Dominika Paćkowska
Płock. 14 kwietnia 2017 roku. Wielki Piątek. Około godziny 8:20 Dominika Paćkowska wychodzi z domu, by udać się do kościoła św. Stanisława Kostki. Nigdy jednak tam nie dociera. Ostatni raz była widziana na moście im. Legionów Piłsudskiego. To właśnie tam zarejestrowała ją kamera miejskiego monitoringu. Niestety, urządzenie działa w systemie obrotowym, co oznacza, że jej pełny obrót trwa aż 2,5 min. Gdy oko kamery znów skierowane jest na most, 17-latki już nie rejestruje.
Rodzina zaniepokojona przedłużającą się nieobecnością nastolatki około godziny 14 zgłosiła sprawę na policję. Po dokładnej analizie nagrania śledczym udało się zauważyć, że dziewczyna szła bardzo szybko. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej. Najprawdopodobniej była zapłakana. Co się z nią stało? W którym kierunku się udała? W jaki sposób zniknęła bez śladu?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Policja na chwilę obecną nie ma żadnego tropu poza tym, iż ustaliliśmy, że dziewczyna wchodzi na most i jest widziana na tym moście. Natomiast nie mamy żadnej informacji, że z tego mostu schodzi. Możemy przyjmować jedną z hipotez, że mogła skoczyć z tego mostu do Wisły. Nie jest to jednak tak, że tylko na tej hipotezie się skupiamy, ponieważ prowadzimy poszukiwania wielotorowo. Bierzemy pod uwagę możliwość, że chciała zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, chciała coś zmienić - pod tym kątem też prowadzimy poszukiwania. Nie mamy żadnych informacji, aby zaginiona była z kimś w konflikcie – mówił wówczas asp. szt. Krzysztof Piasek z Komendy Miejskiej Policji w Płocku.
Jak ustalił Janusz Szostak w swojej książce “Urwane ślady” (której możecie wysłuchać w formie audiobooka na Audioteka.pl), przed zaginięciem Dominika interesowała się skutecznym popełnieniem samobójstwa przez utopienie. Świadczą o tym hasła, jakie wpisywała w wyszukiwarkę swojego komputera i telefonu.
Nic więc dziwnego, że policja rozpoczęła zakrojone na szeroką skalę poszukiwania na wodzie. Wezwano nurków, którzy przez kilka dni przeczesywali Wisłę w rejonie mostu. Sprawdzano zarówno dno, jak i brzegi i zakola rzeki. Nic z tego. Nie odnaleziono ani ciała, ani żadnej rzeczy należącej do zaginionej.
Mimo że od tajemniczego zniknięcia Dominiki Paćkowskiej minęło już sześć lat, nie natrafiono na żaden jej ślad.
Anna Garska
Anna i Marek Garscy uchodzili za wzorowe małżeństwo. Ona – pracownica sosnowieckiego ZUS-u, która kształciła się w kierunku administracji. On – policjant po studiach prawniczych i Wyższej Szkole Oficerskiej w Szczytnie. Tuż po ślubie, który wzięli po trzech latach znajomości, para doczekała się córki. Sielanka? Jak się okazało, tylko z pozoru. Szybko wyszło na jaw, że Marek zadurzył się w koleżance z pracy i to z nią chciał spędzić resztę życia. Anna nie dopuszczała do siebie takiej myśli i za wszelką cenę zamierzała uratować swoje małżeństwo.
Pięć lat po ślubie, dokładnie 8 lipca 2012 roku, jak relacjonuje Szostak, “Marek zadzwonił do teściowej, komunikując jej, że poprzedniego wieczoru pokłócił się z Anią. Kobieta rzekomo zabrała walizkę z rzeczami osobistymi i według niego wyszła z domu. Miało to nastąpić 7 lipca około 22.30. Więcej jej nie widziano. Nie odbierała telefonu”.
Dopiero po dwóch dniach Marek powiadomił o tym fakcie policję. Michalinie Kaczyńskiej, matce Anny, od razu wydało się to podejrzane. W końcu jej zięć był policjantem. Dlaczego zatem tak długo zwlekał z nagłośnieniem sprawy? Pytania rodzą też inne aspekty m.in. to, że tego dnia szalała burza, a według relacji Kaczyńskiej, Anna panicznie bała się grzmotów. Nie wyobrażała sobie, aby jej córka zdecydowała się w taką pogodę wyjść z domu. Tak samo jak nie dopuszczała do siebie myśli, by kobieta bez słowa zostawiła i porzuciła ukochaną córkę.
Co ciekawe, nie sprawdzono również osiedlowego monitoringu, aby potwierdzić wersję Marka o dobrowolnym wyjściu jego żony z mieszkania w Czeladzi. Jak można się domyślić, poszukiwania nie odniosły żadnego skutku. Mijały dni, tygodnie i miesiące, a Anna Garska nie wracała.
Marek, ku zdziwieniu i rozpaczy teściowej, bardzo szybko zapomniał o zaginionej małżonce. Mało tego, wydawał się wręcz zadowolony, że policja nie przykłada się zbytnio do odnalezienia Anny. Jak wynikało z bilingów jego telefonu, po zaginięciu żony ani razu nie spróbował zadzwonić pod jej numer.
30 września 2015 roku nastąpił długo wyczekiwany przez Michalinę Kaczyńską zwrot akcji. Marek został zatrzymany przez funkcjonariuszy z Biura Spraw Wewnętrznych. Powodem był… telefon Garskiej. Co takiego się wydarzyło i na co wpadli śledczy? Tego dowiecie się z audiobooka “Urwane ślady”, którego możecie wysłuchać na Audioteka.pl.
Wanda Szeptun
24 kwietnia 2009 roku. To miał być spokojny wieczór spędzony w gronie przyjaciół nad Jeziorem Nyskim. 41-letnia Wanda Szeptun, wraz z mężem Jackiem z dwoma zaprzyjaźnionymi małżeństwami, świętowała imieniny znajomej. Biwak, ognisko, grill i rozmowy do późnej nocy. W pewnym momencie, około godziny 23:30, kobieta przeprosiła swoich towarzyszy i oddaliła się “za potrzebą” w pobliskie zarośla.
Gdy po kilkunastu minutach Wanda nie wraca, dobry nastrój biesiadników się ulotnił. Nikt nie pomyślał jednak o tym, że ich koleżance coś się stało. Być może tylko zgubiła w ciemnościach drogę powrotną do obozowiska. Gdy jednak poszukiwania nie przyniosły skutku, około godziny 1:25 zgłosili sprawę na policję. Dlaczego tak późno? Tego do dziś się nie dowiedzieliśmy.
Choć na komisariacie przyjęli zgłoszenie i od razu został wysłany patrol, policjanci dotarli na miejsce dopiero około godziny 3 nad ranem. Powód? Trudności ze zlokalizowaniem miejsca obozowiska. W końcu mundurowi zaczęli przeczesywać pobliskie zarośla i krzaki oraz przeszukiwać brzeg jeziora. Do godziny 6 rano nie trafili na żaden ślad. Po dwóch godzinach przerwy do akcji wkroczyli płetwonurkowie, którzy również niczego nie znaleźli. Przepytani zostali zarówno uczestnicy obozu, jak i okoliczni mieszkańcy. Nikt nic nie widział. Nikt nic nie słyszał.
Wysłuchaj także: “Zabójstwo Iwony Cygan”
W końcu śledczy wysnuli hipotezę o dobrowolnej ucieczce Wandy od rodziny. Z tą wersją nie zgadzali się bliscy kobiety. Zwłaszcza córki (w chwili zdarzenia miały 12 i 17 lat) nie był w stanie zrozumieć, jak mama mogła je ot tak bez słowa zostawić i zniknąć.
“W tej sprawie jest kilka zastanawiających zdarzeń. Według policji po zaginięciu Wandy Szeptun na biwaku nie znaleziono żadnej jej rzeczy. A przecież wybierając się na noc nad jezioro, musiała mieć ze sobą przynajmniej ubrania i kosmetyki. Czy nikt nie zauważyłby, że oddala się od towarzystwa z bagażem w ręku? A może po zniknięciu Wandy ktoś ukrył jej rzeczy, by upozorować i uwiarygodnić dobrowolną ucieczkę od bliskich? Pytań pojawia się więcej, także dotyczących wzajemnych relacji uczestników biwaku, którzy dziś nie chcą rozmawiać o wydarzeniach sprzed lat” – wskazuje Janusz Szostak.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej i poznać jeszcze inne historie tajemniczych zaginięć, sięgnijcie po audiobooka “Urwane ślady” na Audioteka.pl.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS