Kończymy najważniejsze sprawy. Odkładamy to co niedokończone. Zaczyna się czas oczekiwania na najważniejsze święta w roku. Radosny czas Bożego Narodzenia, Sylwestra i Nowego Roku. Żyjemy w globalnej wiosce, coraz więcej i więcej w naszym życiu unifikacji. Ubieramy się tak samo, prezenty zawiniemy w identyczny kolorowy papier z gwiazdkami i choinkami. Prezenty będą identyczne w Paryżu, Nowym Jorku i Warszawie. Będziemy zajadać się tymi samymi wędlinami i ciastami kupionymi w Tesco, Lidlu i Biedronce. A w pierwszy dzień świąt – niezależnie gdzie będziemy – w Paryżu, Nowym Jorku czy w Warszawie obejrzymy na ekranach telewizorów ten sam film ” Kevin sam w domu ” Jedna duża wioska.
W czasach kiedy społeczności żyły w pewnej izolacji od siebie. Tworzący się obyczaj, ubiory, sposoby spędzania wolnego czasu i świętowania nieco się od siebie różniły. Tak właśnie było w odizolowanej od Polski i polszczyzny Warmii. Bylibyśmy bardzo zdziwieni mogąc obserwować Boże Narodzenie na Warmii przed stu laty.
Bowiem święta Bożego Narodzenia na dawnej Warmii różniły się od świąt, które dziś celebrujemy.
Nie było oczywiście Świętego Mikołaja, ten poźniejszy Weinachcmon to zaimportowany z Niemiec Weihnachtsmann czyli gość odpowiedzialny za prezenty. Nie było również choinki, ta pojawiła się dopiero na początku XX wieku. Najbardziej pamiętanym i oczekiwanym przez dzieci elementem bożonarodzeniowej warmińskiej tradycji był Szemel. Biały koń bardzo podobny do krakowskiego lajkonika. Szemla i wszystkie stroje przygotowywali starsi chłopcy w czasie adwentu, by w wieczór wigilijny chodzić od chałupy do chałupy straszyć dzieci, rozliczać je ze złych i nagradzać za dobre uczynki. Szemel był koniem niezwykle narowistym, wymagane było aby dwaj słudzy z klopejczem ( batem ) prowadzili go za uzdę, choć on nieraz wyrywał się, rżał i dokazywał strasząc dzieci niemiłosiernie. Szemlowi oprócz sług towarzyszyli starsi chłopcy w maskach na twarzy ubrani w długie koszule, których na Warmii zwano larwami. Po tym niezwykłym przedstawieniu jedna z osób chodząca z Szemlem wypraszała u gburki ( gospodyni ) jakieś dary, zwykle kiełbasy, ciasta. Wszystkiego czego w obfitości było w każdej warmińskiej chacie w okresie Godów, bo tak nazywano Boże Narodzenie na Warmii.
Od słowa Gody, czyli godne święto, roczne święto. Święto obchodzone raz w roku.
Dnia Wigilii nie zaliczano do Godnich Świąt. W tym dniu na Warmii i Mazurach nie przestrzegano postu, nie zasiadano do uroczystej kolacji, tak jak dzisiaj. Nie znano także zwyczaju dzielenia się opłatkiem. Strojono jednak choinkę, która wyparła z domów wcześniejsze wigilijne przybrania w formie zawieszonego u pułapu wierzchołka sośniny, zwanego jeglijką. Pod choinką stawiano talerze pełne jabłek, pierników, orzechów, cukierków, układano drobne prezenty. Powszechnym zwyczajem było stawianie snopków zboża w czterech kątach izby. Każdy snop był z innego gatunku zboża, co miało zapewnić urodzajny rok.
Pasterka Warmińska odbywała się o północy tylko w miastach. Na wsi ludzie przychodzili na pasterkę rano o godzinie piątej. Na Mazurach spotykano się w szkole, kościele lub domu na Jutrzni na Gody. Dzwony budziły ludzi o godzinie pierwszej w nocy. Wierni podążali na miejsce przedstawienia na godzinę drugą, w nocy z 24 na 25 grudnia. Jutrznia trwała nawet do godziny piątej rano. Podczas Jutrzni odtwarzano sceny związane z narodzeniem Chrystusa. Występujący w misterium ( dorośli, dzieci w wieku szkolnym ) ubrani byli w białe długie koszule z długimi rękawami, przybranymi różnobarwnymi szarfami. Podczas Jutrzni wygłaszano oracje i śpiewano nabożne pieśni.
W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia gospodarz idąc do kościoła brał ze sobą trochę zboża różnego gatunku – wierzono, że ziarno przyniesione z kościoła zwiększy plony, da więcej mąki na chleb. Ten dzień spędzano w gronie rodzinnym: zajadano świąteczne przysmaki, śpiewano kolędy, czytano ” Kalendarz Maryjny ” otrzymywany przed Godami.
W drugi dzień świąt odwiedzano się wzajemnie, goszczono. Pasterze łamali gałązki brzozowe i chodzili z nimi do gospodarzy, którzy powierzali im do pasienia swoje bydło. Pobierali od gospodarzy kolędę czyli wykup. Gospodynie brały przez fartuch gałązkę spod ramienia pastucha i kładły na stół. Po odejściu pasterzy, zanosiły gałązkę na strych lub do spichlerza i wtykały ją w wymłócone zboże. Dopiero 25 marca ( Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny ) wyciągały rózgę i w milczeniu, bez zatrzymywania się szły do obory i smagając nią bydło, wypędzały na pierwszy wypas.
Lud warmiński, prawy, pracowity, bogobojny, patrzący na życie dosyć trzeźwo i racjonalnie był jednocześnie bardzo zabobonny i przesądny, a właśnie okres Godów był czasem, w którym tym praktykom oddawano się z wielkim przejęciem i oddaniem. No bo oto kończy się stary rok wszystko o nim już wiemy, wszystkie rozstrzygnięcia te boskie i te ziemskie już zapadły, już je oswoiliśmy, mamy je za sobą. Ale jaki będzie ten nowy rok, który lada chwila się zacznie? To był czas magiczny, czas wróżb, czas duchów, czas zaklinania złego – by nie nadeszło, czas próśb o pomyślność w nowym nadchodzącym roku. Czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli nazywano na Warmii ”dwunastkami ” a na Mazurach ” świeczkami ” Ponieważ pomyślność chłopa zawsze zależna jest od pogody, dlatego w ciągu tych 12 dni bacznie obserwowano pogodę, każdy dzień z tej dwunastki odpowiadał kolejnemu miesiącowi w nadchodzącym roku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS