A A+ A++

Weźmy chociaż dane za czerwiec. Ministerstwo Finansów zamiast tak, jak zwykle opublikować normalną tabelkę ze wszystkim co potrzeba, albo ewentualnie niczego nie publikować (bo zwykle raporty o miesięcznych wykonaniach budżetu widzimy w drugiej połowie miesiąca, a nie w pierwszej) zdecydowało się na dość dziwny komunikat, w którym dostaliśmy tak naprawdę trzy informacje, sprawiające wrażenie, że wyciągnięto je na chybił-trafił.

Dowiedzieliśmy się, że:

  • dochody budżetowe są o 3 proc. wyższe niż rok temu, licząc od początku roku do końca czerwca,
  • dochody podatkowe (czyli część dochodów budżetowych) są o 9 proc. wyższe niż rok temu, ale nie od początku roku do końca czerwca, tylko w samym czerwcu,
  • deficyt budżetowy w czerwcu zmalał do 17 mld złotych.

Do tego komunikat – już bez liczb – wspomina o wzroście dochodów z akcyzy i podatków dochodowych i kończy się kuriozalną uwagą o tym, że pieniądze z zysku NBP wpłacone do budżetu w czerwcu „udało się pozyskać dzięki dobrej współpracy rządu i banku centralnego”. Uwaga jest kuriozalna, bo NBP ma obowiązek wpłacać 95 proc. swojego zysku do budżetu na mocy ustawy i akurat w tym przypadku żadna dobra współpraca nie ma tu nic do rzeczy. Równie dobrze można napisać, że wpływy z podatku VAT udało się pozyskać dzięki dobrej współpracy rządu i przedsiębiorców.

Zobacz także: Skoro mamy lipiec, to znaczy, że recesja w Polsce już się skończyła

Rekordowy czerwiec

Pomimo tego, że komunikat ministerstwa był dziwny i wyrywkowy, dysponując danymi z wcześniejszych miesięcy, można łatwo wyliczyć, że czerwiec był w budżecie miesiącem rekordowym.

Przede wszystkim: w samym czerwcu była nadwyżka budżetowa sięgająca blisko 9 mld zł, czyli największa od co najmniej 2010 roku. Dochody budżetowe przekroczyły 40,4 mld zł i były największe w historii.

To oczywiście zasługa wspomnianego już NBP i jego zysku w wysokości 7,4 mld zł. Bez tego dochody i tak by urosły, ale nie byłoby rekordu. Z kolei wzrost dochodów podatkowych to efekt skumulowania się opóźnień w płatnościach, na które na początku epidemii pozwolił fiskus. Firmy miały więcej czasu na rozliczenia, więc wpływy np. w kwietniu były drastycznie mniejsze, ale w czerwcu napłynęły z kolei w wysokości większej niż zwykle. Więcej czasu na swoje indywidualne rozliczenia podatkowe miały też osoby fizyczne. Ci, którzy musieli dopłacać robili to tym razem nie na przełomie kwietnia i maja, ale miesiąc później.

Wydatki publiczne w dół

Jednak w osiągnięciu rekordowej nadwyżki równie ważny był też spadek wydatków budżetowych. Były one najmniejsze od sierpnia 2019 r. i mniejsze o 2,7 proc. niż rok temu. I to właśnie moim zdaniem jest zdecydowanie najciekawszy element budżetu państwa w połowie 2020 roku i w samym środku trwającej epidemii koronawirusa. Mamy bowiem sytuację, w której państwo zorganizowało i uruchomiło tarcze antykryzysowe w kilku odmianach, po to, by podtrzymywać gospodarkę w pandemii. Zresztą to, że tak zrobiło jest zupełnie słuszne, tyle, że te tarcze dużo kosztują. W praktyce oznaczają bowiem pompowanie pieniędzy na dużą skalę od rządu w stronę sektora prywatnego, tak aby ten nie stracił płynności. Skoro tak, to jakim cudem wydatki budżetowe nie rosną, tylko spadają?

Odpowiedź oczywiście nie trudno znaleźć. Wydatki budżetowe mogą spadać, ponieważ sporą część wydatków państwa związanych z tarczami antykryzysowymi finansują obecnie Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju, których w budżecie nie ma. Obie te instytucje w czerwcu wyemitowały dług wart aż 24,7 mld zł. Gdyby pomoc COVID-owa szła przez budżet, wtedy wydatki byłyby wyższe niż rok temu o 73 proc. a zamiast największej od lat nadwyżki mielibyśmy 15,8 mld zł deficytu.

Zobacz także: Gdy 500 plus to za mało. Polskie mapy biedy

Podobnie było w poprzednich miesiącach. W kwietniu oficjalny deficyt w budżecie sięgnął 9,5 mld zł, ale w tym samym czasie BGK i PFR wyemitowały dług za 29,3 mld zł. W maju deficyt wynosił 7 mld zł, a emisja PFR i BGK aż 50,6 mld zł. Była ona większa niż łączne wydatki z budżetu w tym miesiącu, które sięgnęły wtedy 34,4 mld zł, a także większa niż łączne dochody budżetowe, które w maju były na poziomie 27,4 mld zł.

Jak, by tego nie liczyć poza budżetem znalazła się już nie tylko część pieniędzy publicznych, ale wręcz ich wyraźna większość. To sprawia, że sam budżet państwa w czasach koronawirusa nieco stracił na znaczeniu. Przestał być centralnym i najważniejszym elementem finansów publicznych.

Licząc od początku roku deficyt budżetowy to obecnie około 17 mld zł. Ale w tym samym czasie na finansowanie swoich wydatków BGK i PFR wyemitowały już łącznie 117 mld zł długu. Gdyby to wszystko było finansowane przez budżet, deficyt sięgałby już zawrotnych 134 mld zł, czyli blisko 6 proc. PKB. Rzeczywista sytuacja finansowa państwa jest więc dziś zupełnie inna, niż wynika z tego, co widać w budżecie. Nowelizacja akurat tego nie zmieni. Zapewne pojawi się w niej jakiś tam deficyt budżetowy, a dochody zostaną urealnione, ale to nadal będzie tylko część szerszej całości.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJastrzębie z Krzesin wylądowały w Łasku. Remont lotniska
Następny artykułCzęstochowskie Informacje: Poznaj sztukę z Muzeum Częstochowskim