Antoni Macierewicz po raz kolejny przesuwa termin publikacji końcowego raportu z prac kierowanej przez siebie podkomisji badającej katastrofę smoleńską. Szkoda. Nie jest to dobre ani dla komisji, ani dla wyjaśnienia dramatu sprzed blisko 11 lat. Każe też zapytać, czym dziś zajmuje się podkomisja, skoro raport jest już rzekomo gotowy?
Wśród bliskich ofiar katastrofy są tacy, którzy z pracami podkomisji nie wiążą już większych nadziei. Będzie raport – ok, chętnie się z nim zapoznają. Nie będzie – nic się nie stanie. Ale są i tacy, którzy bardzo go wyczekują. Nie tylko dlatego, że wciąż oficjalnym dokumentem polskiego rządu opisującym wydarzenia z 10.04.2010 r. jest kompletnie niewiarygodny dokument komisji Millera, ale przede wszystkim z powodu ogromu wiedzy, jaką pozyskaliśmy pomiędzy sierpniem 2011 r. (publikacja raportu Millera) a rokiem 2020. Podkomisja przeprowadziła wiele eksperymentów, dotarła do nieznanych wcześniej dokumentów, współpracuje z poważnym amerykańskim ośrodkiem lotniczym NIAR i z pewnością ma się czym pochwalić.
Ostatnio (wczesną jesienią) Macierewicz obiecywał na spotkaniu z częścią rodzin, że raport na pewno ukaże się do końca 2020 r. Ale był to tylko kolejny etap kupowania czasu, obok publikacji rozmaitych raportów cząstkowych, filmów, wykładów w telewizyjnym studiu. Antoni Macierewicz wielokrotnie zmieniał zapowiadaną datę publikacji. Tą ostateczną miała być 10. rocznica katastrofy. Też się nie udało. Bo koronawirus. Dziś były minister obrony sięga po ten sam argument i obiecuje, że jak tylko skończy się pandemia, raport ujrzy światło dzienne.
Gdy skończy się wreszcie blokada koronawirusa, komisja będzie mogła się spotkać, a raport zostanie opublikowany
— powiedział na antenie TV Trwam.
Ciężko to zrozumieć. W jaki sposób pandemia przeszkadza w ogłoszeniu raportu? Czy naprawdę problemem jest niemożność przyjechania do Warszawy członków komisji z USA i Australii? Czy nie ma innej możliwości podpisania przez nich dokumentu? Nie funkcjonuje poczta dyplomatyczna? Może zamiast czekać na koniec pandemii, przewodniczący mógłby – nawet korzystając z transportu rządowego – udać się w transoceaniczną podróż do członków komisji, by zebrać podpisy? Może byłoby taniej niż sztucznie utrzymywać ekspertów na umowach przez kolejne miesiące? Czym się oni zajmują od początku kwietnia, gdy Antoni Macierewicz zapewniał w Polskim Radiu, że raport jest gotowy?
A może wcale nie jest? Albo nie cała komisja chce się pod nim podpisać (tak było z raportem cząstkowym blisko trzy lata temu, a z mojej wiedzy wynika, że tak jest i dziś)?
Jaka by nie była faktyczna przyczyna zwłoki z publikacją, nie dowiadujemy się niczego dobrego o funkcjonowaniu naszego państwa. Albo zwodzi nas ono w szalenie istotnej kwestii wyjaśnienia przyczyny śmierci urzędującego prezydenta, albo nie jest w stanie działać w elementarnych sprawach z powodu epidemicznych ograniczeń w komunikacji międzynarodowej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS