Jak dziecko w sklepie z zabawkami (cz. 1)
Od czasu zadeklarowania w Polsce ogromnych pieniędzy na obronność, minister Błaszczak zachowuje się jak małe dziecko, które dostało sporo kasy i zostało wpuszczone do sklepu z zabawkami. Chce kupować i kupuje coraz to nowe wojskowe zabawki, niestety często sprawiając wrażenie, że przestał liczyć kasę a zakupy są dosyć przypadkowe i niestety nie zawsze oparte o rzeczywiste potrzeby naszej armii. Tam kupi samoloty F-35, rakiety Patriot, do tego 250 czołgów Abrams i zapowie zakup 500 Himarsów, gdzie indziej rakiety przeciwlotnicze średniego zasięgu a na innym jeszcze kontynencie czołgi, działa samobieżne (chociaż produkujemy jedne z najlepszych) i samoloty szkolno-bojowe (chociaż niedawno już takie kupiliśmy – polska nazwa Bielik – 16 szt.). Zakupoholizm, czy świadome i przemyślane zwiększanie możliwości obronnych III RP?
Czego WP potrzebuje najbardziej
Polskie Siły Zbrojne, zgodnie z danymi publikowanymi w rankingu Military Strength Ranking przygotowywanym na bazie ponad 50 różnych współczynników i statystyk przez serwis GlobalFirepower.com, są obecnie 24. siłą militarną świata. Niestety naszym potencjalnym przeciwnikiem może być 2. militarna siła – Rosja czy 52. – Białoruś. To kłopotliwe, tym bardziej, że ujawniony swego czasu przez dziennikarzy Radia Zet „raport” o stanie polskiej armii jest jednak głęboko niepokojący. Jego autor (anonimowy oficer rezerwy) twierdzi bowiem, że „gotowość bojowa i mobilizacyjna Sił Zbrojnych RP nie istnieje”, a także że „nasze siły zbrojne nie są zdolne do przeprowadzenia nawet niewielkiej operacji obronnej”. Nie popadając w skrajności zastanówmy się jaki sprzęt jest w naszej armii niezbędny.
W pierwszej kolejności potrzeba nam silnej obrony przeciwlotniczej, bo istniejące dzisiaj systemy jej w ogóle nie zapewniają i w razie konfliktu np. z Rosją na polskie miasta spadałby taki sam grad rakiet i bomb jak dzisiaj na Ukrainę. Dlatego już wiele lat temu w Polsce opracowano odpowiednie programy zbrojeniowe. Wisła, Narew, Poprad, Pilica – to nazwy czterech systemów, które w najbliższych latach mają stworzyć “Tarczę Polski”.
W ramach programu „Wisła” polska armia chce pozyskać 8 baterii przeciwlotniczych i przeciwrakietowych zestawów rakietowych Patriot, zdolnych zwalczać cele – statki powietrzne oraz rakiety manewrujące i balistyczne – oddalone o około 100 kilometrów. Pierwsza faza programu dotyczy pozyskania dwóch baterii Patriot w konfiguracji 3+ z systemem IBCS. Kontrakt wart jest 4,75 mld dolarów a zestawy mają trafić do Polski jeszcze w tym roku (osiągnięcie wstępnej gotowości operacyjnej planowane jest na przełomie 2023 i 2024 r.). W maju br. minister Błaszczak podpisał zapytanie ofertowe, dotyczące pozyskania 6 baterii systemu Patriot wraz z radarami dookólnymi, wyrzutniami i zapasem pocisków. Częścią kontraktu ma być offset obejmujący transfer najnowocześniejszych technologii radarowych i teleinformatycznych.
Coś ruszyło się też w sprawie programu Narew, czyli pozyskania baterii przeciwlotniczych zestawów rakietowych krótkiego zasięgu. To będzie największa jak dotąd inwestycja armii, za której wykonanie odpowiada Polska Grupa Zbrojeniowa. Na mocy umowy do jednostek obrony powietrznej trafią pierwsze zestawy rakietowe krótkiego zasięgu uzbrojone w wyrzutnie i naprowadzane radarowo pociski CAMM brytyjskiego producenta MBDA UK. Kluczowym elementem systemu Narew będą więc rakiety o zasięgu ponad 25 km, a w wersji CAMM-ER, z dłuższym silnikiem rakietowym, o zasięgu rażenia broni do 45 km, a nieoficjalnie mowa o nawet 60 km. Do tego system może kontrolować lot jednocześnie 24 pocisków, naprowadzając je na 24 oddzielnych celów. Rakiety posłużą do zwalczania ataków lotniczych i rakietowych.
Wojsko Polskie otrzyma dwie jednostki ogniowe systemu obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu, z których pierwsza zostanie dostarczona już we wrześniu br. Druga jednostka ogniowa zostanie przekazana na przełomie 2022 i 2023 r. Co ważne konfiguracja jednostki ogniowej „oparta zostanie na odpowiednio dostosowanych elementach obejmujących zdolną do przerzutu stację radiolokacyjną SOŁA, urządzenia kierowania uzbrojeniem polskiej produkcji, pojazdy transportowo-załadowcze, trzy wyrzutnie iLauncher oraz odpowiednią liczbę pocisków CAMM”. Docelowo program Narew ma przynieść wojsku 23 zestawy (baterie, w każdej dwie jednostki ogniowe) obrony powietrznej krótkiego zasięgu, a przemysłowi obronnemu – dostawę technologii, których obecnie nie posiada.
Bardzo dobrze ma się program Poprad, oparty o polską myśl techniczną i krajowy przemysł. Siły zbrojne RP otrzymały ostatnie z zamówionych, w grudniu 2015 roku przez Inspektorat Uzbrojenia w wchodzącej w skład PGZ spółce PIT-RADWAR, łącznie 79 zestawów przeciwlotniczych Poprad. Dziś znajdują się one na wyposażeniu pułków przeciwlotniczych wszystkich polskich dywizji, a także kilku brygad Wojsk Lądowych. Poprad to uzbrojony w cztery pociski Grom/Piorun samobieżny zestaw przeciwlotniczy na podwoziu 4×4 AMZ Żubr. Dysponuje własną głowicą optoelektroniczną, systemem IFF oraz środkami łączności, co pozwala na prowadzenie działań zarówno autonomicznie, jak i w zintegrowanym systemie obrony powietrznej. Maksymalny zasięg rażenia z użyciem pocisków Piorun to 6,5 km, a pułap – 4 km (Pioruny uważane są za jedne z najlepszych, jeśli nie najlepsze, pocisków w swojej klasie (ostatnio zakupiły je w Polsce siły zbrojne USA).
Ostatni z programów mających chronić polskie niebo to realizowany jeszcze program Pilica. Dostawy zestawów PSR-A PILICA są efektem umowy z listopada 2016 r., zawartej pomiędzy Inspektoratem Uzbrojenia a Konsorcjum PGZ-PILICA. Wartość umowy na dostawę 6 PSR-A wynosi 727,7 mln złotych brutto, a zakończenie dostaw planowane jest w 2023 r. Wydaje się, że tych zestawów powinno być co najmniej 14, tyle ile brygad ma obecnie WP.
Każda bateria (sześć jednostek ogniowych) systemu jest w pełni autonomiczna. Jednostki ogniowe pracują w sieciocentrycznym systemie dowodzenia ze zdolnością do pracy w trybie automatycznym. Każda z nich wykorzystuje zestaw rakietowo-artyleryjski ZUR-23-2SP Jodek, czyli polską modyfikację armaty ZU-23-2 kalibru 23 mm. Ta składa się z podwójnej armaty przeciwlotniczej o szybkostrzelności teoretycznej rzędu 2000 strzałów na minutę i zasięgu skutecznym do 3 km, którą uzupełniają dwie wyrzutnie PPZR Grom lub Piorun o zasięgu do 5,5 km. Pojedynczy zestaw składa się z sześciu jednostek ogniowych z ciągnikami artyleryjskimi, stanowiska dowodzenia, stacji radiolokacyjnej; dwóch pojazdów transportowych i dwóch pojazdów amunicyjnych. System, przeznaczony jest do zwalczania samolotów, śmigłowców, dronów i pocisków manewrujących na dystansie do 5 km. Dwa zestawy tego systemu są już na wyposażeniu WP.
Polski pilot poleci na drzwiach od stodoły?
Wydaje się, że za kilka lat Polska będzie miała w miarę skuteczny i nieźle zorganizowany parasol obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. W lotnictwie a zwłaszcza w segmencie śmigłowców sytuacja nie wydaje się już tak klarowna. Dzisiaj Polska dysponuje wielozadaniowymi F-16 (48 szt.) i 29 myśliwskimi Mig-29. Są też myśliwsko-bombowe Su-22 (18 szt.), taktyczne samoloty transportowe C-130 Hercules (5 szt.), średnie samoloty transportowe C-295 CASA (16 szt.), samoloty szkolno-treningowe Leonardo M-346 Bielik (16 szt.) oraz śmigłowce szturmowe Mi-24 (24 szt.).
Modernizacja lotnictwa zaczęła się całkiem obiecująco, kiedy na podstawie programu „Armia 2012” miano dokonać zakupu 160 wielozadaniowych samolotów myśliwskich, w dwóch etapach. 22 czerwca 2001 r. Sejm RP uchwalił ustawę „Wyposażenie Sił Zbrojnych RP w samoloty wielozadaniowe”, w której przewidywano zakup 60 wielozadaniowych samolotów myśliwskich, zakupionych ze specjalnego budżetu w ramach programu rządowego, w drodze procedury przetargowej. Kiedy w końcu 2001 r. rząd Niemiec zaoferował nam nieodpłatne przekazanie 23 samolotów myśliwskich MiG-29, to zdecydowano o ograniczeniu przetargu do 48 wielozadaniowych samolotów myśliwskich, z zamiarem wyposażenia w nie trzech, a nie jak planowano czterech eskadr lotnictwa taktycznego. Pierwsze cztery polskie F-16 Jastrząb zostały przekazane Polsce 11 listopada 2006 r, ostatni przyleciał do Polski 2 marca 2011 roku. I na tym zakończyło się unowocześniane polskiego lotnictwa. Dopiero 31 stycznia 2020 r. szef MON podpisał umowę na zakup 32 wielozadaniowych samolotów piątej generacji F-35 dla Sił Powietrznych. Jej wartość wynosi 4,6 mld USD. Pierwsze F-35A fizycznie do Polski trafią w 2026 roku, a przewidywane zakończenie dostaw 32 sztuk F-35A ma nastąpić dopiero w roku 2030. Tymczasem eksploatacja samolotów Su-22 powinna zakończyć się w latach 2023-2025, a wycofywanie samolotów MiG-29 w latach 2028-2029. Ponieważ fachowcy określają niezbędne minimum polskiego lotnictwa na 7-8 eskadr – 128 (112) samolotów, to niezbędne jest dokonanie dalszych zakupów i to minimum 32 samolotów, najlepiej F-16, aby nie tworzyć logistycznego koszmaru.
Niestety. Minister Błaszczak zapowiada kupno 3 eskadr koreańskich FA-50. To jednak tylko lekka maszyna szkolno-bojowa, o prędkości zaledwie 1,5 Macha 1,5 (F-16C: Ma 2,05), pułap 14,6 km (F-16C: 18 km), zasięg FA-50 to 1800 km, czyli znacznie mniej niż przy F-16, który przy przebazowaniu może pokonać nawet 4200 km. FA-50 jest też nieco mniej zwrotny od F-16C. Koreański samolot może przenosić 4,5 tony uzbrojenia na 7 punktach podwieszeń, a Jastrząb – ponad 7,5 tony na 7 pkt powieszeń. Jedyne zalety FA-50 to stosunkowo niska cena i w miarę szybkie dostawy sprzętu. Fachowcy woleliby jednak widzieć w Polsce, też dostępne nieomal od ręki, chociaż droższe, samoloty Eurofighter Typhoon (pułap operacyjny nawet 20 km, 13 węzłów uzbrojenia, do 9 ton uzbrojenia, Vmax do 2450 km/h) czy Gripen wersji C (Vmax 2450 km/h, zasięg 3200km, pułap 15200m, udźwig 7380 kg). Do tej pory na koreańskie maszyny zdecydowały się tylko takie egzotyczne i biedne kraje jak Filipiny (12 szt.), Irak (24 szt.), Indonezja (16 szt.), Tajlandia (12 szt.), Kolumbia (20 szt.). Minister Błaszczak chce uszczęśliwić polskich pilotów 48 FA-50!
O ile jednak dzięki F-16 i F-35 za osiem lat będziemy mieli 80 dobrych samolotów to sytuacja ze śmigłowcami i w pewnym zakresie dronami jest dramatyczna. Głównym winowajcą, wręcz szkodnikiem okazał się tu poprzedni minister obrony z PiS – Antoni Macierewicz.
Kontrakt, uzgodniony jeszcze przez rząd PO-PSL uwzględniał pięć wyspecjalizowanych typów maszyn zbudowanych na wspólnej platformie H225M Caracal, w tym osiem śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych i sześć przewidzianych dla marynarki wojennej śmigłowców bojowego poszukiwania i ratownictwa. Został anulowany przez PiS w październiku 2016 r., co kosztowało nas 80 milionów zł kary. Za wszystkie 50 sztuk Caracali Polska miała zapłacić 13,4 mld zł brutto, czyli „średnio za sztukę” 268 mln zł.
Gdyby nie działania Macierewicza i rządu PiS, Polska miałaby dzisiaj już wszystkie zamówione śmigłowce. W kraju miało też powstać 6000 nowych miejsc pracy, z czego program Airbus Helicopters doprowadziłby do stworzenia 3800 miejsc pracy, w tym bezpośrednio w zakładach Airbusa 1250, głównie w Łodzi, Radomiu i Dęblinie. Tymczasem Macierewicz kupił zaledwie 4 śmigłowce S-70i, bez offsetu, które i tak natychmiast trafiły z powrotem do wytwórni na “doposażenie zgodnie z wymaganiami Sił Zbrojnych”.
Za Błaszczaka doczekaliśmy się kolejnych zamówień. Kontrakt na dostawę czterech AW101 (produkowanych w Anglii) Polska podpisała w kwietniu 2019 roku. Maszyny dla Marynarki Wojennej (z pakietem) kosztować będą 1,65 mld zł (sztuka po 412,5 mln zł – przypomnę Caracal szt. 268 mln zł). Dotrą do polski na początku 2023 roku.
1 lipca br. minister Błaszczak zdecydował się też wreszcie na zakup śmigłowców wielozadaniowych. Umowę podpisano w Świdniku, bo te zakłady są w większości własnością włoskiej grupy Leonardo, której maszynę wybrano. Za 32 śmigłowce AW149 zapłacimy 8 mld 250 mln zł (257,8 mln zł za sztukę, o offsecie cisza, nie wiadomo czy helikopter w ogóle będzie produkowany w Świdniku). Dostawy będą realizowane w latach 2023 – 2029, to wychodzi mniej, niż 5 śmigłowców rocznie.
AW149 nie brały jeszcze udziału w działaniach bojowych, są na wyposażeniu jedynie armii Egiptu i Tajlandii. Polska jest pierwszym użytkownikiem europejskim, w Sojuszu Północnoatlantyckim”.
Z dużym opóźnieniem ale w końcu będziemy mieli nowe śmigłowce wielozadaniowe. Ciągle nie rozwiązana pozostaje sprawa helikopterów uderzeniowych, szturmowych w ramach programu Kruk. Kiedy władzę przejęła Zjednoczona Prawica zawieszono realizację kosztownego programu. Dziś wraca on do łask wskutek doświadczeń z wojny w Ukrainie. Eksperci są zgodni: wyposażenie naszego arsenału w nowoczesne helikoptery szturmowe, to dziś wyjątkowo pilne zadanie.
Mariusz Błaszczak, poinformował 21 kwietnia 2022 roku o rozmowach z amerykańskim sekretarzem obrony, dotyczących śmigłowców uderzeniowych dla Polski. Polski minister przyznał, że pod uwagę brane są maszyny produkowane w Stanach Zjednoczonych. W praktyce oznacza to, że wybór śmigłowca uderzeniowego został ograniczony do dwóch typów maszyn: Bell AH-1Z Viper i Boeing AH-64 Apache.
Na koniec kilka zdań o bezpilotowcach. Pierwszy program związany z pozyskaniem rozpoznawczych systemów bezzałogowych statków powietrznych uruchomiono w Polsce w sierpniu 2005 r., kiedy Jednostka Wojskowa GROM kupiła jeden zestaw Aeronautics Defense Systems Orbiter wraz z wyposażeniem. Z biegiem czasu liczba zakupionych zestawów Orbiter wzrosła do 15, z których cztery dostarczono Wojskom Specjalnym, a 11 Wojskom Lądowym. Drugim typem systemu BSP klasy mini bliskiego zasięgu wykorzystywanym obecnie przez Siły Zbrojne RP jest FlyEye, opracowany i produkowany przez WB Electronics S.A. z Ożarowa Mazowieckiego. Dostawy pierwszych zestawów tego typu zapoczątkowane zostały w grudniu 2010 r. Dotychczas WB Electronics S.A. dostarczyła Siłom Zbrojnym RP 31 zestawów FlyEye, co oznacza 124 aparaty latające. Ostatnie, jak dotąd, zamówienie na FlyEye zostało złożone w lutym 2022 r. i opiewa ono na 11 zestawów w wersjach 2.0 i 3.0. Pierwsze z nich zostały dostarczone jeszcze na przełomie lutego i marca, a całość dostaw ma zostać zrealizowana w 2023 r. Wartość zamówienia to ok. 50 mln PLN brutto. Start aparatu odbywa się z ręki, dron ma cichy silnik elektryczny, długotrwałość lotu – ponad 2,5 godziny, a zasięg łącza radiowego to 50 km.
W listopadzie 2018 r. zamówiono w Polskiej Grupie Zbrojeniowej 12 zestawów bezzałogowych aparatów latających PGZ-19R, każdy z pięcioma dronami, za niemal 790 mln PLN brutto. Aparat przy pułapie 5000 m ma długotrwałości lotu do 12 godzin. Docelowo Plan Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP zakładał zakup do 28 zestawów Orlik do 2026 r. Program jest jednak opóźniony o ok. 18 miesięcy.
W maju 2021 r. podpisano kontrakt z turecką firmą Baykar na cztery zestawy klasy taktycznej średniego zasięgu słynnego Bayraktar TB2. W skład każdego zestawu wejdzie sześć bezzałogowych aparatów latających, oprzyrządowanie oraz lotnicze środki bojowe naprowadzane laserowo Roketsan MAM-C i MAM-L. Całkowity koszt zakupu to 1,745 mld PLN brutto, a dostawy zestawów mają zostać zrealizowane w latach 2022-2024 (2022 r. – jeden, 2023 r. – dwa i 2024 r. – jeden).
Ostatnio nastąpiło prawdziwe przyspieszenie zakupów systemów bezzałogowych statków powietrznych. W grudniu 2021 r. Inspektorat Uzbrojenia podpisał umowę z Polską Grupą Zbrojeniową dotyczącą zakupu 25 systemów (po 4 aparaty) BSP klasy mini Wizjer. Prędkość lotu bezzałogowca NeoX-2 ma wynosić 140 km/h, pułap operacyjny – 1000 m, maksymalny czas lotu – powyżej 3 godzin. Promień operacyjny ma wynosić do 35 km od stanowiska operatora systemu. Przygotowanie do lotu ma zajmować nie więcej niż 15 minut.
30 grudnia 2021 r. Inspektorat Uzbrojenia poinformował o postępach w kolejnym przetargu dotyczącym zakupu taktycznych systemów bezzałogowych. Tym razem chodzi o zakup dwóch systemów BSP krótkiego zasięgu pionowego startu i lądowania, kryjących się pod kryptonimem Albatros. 17 lutego br. Agencja Uzbrojenia wydała komunikat o zaawansowaniu programu Ważka, mającego dać Wojsku Polskiemu systemy BSP klasy mini pionowego startu i lądowania. Chodzi o dostawę 10 systemów, które mają pozwalać na prowadzenie obserwacji dzienno-nocnej w terenie zurbanizowanym, górzystym i leśnym.
28 lutego br. Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało o podjęciu decyzji dotyczącej zakupu w Stanach Zjednoczonych rozpoznawczo-bojowego systemu BSP klasy operacyjnej dalekiego zasięgu General Atomics MQ-9 Reaper. Oprócz obserwacji Reaper może przenosić kierowane pociski rakietowe „powietrze-ziemia” AGM-114 Hellfire oraz 227-kilogramowe bomby kierowane (laserowo – GBU-12 Paveway II i satelitarnie – GBU-38 JDAM).
Już w grudniu 2017 r., zaczęły się dostawy „amunicji krążącej” które objęły dziesięć zestawów ze 100 aparatami. W kwietniu tego roku doszło do podpisania nowej umowy pomiędzy Grupą WB a Agencją Uzbrojenia na dostawę Inteligentnego Systemu Kierowanego do Rażenia Celów Warmate 1 w wersji 3.0, która opiewa na kwotę 50 mln PLN brutto. Zamówienie dotyczy nieujawnionej liczby zestawów, ale można ją szacować na 40÷50 zestawów i 400÷500 aparatów. Ich dostawy mają rozpocząć się jeszcze w bieżącym roku.
Największa pod względem zakresu i wartości umowa w historii eksploatacji bezzałogowych systemów powietrznych przez Siły Zbrojne RP została zawarta 6 maja 2022 r. Agencja Uzbrojenia zawarła z firmą WB Electronics S.A. kontrakt na dostawę początkowo czterech modułów bateryjnych bezzałogowych systemów poszukiwawczo-uderzeniowych Gladius. Cała wartość umowy to ok. 2 mld PLN brutto. Bateryjne moduły bezzałogowych systemów poszukiwawczo-uderzeniowych Gladius przeznaczone będą do precyzyjnego rażenia celów na odległości ponad 100 km oraz prowadzenia rozpoznania obrazowego z powietrza. Gladiusów (w kilku wersjach) zamówiono „kilkaset”. System oferuje do 10 godzin lotu na pułapie do 5 km. Pierwsze dostawy elementów wchodzących w skład zamówionego systemu zostaną zrealizowane już w 2022 roku. Gladius to dziecko polskich inżynierów, informatyków i konstruktorów z ożarowskiej WB Electronics S.A. czyli największej w Polsce prywatnej grupy zbrojeniowej.
Jako ciekawostkę można podać, że Ukraińcy niszczą dzisiaj sprzęt wroga tureckimi Bayraktarami TB2, w kwietniu do gry weszła amerykańska amunicja krążąca czyli sterowane ręcznie lub autonomicznie Switchblade 300.
Nad Ukrainą latają również polskie drony. Największy rozgłos zyskały bezzałogowce FlyEye produkowane przez Grupę WB. To minidrony zwiadowcze wyposażone w obserwacyjną głowicę optoelektroniczną oraz precyzyjny lokalizator. FlyEye śledzą rosyjskie jednostki, wykrywają cele (dokładnie lokalizują nawet BMP czyli rosyjskie bojowe wozy piechoty), przekazują koordynaty do baterii artylerii, a potem zbierają informacje o efektach ukraińskiego ostrzału. Każdego dnia na misje wylatuje kilkadziesiąt bezzałogowców tego typu. Dla Rosjan FlyEye są przekleństwem. Trudno je wykryć (są małe i ciche), odporne na systemy przeciwlotnicze i środki walki radioelektronicznej. Przedstawiciele Grupy WB twierdzą, że rosyjscy żołnierze zestrzelili zaledwie kilka dronów FlyEye. Ukraińcy używają również drona Warmate. Ożarowskiego bezzałogowca używa się wielokrotnie w misjach zwiadowczych i bojowych lub jako jednorazową amunicję krążącą. Warmate może wykorzystać do ataku wymienne głowice bojowe, m.in. odłamkowo-burzące i kumulacyjne.
Ryszard Nowosadzki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS