miejsce obecnie wśród przedstawicieli niemieckiej klasy politycznej, której, mam takie wrażenie, nie śledzimy i nie staramy się, a szkoda, wpływać na wyciągane wnioski. Co pisze Roth? Punktem wyjścia jego rozważań jest przekonanie, formułowane wprost, że agresja Rosji na Ukrainę zmusza Niemcy do ponownego przemyślenia swej polityki wschodniej i krytycznego spojrzenia, z tej perspektywy, na dokonania ostatnich 30 lat. W jego opinii deklaracje Scholza w kwestiach obronności (Zeitenwende) winny być uzupełnione o nową definicję niemieckich interesów na Wschodzie, co wpłynąć musi na kształt Ostpolitik. Roth przypomina, że socjaldemokraci rozpoczynając jeszcze w latach siedemdziesiątych politykę otwarcia na ZSRR równolegle finansowali niemieckie siły zbrojne, które właśnie za rządów Brandta i Schmidta osiągnęły swój największy potencjał. Polityka otwarcia na Moskwę nie była też ideologicznie motywowana, ale po prostu w Berlinie uznano, że „klucze do zjednoczenia Niemiec” tam się właśnie znajdują i normalizacja z ZSRR służyła będzie długofalowym niemieckim interesom narodowym. A zatem o kształcie Ostpolitik decydowały motywy pragmatyczne a nie ideologiczne, co zresztą potwierdza dbałość ówczesnych rządów socjaldemokratycznych o siłę więzi atlantyckich.
Jak pisze Roth „Egon Bahr, architekt Ostpolitik, był realistą w tradycyjnym sensie. Był przekonany, że polityka międzynarodowa obraca się wyłącznie wokół władzy i interesów narodowych. Tym celom podporządkowane zostały wartości takie jak demokracja, praworządność i prawa człowieka. Wielkie osiągnięcia Ostpolitik w dużej mierze zawdzięczają temu realizmowi — rozpoznaniu rzeczywistości i racjonalnej analizie sceny międzynarodowej oraz motywów i interesów państw”. Wydaje się, że ta tradycja, w której demokracja, praworządność i prawa człowieka podporządkowane są interesom narodowym jest nadal dominującym, choć nie głoszonym publicznie, rysem światopoglądu niemieckich elit politycznych. Przynajmniej analiza polityki Berlina wobec Polski skłania do takiego sądu. Ale idźmy dalej. Otóż Roth, kontynuując swe rozważania pisze, że po zjednoczeniu niemiecka klasa polityczna popełniła strategiczny błąd uznając narzędzie (Ostpolitik) za treść samej polityki. Konsekwencją tego było przekonanie o nieuchronności i nieodwracalności przemian w Rosji i naiwne przekonanie, że handel z Moskwą (polityka Wandel durch Handel) przyczynia się do zakorzenienia się Rosji w rodzinie demokracji. Roth samokrytycznie też pisze, iż „byłoby jednak zbyt dużym uproszczeniem, aby całą winę zrzucać na polityczną naiwność, ponieważ Niemcy ogromnie skorzystały na partnerstwie z Rosją. Nasz dobrobyt gospodarczy ostatnich dziesięcioleci został zbudowany w znacznej mierze na taniej rosyjskiej energii”. To pomieszanie krótkowzroczności niemieckiej klasy politycznej, chciwości kręgów biznesowych i przekonania, że na fundamencie specjalnych relacji ekonomicznych z Rosją Berlin zbuduje swą przewagę konkurencyjną w Europie, co zresztą przez lata się udawało, doprowadziło, w opinii Rotha, do trzech poważnych błędów strategicznych, oczywiście z punktu widzenia interesów niemieckich. „Po pierwsze – argumentuje polityk niemieckiej socjaldemokracji – pomimo niepokojących wydarzeń w rosyjskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej, polegaliśmy na ścisłym partnerstwie z Moskwą i lekceważyliśmy interesy naszych partnerów w Europie Środkowo-Wschodniej. Po drugie, zostaliśmy wciągnięci coraz głębiej w jednostronną zależność od rosyjskiej energii, a po 2014 roku nawet dążyliśmy do zwiększenia tej zależności poprzez Nord Stream 2. Po trzecie, zapomnieliśmy, że nie wystarczy dążenie do dialogu bez zwracania uwagi na siłę militarną i odstraszanie”.
Michael Roth proponuje nową niemiecką Ostpolitik, która w jego opinii, winna być ufundowana na kilku fundamentalnych przesłankach. Po pierwsze należy prawidłowo odczytywać realia. Rosja jest państwem imperialistycznym, którego polityka stanowi zagrożenie, co oznacza, że „bezpieczeństwo w Europie można osiągnąć tylko przeciwko Rosji, a już nie z Rosją”. Po drugie, należy zerwać z polityką dążenia do stabilizacji za wszelką cenę, co zbyt często „powodowało, iż zapominaliśmy, że tę cenę płacą krwią nasi partnerzy w Europie Wschodniej”. „Dlatego – kontynuuje swe rozważania Roth – musimy stworzyć europejską architekturę bezpieczeństwa przeciwko Rosji, opartą na militarnym odstraszaniu oraz politycznej i gospodarczej izolacji Rosji. Musimy jak najszybciej uniezależnić się od rosyjskiej energii. Polityczna izolacja Rosji powinna być realizowana także poza kręgiem narodów zachodnich, gdyż wiele państw, reprezentujących większość ludności świata, nie potępiło do tej pory agresji prowadzonej przez Rosję. W tym celu będziemy musieli zbudować globalny sojusz przeciwko Rosji”. To też, po trzecie, musi oznaczać wzmocnienie więzi atlantyckich i zdecydowane odejście Berlina od prób uzyskania specjalnych relacji z Moskwą kosztem interesów państw Europy Środkowej. W praktyce musi to oznaczać, że nowa niemiecka Ostpolitik, do sformułowania której nawołuje Roth, musi zawsze, i to winna być naczelna zasada, kierować się przekonaniem, że w pierwszym rzędzie Berlin musi uwzględniać interesy Polski i Państw Bałtyckich.
Opinie Michaela Rotha są o tyle istotne, że jak donosi Franfurter Allgemeine Zeitung był on jednym z tych polityków niemieckich, pozostali to Marie-Agnes Strack-Zimmermann z FPD i Anton Hofreiter z formacji Zielonych, którzy zaproponowali, zresztą podczas wizyty w Warszawie, aby Berlin przekazał Polsce czołgi Leopard 2 w zamian za te, które my wysłaliśmy na Ukrainę. Jak wiadomo nic z tego nie wyszło, bo Berlin zaproponował jedynie 20 maszyn i to na dodatek, z opóźnionym terminem dostaw, miały się one zacząć dopiero w kwietniu 2023 roku, co z perspektywy Warszawy było zarówno niewystarczającym jak i też znacznie spóźnionym wsparciem. Artykuł w FAZ jest bardzo ciekawy, bo mimochodem, zapewne wbrew intencjom Autorów, ujawnia niemieckie predylekcje i to jak przyzwyczaili się traktować Polskę. Rozczarowanie Warszawy co do skali i pomocy dla Polski Niemcy są raczej skłonni traktować w kategoriach „antyniemieckich uprzedzeń” i gry tą kartą przez rządzącą w Polsce formację w przeddzień wyborów parlamentarnych. Przedstawiciele naszego rządu to „funkcjonariusze PiS”, propozycje Berlina przedstawiane są w kategoriach gestu dobrej woli i pisze się, że „Polacy nie mieli prawa być wybredni” (Aus deutscher Sicht gab es für die Polen deshalb keinen Grund, wählerisch zu sein.) Powinniśmy po prostu wziąć co nam dają, grzecznie podziękować i nie zwracać uwagi na to, że niemiecki rząd nie tylko działał w tej sprawie opieszale, ale często wręcz mijał się z prawdą lub wygłaszał zastanawiające sądy. Jak bowiem traktować słowa minister Lambrecht, że Bundeswehra nie może pozbyć się będących na jej wyposażeniu czołgów, bo „obniży to jej zdolności obronne”. Przed kim mają się zamiar bronić Niemcy? Inwazją z Czech, atakiem z Beneluksu, napaścią Francji czy może uderzeniem z Polski?
Warto napisać, że generalny ton komentarzy, jeśli chodzi o fiasko planu przysłania niemieckich Leopardów do Polski jest za Odrą bardziej krytyczny wobec gabinetu Scholza niż wobec Warszawy. Rząd niemiecki oskarżany jest o opieszałość, brak rozeznania w rzeczywistym stanie nastrojów na wschodzie i nie reagowanie na to, że pozycja Berlina w przyspieszonym tempie ulega erozji. W tle całej kwestii i dyskusji jest oczywiście wielka polsko – koreańska umowa o zakupach broni i współpracy wojskowej. Pisze o niej zresztą również FAZ. Niemcy mają bowiem świadomość, że koreańskie haubice K9 podobnie jak czołgi K2 są głównymi rywalami podobnych systemów produkowanych przez niemieckie koncerny zbrojeniowe. Jak donosi dziennik Korea Times) Korea Płd. jest obecnie tym światowym eksporterem broni, którego udział w międzynarodowym handlu zwiększał się w ostatnim czasie najszybciej. W 2021 roku wzrósł o 177 proc., z 1 proc. do 2,8 proc. udziału w globalnym rynku. Deklaracje koreańskich producentów o transferze technologii do Polski, budowie linii produkujących zarówno czołgi jak i haubice, ale także centra obsługi kupowanych przez Warszawę samolotów i szkołę dla pilotów, musi być traktowane jako duże wejście Seulu na europejski rynek zbrojeniowy. Leif-Eric Easley, specjalista ds. bezpieczeństwa, profesor Uniwersytetu w Seulu powiedział CNN, że z perspektywy Waszyngtonu transakcja między Polską a Koreą Płd. oznaczać może wzrost zaangażowania Seulu w politykę antyrosyjską i wsparcie Ukrainy, a generalnie, zacieśnienie więzi między państwami azjatyckimi będącymi w sojuszu z Ameryką i NATO. Póki co niewiele mamy amerykańskich opinii na temat umowy polsko – koreańskiej, co już samo w sobie jest zastanawiające, bo w Niemczech dyskusja jest bardzo ożywiona. Breaking Defence, jeden z wiodących amerykańskich portali specjalizujących się w sprawach obronnych zauważa, że polsko – koreańska umowa „tworzy silniejszą więź geopolityczną z Pacyfikiem”, co jak się wydaje jest w długofalowym, strategicznym, interesie Stanów Zjednoczonych. The Japan Times opisując ostatnie kontrakty koreańskiego sektora obronnego przypomina, że haubice K 9 lub jej warianty zostały zakupione również przez Estonię, Norwegię i Finlandię a czołgi K2 mogą wkrótce zostać nabyte przez Brytyjczyków i Norwegów. Jeśli tak by się stało, to wówczas zarysowałaby się ciekawa sytuacja. Otóż wzmocnienie wschodniej flanki NATO, jeśli chodzi o potencjał artyleryjski i pancerny odbywałoby się dzięki współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i Koreą Płd., a europejski sektor zbrojeniowy, kontrolowany w praktyce przez Niemców i Francuzów przyglądałby się tylko jak wielomiliardowe kontrakty trafiają do konkurencji.
Niezadowolenie Niemców, a w związku z tym obecna w tamtejszych mediach narracja o negatywnym, pełnym uprzedzeń nastawieniu Warszawy, będzie się zapewne w związku z tym nasilała. Co powinniśmy w związku z tym zrobić? Rewizja naszej polityki w zakresie zakupów uzbrojenia byłaby poważnym błędem, ale równie krótkowzroczne byłoby niedostrzeganie pozytywnych tendencji w niemieckiej debacie politycznej. Ich istnienie potwierdza choćby przywoływany przeze mnie artykuł Michaela Rotha. Obecnie czas jest na naszą ofensywę dyplomatyczną. Już nawet nie chodzi, choć to też jest ważne, o obsadzenie naszej placówki w Berlinie. Ważniejsze byłoby, jeśli oczywiście Niemcy poważnie myślą o rewizji swojej Ostpolitik, zaproponowanie płaszczyzny dyplomatycznej Europa Środkowa – Niemcy. Powołanie tego formatu, a nawet sama propozycja jego budowy, winno zostać poprzedzone zorganizowaną w Warszawie, a może w Rzeszowie, bo to w obecnej sytuacji byłoby być może bardziej wymowne, konferencją, którą określić można byłoby roboczo mianem Forum Europy Środkowej. Do uczestnictwa w tym formacie winniśmy zachęcić państwa naszego regionu, ale nie wyłącznie należące do Unii Europejskiej. Mołdawia i Ukraina winny zostać również zaproszone. Jeśli Berlin poważnie myśli o zmianie swej polityki wschodniej, to musi zmierzyć się ze wspólnym stanowiskiem państw Europy Środkowej, które warto byłoby, aby zaczęły mówić jednym głosem i takie stanowisko trzeba wypracować a następnie forsować. Oczywiście w niczym nie ustępując, ale twardo broniąc swoich racji i interesów, szukając przy tym możliwych synergii i obopólnych korzyści. Nie schodząc z obecnej linii, musimy wysłać do Berlina czytelny sygnał, nie o gotowości ustępstw czy powrotu do starych czasów, ale prezentujący realny obszar wyboru przed którym stoją Niemcy. Jeśli nie zrewidują swej dotychczasowej polityki, to „straty na wschodzie” będą się tylko pogłębiać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS