fot, Ineos Grenadiers
Luke Rowe tłumaczy jak razem z kolegami z Ineos Grenadiers rozbili peleton Paryż-Roubaix po zaledwie 50 kilometrach.
Każdy kolarz na mecie Paryż-Roubaix ma swoją historię do opowiedzenia, ocenił filozoficznie Geraint Thomas. Zwycięzca Tour de France z 2018 roku na falach podcastu „Watts Occurring” rozmawiał ze swoim rodakiem z Walii, Lukiem Rowem. Ten miał nie jedną historię, gdyż dopiero co zakończył Paryż-Roubaix i wyleczył kaca nabytego po zwycięstwie Dylana van Baarle’a.
Rowe i Thomas nagrywają podcast pod iście brytyjskim tytułem, a każdy odcinek to zapis audio rozmowy dwóch przyjaciół między wyścigami, rejestrowanej na jednej z popularnych aplikacji konferencyjnych.
Ponieważ ich programy startów pozostają mocno różne, tematami rozmów są zwykle wrażenia z wyścigów, ale i opowieści z wnętrza peletonu: czasami można odnieść wrażenie, że Walijczycy w nagrywanej rozmowie po raz pierwszy poruszają jakiś temat. Efektem jest 30-kilkuminutowe nagranie: bez filtra, bez wygładzania, a pomaga w tym pielęgnowany lokalny akcent.
W odcinku poświęconym Paryż-Roubaix pojawiają się wątki zespołowego rozumienia, nawyków, ale i śmieszne wstawki z kolarskiego życia. Thomas opowiada o tym, jak zmuszony był kupić, a następnie porzucić w rowie, „drogie” wino, aby móc zapłacić za zakupy podczas treningu kartą.
Rowe relacjonuje jak Michał Kwiatkowski w niedzielny wieczór zdołał wytrzasnąć DJa „w środku Belgii”, a obaj z mieszanką rozbawienia i ubolewania rozmawiają o tym, czego nie rozumie „dzisiejsza” młodzież.
„Gęsty” wiatr
Rowe szczegółowo opowiadał o tym, jak zespół Ineos Grenadiers rozbił peleton po 50 kilometrach Paryż-Roubaix i na doskonałą pozycję wyprowadził Dylana van Baarle’a. Holender pięć godzin później triumfował we francuskim wyścigu.
Przyspieszenie zawodników Ineos Grenadiers wykrystalizowało 50-osobową grupę po zaledwie 50 kilometrach 257-kilometrowego wyścigu. Gonić musieli przedstartowi faworyci, w tym Mathieu van der Poel i Wout van Aert.
To był dziwny wiatr. Jedziemy, jedziemy i jeśli jesteś koło 30. pozycji, to już brakuje dla ciebie miejsca na szosie, spychają cię do rynsztoka. Poszedł atak, ja z wysokości swojej 20. pozycji pomyślałem, że zaczyna się robić naprawdę ciężko. Nie widziałem żadnego z faworytów na czele, wiesz o co chodzi, nie lecieli po zmianach
– wyjaśniał w rozmowie z Thomasem.
Patrzę do tyłu, widzę [Filippo] Gannę na kole, Dużego Bena [Turnera] na jego kole. Zerknąłem na „Kwiato”, „Kwiato” zerknął na mnie. Kiwnąłem głową, on też kiwnął głową [Rowe wydaje z siebie dźwięk odpalanego silnika odrzutowego]. Jedziemy!
Luke Rowe walkę na wietrze opisuje w sposób tak naturalny, jakby przedstawiał przepis na przyrządzaną codziennie owsiankę.
Walijczyk od lat ceniony jest jako specjalista od walki na wiatrach, prowadzenia liderów przez nerwowe, płaskie odcinki. Thomas swego czasu chwalił go za wyczucie: „To jest jego nisza. On się w tym specjalizuje, on jest najlepszy w wyczekiwaniu na uderzenie wiatru, w ustawianiu się, w walce o pozycje” – mówił.
Rowe podczas Paryż-Roubaix miał wyczuć moment na chwilę przed tym, jak wyczuła go reszta.
Rzadko we współczesnym peletonie udaje się zaskoczyć rywali. Dziś wszyscy wszystko wiedzą. 18-19 km/h, zwykle magiczną granicą [uważania na wiatr przez ekipy – przyp. red.] jest 20 km/h. (…) To był gęsty wiatr, Dylan powiedział nam ta przed startem… tylko Holendrzy mają pięć różnych rodzajów wiatru
– śmiał się.
Wiesz jak to jest, kiedy wychodzisz na czoło i wychodzisz na zmiany, ale nie na full, tylko tak chyłkiem? Tak zrobiliśmy. Duży Ben krzyczał “Luke, co się dzieje?”, ale powiedziałem mu, żeby po prostu wychodził na zmiany. Po dwóch minutach pytam przez radio: “Servais, rwie się?”. On cały podekscytowany: „tak, poszła grupa 50 kolarzy, dawaj, dawaj!”
– relacjonował.
Pochwała Van Baarle’a
32-latek przyznał, że triumf zespołowego kolegi po całym dniu wspólnego wysiłku był dla niego wielkim przeżyciem.
Wygrana w Paryż-Roubaix dla mnie… miałem jeszcze 5 kilometrów do mety, usłyszałem w radio potwierdzenie, że Dylan wygrał. Zacząłem płakać. Nie jestem z tych co płaczą, nie płaczę na wyścigach. Dylan to archetyp zawodowca, o niemal maniakalnym podejściu. Poświęca swoje życie temu, żeby być dobrym na rowerze. Czasem się z tego śmiejemy, ale nikt nie zasłużył na to zwycięstwo jak on
– ocenił.
Luke Rowe chciał też, aby sukcesem w Roubaix nacieszyli się młodzi zawodnicy w ekipie.
Powiedziałem chłopakom: ile razy przyjeżdżaliśmy na ten welodrom jak zbite psy? Trzech czy czterech dojechało do mety, trzech leżało, w sumie sześć przebitych opon, nikt z ekipy nie załapał się do top20… I siedzisz potem w autobusie, po tym jak dostaliśmy wszyscy po dupie, i myślisz: “okej, do następnego roku, Roubaix”. (…) To moje dziewiąte Roubaix, sposób w jaki jechał zespół i jak on wygrał… to była perfekcja
– podsumował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS