A A+ A++

Dr Mariusz Cholewa, prezes Biura Informacji Kredytowej i Association of Consumer Credit Information Suppliers: Marzy mi się, żeby w Polsce było jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie wszyscy znają swój numer ubezpieczenia i FICO score, czyli odpowiednik naszego scoringu BIK. Ludzie wiedzą, że ten scoring wpływa na wiele rzeczy w ich życiu.

Na jakie na przykład?

Jeżeli mają dobry scoring, to łatwiej im wynająć mieszkanie, bo płacą inną kaucję. Prawie każda firma ubezpieczeniowa wykorzystuje tzw. credit base insurance score do obliczania wysokości składki za ubezpieczenia. Jak ktoś nie ma historii kredytowej, a zatem nie ma scoringu, to ma kłopot, żeby dostać w ogóle jakieś finansowanie. Ta świadomość jest na Zachodzie gigantycznie inna niż w Polsce. W Stanach Zjednoczonych jeśli obywatel interesuje się swoją historią kredytową i świadomie nią zarządza, to statystycznie jest lepszy, czyli ma lepszy profil i lepszy scoring. Ten profil jest też wykorzystywany przy sprzedaży produktów inwestycyjnych.

Co ma scoring do inwestycji?

Też mnie to zdziwiło, gdy pierwszy raz o tym usłyszałem. Jeżeli ktoś przychodzi do firmy inwestycyjnej czy do dużego ubezpieczyciela i mówi, że teraz będzie chciał długoterminowo oszczędzać i prosi o zaproponowanie jakiegoś programu długoterminowego oszczędzania, to w zależności od tego, jaki ma scoring, można z dużym prawdopodobieństwem ocenić, czy rzeczywiście będzie długoterminowo oszczędzał, czy mija się z prawdą i po dwóch-trzech składkach przestanie płacić. To ma istotne znaczenie z punktu widzenia polityki wynagradzania brokerów czy w ogóle polityki cenowej. W Niemczech nikt nie wynajmie mieszkania bez raportu z Schufy, czyli niemieckiego odpowiednika BIK. Ludzie nie mają problemu, żeby poprosić potencjalnego najemcę: to pokaż mi swój raport z Schufy. To jest normalne. Tam wiarygodność finansowa ma znaczenie na wielu polach. Nie jest też niczym nadzwyczajnym, że platformy pośredniczące w wynajmie mieszkań pomagają w sprawdzaniu takich raportów. Tak samo jest w Wielkiej Brytanii, gdzie zaczęto się bardziej interesować swoją historią kredytową w czasie kryzysu, gdy np. pojawiły się problemy z zaciągnięciem kredytu. Wtedy zaczął ludziom doskwierać fakt, że nie wiedzą nic o tym, jak wyglądają w oczach instytucji finansowych.

A w Polsce?

Przed nami jeszcze bardzo długa droga. Od kilku lat pracujemy nad tym, żeby budować świadomość, robimy też sporo programów edukacyjnych, ale w Polsce wciąż osoba, która się aktywnie interesuje swoją historią kredytową statystycznie ma gorszy profil.

Dlaczego?

Polacy, gdy nie dostają kredytu w banku, często słyszą, że to z powodu BIK-u, i wtedy zaczynają się tym interesować. Stosunkowo rzadko ludzie w Polsce świadome budują swoją wiarygodności, choć i takie przypadki się zdarzają. Obserwuję to na forach, gdzie ludzie często pytają: za rok myślę o kredycie hipotecznym, chciałbym się do tego przygotować, to co mógłbym zrobić?

Co by im pan podpowiedział?

Żeby sprawdzili swoją historię kredytową. Wystarczy zarejestrować się na bik.pl. Pełny pakiet kosztuje 99 zł. Poza wglądem w historię kredytową daje całą masę korzyści, pozwala m.in. testować, na jaki kredyt nas stać. Klient w ramach konta uzyskuje dostęp do analizatora kredytowego, który bazuje na rzeczywistej historii i na scoringu BIK (w odróżnieniu od wszystkich pośredników czy innych kalkulatorów, działających często w modelu pośrednictwa czy po prostu sprzedaży leadów). Poza tym jesteśmy jedyną instytucją – poza bankami – która wskazuje brak możliwości finansowania i tłumaczy dlaczego. Uważam, że jako grupa BIK powinniśmy prowadzić biznes odpowiedzialny społecznie i niekiedy ludziom mówić: droga Kasiu czy drogi Janie, niestety nie stać cię na ten kredyt, masz zbyt dużo zobowiązań w stosunku do wydatków, więc nie powinnaś, nie powinieneś zaciągać kolejnego, a raczej pomyśleć o skonsolidowaniu tych, które już masz. I tak doradzamy.

Czego jeszcze można się dowiedzieć z bazy BIK?

Przede wszystkim możemy zobaczyć, czy wszystko jest w porządku z naszymi zobowiązaniami – czy banki zaraportowały wszystko na czas, czy nie zapomnieliśmy zamknąć jakiejś karty kredytowej, która ciągle gdzieś „wisi” i np. pogarsza naszą zdolność kredytową. Możemy też na bieżąco śledzić swój scoring.

Do czego to potrzebne Kowalskiemu?

Scoring mówi o tym, jakie jest prawdopodobieństwo, że będę w stanie spłacić kolejne zobowiązanie. Przedstawiamy go w sposób przyjazny dla klientów. Ustawiliśmy go w skali od 1 do 100 i tłumaczymy, kiedy jest bardzo dobry, dobry, średni albo słabszy.

Od czego zależy ta ocena?

Wpływa na nią kilka rzeczy, m.in. zapytania kredytowe. Jednak w mediach pojawia się często mit: nie pytaj zbyt często o kredyt, bo sobie pogorszysz scoring.

To mit?

Mit, że nie można sobie porównać ofert, bo to skutkuje obniżeniem scoringu. Jeśli ktoś składa wniosek o ten sam kredyt, na tę samą kwotę w krótkim czasie, to te zapytania są deduplikowane, traktowane jak jedno zapytanie. Zatem nie wpływają na obniżenie scoringu. Inaczej, gdy ktoś co chwilę wnioskuje o różne produkty w dłuższym czasie. Statystycznie taka osoba jest bardziej ryzykownym kredytobiorcą, więc te rzeczy mają znaczenie. Każdą z tych kategorii opisujemy, dajemy też dodatkowo porady klientowi, co zrobić, żeby jego scoring się poprawił. Jeśli w tej kategorii jest bardzo dobrze, mówimy: tak trzymaj.

A wykorzystywanie całego limitu kredytowego jest OK?

Ludzie, którzy wykorzystują go w dłuższym okresie „pod sufit” są bardziej ryzykowni i to wpływa negatywnie na scoring. Być może mają jakieś napięcia finansowe i mogą mieć kłopot z regulowaniem zobowiązań na bieżąco. W ramach naszych usług dla klientów indywidualnych udzielamy takich spersonalizowanych podpowiedzi, jak świadomie budować swoją wiarygodność kredytową. Dodatkowo nasi klienci mogą korzystać z Alertów BIK.

Na czym one polegają?

A to właśnie kolejna korzyść z bycia na bik.pl – ochrona przed wyłudzeniem. Jeżeli jakaś instytucja finansowa, w związku ze złożonym wnioskiem kredytowym, zada pytanie o pana dane do BIK, ale też do naszej spółki córki – BIG InfoMonitor, to w tym samym momencie dostanie pan SMS i maila. Jeśli to pański wniosek kredytowy – to w porządku. Natomiast jeśli nie, zgłasza pan ten fakt i instytucja (np. bank) może wstrzymać wypłatę pieniędzy. Niestety czasem się zdarza, że ktoś orientuje się o cudzym kredycie na swoich plecach dopiero w chwili, gdy do drzwi puka komornik, pomimo tego, że nikt nie ukradł tej osobie dowodu osobistego. Alert BIK zabezpiecza przed taką sytuacją. Obejmuje on swoim zasięgiem także operatorów telefonii komórkowej i wszystkie podmioty sfery realnej, które współpracują z naszą spółką-córką i weryfikują swoich potencjalnych klientów pod kątem ich wiarygodności.

BIK poinformuje mnie, gdy ktoś będzie sprawdzał mnie w waszych bazach?

Tak, jeśli aktywuje pan Alert BIK. Oprócz tego może pan zastrzec dowód osobisty – jeśli się pan nim uwiarygadnia, a gdzieś zgubi albo nawet nie będzie pan mógł go znaleźć przez chwilę, to zastrzega go pan i automatycznie wszyscy, którzy z nami współpracują, dostają sygnał, że dowód jest zastrzeżony i nikt nie będzie mógł wykorzystać go do wzięcia zobowiązania.

A jeśli go znajdę, np. po kilku dniach?

Wtedy może pan go „odstrzec” online. W ramach bezpłatnych usług dostępnych na portalu bik.pl jest jeszcze jedna fajna rzecz. W USA nazywa się to credit freeze, w Polsce nazwaliśmy to zastrzeżeniem kredytowym. Polega to na tym, że pan jako użytkownik Alertu może sobie tę usługę włączyć, a my odnotujemy to w bazie BIK, oznaczymy flagą. Sygnalizuje ona, że pan w tym momencie nie życzy sobie żadnych kredytów. Dzięki temu, np. w przypadku złożenia wniosku o kredyt, bank czy inna instytucja będą wiedziały, że albo zapomniał pan wyłączyć flagi albo ktoś próbuje na pana wyłudzić dane. Na razie nie jest to w Polsce usługa masowa, zaangażowanych jest w nią kilkanaście instytucji. Natomiast w Stanach są takie regulacje, że nie wolno udzielić finansowania, jeśli ktoś ma taką flagę wywieszoną.

Ta świadomość wśród Polaków jest jednak wciąż niewielka.

To się zmienia, na przykład w kwestiach związanych z wyłudzeniami. Gdy pojawia się ich coraz więcej, ludzie zaczynają się interesować mechanizmami, które mogą im pomóc zabezpieczyć się przed kradzieżą tożsamości czy wyłudzeniem kredytu na ich dane. Tym bardziej, że nie mamy do końca kontroli, gdzie te nasze dane są i można je łatwo „zgubić”. To buduje inną świadomość, ludzie zaczynają myśleć: w takim razie powinienem się w jakiś sposób zabezpieczyć, żeby ktoś nie wziął na mnie kredytu czy pożyczki.

W Polsce działa dużo firm, które mogą się przeciętnemu człowiekowi mylić – słyszy o BIK, BIG, KRD… Jak podzielony jest ten rynek?

Jesteśmy jedynym biurem kredytowym w Polsce. Biuro kredytowe może zostać stworzone na mocy prawa bankowego, może go stworzyć izba bankowa i grupa banków.

A np. Krajowy Rejestr Długów?

To biuro informacji gospodarczej. Działa w innym reżimie prawnym. To konkurent naszej spółki-córki, czyli BIG InfoMonitora. Działają w oparciu o regulacje dotyczące biur informacji gospodarczej. Takich biur informacji gospodarczej jest w kraju sześć. Bardziej aktywne, to np. Erif, który jest częścią Grupy Kruk (nie dziwi powiązanie z firmami windykacyjnymi, bo w tych biznesach widać sporo synergii), czy CRIF, który jest bardzo aktywny w sektorze pożyczkowym.

Dalej nie wiem, czym się różnią.

Jest jeden BIK, połączony z wszystkimi bankami, z prawie wszystkimi leasingami i dużymi firmami pożyczkowymi. W Bazie BIK zbieramy dane na temat historii kredytowej klientów zarówno pozytywne i negatywne. Pozytywne, tzn. że jeżeli pan zapyta o kredyt, to ta informacja jest u nas zapisana, podobnie jak fakt, że dostał pan kredyt. Potem dwa razy w tygodniu dane o kredycie są aktualizowane o najnowszy status spłaty Jeżeli przypada panu we wtorek spłata kredytu, a bank raportuje nam w środę, że pan nie zapłacił, to wiadomo, że w środę dostaniemy informację o opóźnieniu. I ten alert, o którym wspominałem wcześniej, spowoduje, że pan dostanie esemesa z nazwą banku, który podał do BIK informację, o jednym dniu opóźnienia na pana koncie. Wtedy może pan zareagować, zanim się zaczną kłopoty – zlecić przelew i nie będzie miało to negatywnego wpływu na pana scoring. To oznacza, że mamy pana pełną historię – widzimy, ile ma pan zobowiązań, gdzie ma pan te zobowiązania, jaką ma pan ratę do zapłacenia.

A biura informacji gospodarczej?

Nie mogą np. robić scoringów klientów indywidualnych. Poza tym działają w zupełnie innej skali. W BIK mamy informacje o 25 milionach Polaków, a w BIG-ach – dziesięć razy mniej. To ma znaczenie, bo jeśli ktoś nie płaci rachunku za energię, to raczej nie będzie spłacał kredytu czy innej pożyczki. BIG-i mają z reguły informacje negatywne. Jeżeli nie zapłacił pan np. rachunku telefonicznego, mija 30 dni, zostaje pan poproszony, żeby uregulować, a pan nie ureguluje go w ciągu kolejnych dni – firma telekomunikacyjna może przekazać taką informację do jednego z BIG-ów. Jeżeli później pan ureguluje, to informacja o niespłaconym zobowiązaniu znika z rejestru. BIG-i nie tworzą historii. Natomiast w BIK-u każde opóźnienie jest widoczne, a opóźnienia niespłacone powyżej 90 dni, wobec których bank dokonał określonej procedury, to nawet gdy już są spłacone, informacja o tym zostaje u nas jeszcze przez pięć lat. Nie można tego wyczyścić.

Niektóre firmy oferują usługi czyszczenia rejestru BIK.

I biorą za to pieniądze. Ustawodawca wprowadził taką blokadę, żeby nie można było sobie wyczyścić rejestru i zaciągać nowych zobowiązań. Tymczasem jeżeli ktoś spłacił kredyt w terminie, może napisać do banku zwykłe pismo i poinformować, że wycofuje zgodę na przetwarzanie danych po zamknięciu zobowiązania. Bez żadnego problemu. Tyle że strzela sobie wtedy w kolano, bo dobra historia wpływa pozytywnie na scoring, na jego postrzeganie w systemie finansowym.

A jeśli ma złą historię?

W przypadku złej historii spłacania zobowiązań możemy przetwarzać dane przez pięć lat po wygaśnięciu zobowiązania bez konieczności uzyskiwania zgody klienta.

Czytaj więcej: Polacy rzucili się na raty. Kredytowy wystrzał po otwarciu galerii handlowych

Jak działają biura kredytowe w innych krajach?

Modeli jest kilka. Niektóre, np. na Węgrzech, w Chorwacji czy w Słowenii są częścią banku centralnego. W niektórych państwach, jak w Polsce, właścicielami są banki. Właścicielami niemieckiej Schufy są banki, jeden z telekomów i duży e-commerce. Także w Turcji banki stworzyły biuro kredytowe. W wielu krajach biura zostały jednak stworzone przez zupełnie prywatne podmioty. Niekiedy działają tylko na rynku lokalnym, tak jest w przypadku Szwecji i Finlandii – tam właśnie połączyły się do niedawna zupełnie odrębne biura, które miały prywatnych właścicieli. Wśród prywatnych są też takie o zasięgu globalnym, np. notowany na nowojorskiej giełdzie Experian, który ma siedziby w USA i Irlandii, Equifax i Trans Union. Te trzy globalne firmy dzielą między sobą rynek w USA, są też obecne w wielu innych krajach. W Europie i w Azji bardzo duże znaczenie ma Crif – włoskie biuro kredytowe z korzeniami w sektorze bankowym. Na rynkach wschodzących aktywny jest CreditInfo pochodzący z Islandii.

Wszystkie działają podobnie?

Trochę się różnią. Inaczej jest np. w Wielkiej Brytanii, gdzie jest kilka bardzo mocno konkurujących ze sobą i walczących o rynek biur. Tam rynek mocno się rozwinął, na co wpływ miała także specyficzna anglosaska kultura i świadomość ekonomiczna społeczeństwa. Tam biura kredytowe bardzo dużą część biznesu robią z klientem detalicznym, ale na pośrednictwie.

Jak się robi taki biznes?

Klient dostaje część usług za darmo, a biuro kredytowe wystawia pod rynek finansowy dobrego, zwalidowanego leada (zweryfikowanego zainteresowanego klienta – red.) i mówi, że to jest dobry klient, który poszukuje finansowania. Taki model przyjął się też w USA, w Europie kontynentalnej to raczej nie działa.

Wróćmy na nasze podwórko. Dysponujecie ogromem danych, instytucje raportują wam dwa razy w tygodniu…

Ostatnio, w związku z pandemią, analizujemy dane w trybie dziennym. To bardzo dobre lustro tego, co dzieje się w systemie finansowym tu i teraz.

Co się dzieje?

Do pierwszej połowy marca rynek hulał, praktycznie w każdej kategorii kredytów mieliśmy trendy wzrostowe. Trochę gorzej było w firmach pożyczkowych. Natomiast od połowy marca widzieliśmy bardzo duży spadek jeśli chodzi o nową akcję kredytową, czyli wartość udzielanych kredytów. Średnia tygodniowa sprzedaż kredytów gotówkowych w lutym wyniosła 1,3 mld zł, w marcu – 1 mld zł, a w kwietniu już 500 mln zł. Maj przyniósł jednak odbicie powyżej 700 mln zł. We wnioskach o kredyt sytuacja wygląda już podobnie jak w styczniu czy lutym, a w kredytach ratalnych, po zdjęciu obostrzeń związanych z COVID-19, było nawet lepiej niż w ubiegłym roku.

Ile rachunków jest w waszych bazach?

166 milionów.

Prawie siedem rachunków na jedną osobę?

Tak, to są wszystkie zobowiązania, czyli zarówno otwarte, jak i zamknięte, które jeszcze przetwarzamy, zarówno w celu oceny zdolności kredytowej i analizy ryzyka kredytowego, jak i dla celów statystycznych.

Jak długo możecie to robić?

Jeśli były negatywne – pięć lat. Jeśli mamy zgodę – to przez okres wyrażony w zgodzie, nie dłużej niż 5 lat – dla celów oceny zdolności kredytowej i analizy ryzyka kredytowego. A przez 12 lat możemy przetwarzać dla celów statystycznych.

A ile z tych 25 milionów to firmy?

1,2 mln. To głównie mikroprzedsiębiorstwa, bo firmy duże znikają w statystyce, jest ich kilkadziesiąt tysięcy, nie wszystkie też są raportowane do nas. Bankom to nie jest aż tak potrzebne, bo i tak oglądają duże firmy z każdej strony i nie mają potrzeby weryfikowania ich jeszcze w BIK. Natomiast w przypadku mniejszych statystyka jest potrzebna.

Załóżmy, że bierze pan pod lupę jakąś małą firmę. I co pan widzi w swoich danych?

Mogę połączyć prywatną aktywność właściciela z firmową. Co ciekawe, te dane bardzo ze sobą korelują – jeśli klient dłużej nie spłaca kredytów, to zazwyczaj dotyczy to i prywatnych, i firmowych. W krótkim horyzoncie szybciej psują się prywatne.

Dla przedsiębiorców ważniejsze są firmowe finanse niż własna kieszeń?

Takie mam wrażenie. Choć przedsiębiorcy często miksują finansowanie – biorą kredyt prywatny, a finansują z niego też działalność gospodarczą. Trudno odróżnić tę kieszeń prywatną mikroprzedsiębiorcy od kieszeni firmowej. Cztery piąte z nich ma zarówno kredyt prywatny, jak i firmowy. Ciekawostką jest, że w 80 proc. zaciągnięte są w różnych bankach.

W czasie ostatniego kryzysu finansowego końcowa szkodowość kredytów wynosiła 12–14 procent. Dziś jest to około 4–6 procent – mówi Mariusz Cholewa Fot.: Adam Tuchliński

Dlaczego?

Też się nad tym zastanawiałem. Być może myślą, że bank nie będzie w stanie tego złączyć.

Albo że nie zobaczy.

Nie wiem, ale taka jest prawidłowość. Jednak banki, jeśli wiedzą, że ktoś jest przedsiębiorcą, z reguły sprawdzają zarówno część prywatną, jak i firmową historię kredytową.

Koronawirus zmienia podejście ludzi do pieniędzy. Tak przynajmniej wynika z badań koniunktury – stają się bardziej ostrożni.

To bardzo zdroworozsądkowe podejście. Jeżeli nie jestem pewien otoczenia, np. mojego miejsca pracy, sytuacji zatrudnienia moich bliskich czy w ogóle firmy, w której pracuję, to wiadomo, że 30 razy się zastanowię, czy aby na pewno brać kolejne zobowiązanie na swoje barki. To zdecydowanie wpłynie na rynek kredytowy. Będzie mniejszy popyt, a z drugiej strony banki też będą ostrożniejsze, co sprawi, że dostęp do finansowania będzie trudniejszy. To jest zawsze balans między możliwością zarobienia, a ryzykiem.

W ostatnich miesiącach klienci stali się bardziej ryzykowni?

Kryzys spowoduje, że problem będą miały instytucje, które mają klientów o gorszym profilu ryzyka. Jeśli już wcześniej było ono podwyższone, to teraz będzie jeszcze gorzej. Dlatego w części instytucji, które wchodziły w segmenty wyższego ryzyka, problemy będą się kumulowały.

Mówi pan o firmach pożyczkowych?

Tak. Ale to też problem systemowy. Takie firmy są bardzo potrzebnym segmentem rynku – są ludzie, którzy czasami mają krótkoterminowe potrzeby, np. zobaczą jakąś ofertę, zniżkę, a nie mają w tej chwili środków. Niekiedy opłaca im się wziąć krótkoterminową pożyczkę, zapłacić sporą prowizję i kupić ten aparat, bilet lotniczy czy coś innego po prostu taniej. Nie jest to jednak model do funkcjonowania długoterminowego. Nie powinno być tak, że ktoś wpada do firmy pożyczkowej i zostaje w niej na zawsze.

To częste przypadki?

Bardzo. Kiedyś jedna trzecia klientów firm pożyczkowych brała pożyczkę, często z jakąś wysoką RRSO, w momencie, gdy już jedną mieli na karku. Teraz to już dwie trzecie. Tak się zaczyna klasyczna spirala zadłużenia.

Dotyczy to też przedsiębiorców?

Pożyczki biorą często osoby prywatne, które są przedsiębiorcami. Po prostu łatwiej o nią niż o kredyt z banku. W firmach pożyczkowych nie zawsze weryfikacja jest tak szczegółowa jak w bankach. Na koniec marca mieliśmy w bazach BIK 700 tys. pożyczkobiorców, a 72 proc. z nich to byli klienci, którzy mieli jednocześnie kredyty w bankach. 45 proc. z nich ma przynajmniej jeden produkt kredytowy lub pożyczkowy przeterminowany powyżej 90 dni. Ci ludzie nie mają jak z tego wyjść.

Jakie są ich zobowiązania?

6 mld zł w pożyczkach i 26,7 mld zł w bankach. Jest spore ryzyko, że jeśli przestaną spłacać pożyczki, mogą zarazić sektor bankowy, w których jest 17,7 mld zł kredytów gotówkowych i 6,5 mld zł mieszkaniowych.

Mieszkaniówka też może oberwać?

Ludzie przestają spłacać różne zobowiązania, ale kredyty hipoteczne starają się regulować, żeby po prostu mieć gdzie mieszkać. Starają się więc płacić jak najdłużej, ale jeżeli mają po 10 kredytów i pożyczek, to nie będą w stanie z tego wyjść. Aktywność firm pożyczkowych została znacznie ogr … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Jako jedyni na rynku czasami zniechęcamy do kredytów”. Co to jest scoring i jak sprawdzić historię kredytową
Następny artykułSpadające ceny i rosnąca wydajność