A A+ A++

Wojska lotnicze Izraela prze­pro­wa­dziły dziś uderzenia na obiekty należące do Hezbollahu położone w głębi Libanu. Izraelskie samoloty bojowe zbombardowały składy uzbrojenia w dolinie Bekaa i w pobliżu miasta Baalbek. Nieoficjalnie wiadomo również o atakach na cele w dystrykcie Kada al-Hirmil w północnej części kraju, tuż przy granicy z Syrią i około 140 kilometrów od najbliższego punktu na granicy Izraela.

Wcześniej Izraelczycy zaatakowali cele położone bliżej granicy, między innymi dwa stanowiska wyrzutni pocisków rakietowych, jeden budynek używany przez Hezbollah w Kefar Ruman i jeden w przygranicznej wsi Blida. W tym drugim zlokalizowano grupę bojowników Hezbollahu.

Dzisiejsze naloty stanowiły odwet za poranny ostrzał rakietowy północnego Izraela. Bojownicy Partii Boga odpalili w stronę Izraela ponad sześćdziesiąt pocisków i już po raz drugi z rządu wzięli na cel okolice Safedu – najwyżej położonego miasta w Izraelu. Oficjalnie celem były znajdujące się w tym regionie instalacje wojskowe Cahalu.

Pierwsza salwa – około godziny 1.00 nad ranem – obejmowała co najmniej sześć pocisków. Pięć z nich zostało przechwyconych przez efektory Żelaznej Kopuły, a reszta spadła w szczerym polu, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Kolejne dwie salwy liczyły co najmniej 20 i 35 pocisków. I tym razem zostały one strącone albo też upadły z dala od zabudowań i jedynie wywołały pożary zarośli.

Oprócz tego dziś rano obrona przeciwlotnicza strąciła jednego drona, zbliżającego się do wsi Gornot ha-Galil przy granicy z Libanem. Kolejne dwa drony rozbiły się na północ od miasta Kirjat Szemona.

Safed pozostaje wrażliwym celem, gdyż w przeciwieństwie do wielu mniejszych miejscowości przygranicznych nie został ewakuowany. Wciąż przebywa tam około 38 tysięcy ludzi. Jeśli zaś dodać do tego, że Safed leży niespełna 15 kilometrów od granicy, stanowi on dogodny cel dla ataków o charakterze terroryzującym.

Od 8 października Hezbollah ostrzeliwuje północny Izrael praktycznie codziennie, wyko­rzys­tu­jąc przede wszystkim niekierowane pociski rakietowe, w Izraelu zwane zbiorczo z oczywistych względów „katiuszami”, i przeciwpancerne pociski kierowane. Wskutek tych ataków zginęło dotąd 26 osób cywilnych (blisko połowa to dzieci zabite w Madżdal Szams) i 20 żołnierzy Cahalu (służby czynnej i rezerwistów). Hezbollah potwierdził śmierć 440 bojowników z rąk izraelskiego wojska. Do tego zginęło także około 80 członków innych ugrupowań. Niestety wymiana ciosów pociągnęła za sobą także śmierć kilkudziesięciu osób cywilnych w Libanie.

Jak zwykle w takich sytuacjach pojawiają się obawy o eskalację, która może doprowadzić do pełnoskalowej wojny ogarniającej znaczną część Bliskiego Wschodu. Komentując dzisiejsze izraelskie naloty, wicesekretarz generalny Partii Boga Naim Kassem dał do zrozumienia, że jej oficjalne stanowisko nie uległo zmianie.

– Nie mamy zamiaru ruszać na wojnę, ponieważ uważamy, iż nie byłoby to przydatne – oświadczył Kassem. – Ale jeśli Izrael rozpęta wojnę, stawimy jej czoła i obie strony poniosą wielkie straty. Jeśli [Izraelczycy] myślą, że wojna pozwoli stu tysiącom wysiedleńców wrócić do domu, ostrzegamy: szykujcie się na kolejne setki tysięcy wysiedlonych.

Mieszkańcy północnego Izraela coraz częściej dają zaś do zrozumienia, że są rozgoryczeni tym, jak traktują ich władze. Owszem, zapewniono im możliwość ewakuacji, z której skorzystało – mniej lub bardziej dobrowolnie – kilkadziesiąt tysięcy osób. Ale w obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić ich powrót do domów bez przynajmniej częściowego rozbicia sił Hezbollahu.

– Dziesiątki zabitych i rannych nie mają wartości dla premiera, który chowa się za nieudolnym ministrem obrony i porzuca północną granicę wraz z jej mieszkańcami – dodał Matan Dawidian, reprezentujący społeczność miasta Szlomi, którego większość mieszkańców została ewakuowana.

Jak informują izraelskie media, pojutrze ma się odbyć narada gabinetu bezpieczeństwa poświęcona właśnie kwestii libańskiej. Premier Binjamin Netanjahu ma stać na stanowisku, iż pełnoskalowa wojna w Libanie nie spowoduje zmniejszenia presji wywieranej na Hamas w Strefie Gazy. Tymczasem minister obrony Joaw Galant uważa, że chociaż Cahal jest gotowy na taką wojnę, nie da się jej toczyć bez przesunięcia sił z Gazy.

Netanjahu jest najwyraźniej przekonany, iż konfrontacja z Hezbollahem jest nie do uniknięcia, toteż trzeba rozpocząć ją na warunkach możliwie najkorzyst­niej­szych dla Izraela. Rząd przygotowuje więc rzekomo międzynarodową kampanię lobbingową, która ma przekonać inne kraje o zasadności wojny w Libanie. Szczególnie istotnym celem tej kampanii ma być oczywiście Waszyngton, który z kolei dokłada wszelkich starań aby – jeśli wojny nie da się uniknąć – przynajmniej odsunąć ją na czas po wyborach prezydenckich, czyli po 5 listopada.

Zakładnicy

Dziś po raz kolejny w Tel Awiwie odbyła się kilkusettysięczna podwójna manifestacja łącząca pokrewne wezwania: do natychmiastowego zawarcia rozejmu, który pozwoli ocalić życie zakładników, i do ustąpienia Netanjahu ze stanowiska szefa rządu. Przemawiała między innymi Anat Angrest, matka zakładnika Matana Angresta, która stwierdziła, że „jeśli Bibi chce pozostać na osi Filadelfi, niech najpierw wystawi tam na ryzyko swojego syna, syna Bena Gwira i Smotricza, a potem pozostałych żołnierzy”.

Utrzymanie obecności Cahalu w tak zwanym korytarzu Filadelfi (lub też Osi Saladyna), czyli wąskim 14-kilo­met­ro­wym pasie biegnącym wzdłuż granicy Strefy Gazy z Egiptem, a także na przejściu granicznym w Rafah, jest obecnie główną kością niezgody w negocjacjach między Izraelem a Hamasem. Netanjahu podkreśla, że Cahal musi zachować kontrolę nad korytarzem, aby zablokować dostawy broni dla Hamasu. Jego przeciwnicy zwracają uwagę, że jeśli zajdzie taka potrzeba, wojsko może wrócić do korytarza później, tymczasem dla wielu zakładni­ków każdy kolejny dzień może być ostatnim. Galant jest rzekomo zwolen­ni­kiem sześ­cio­tygod­nio­wego wycofania się z korytarza.

Tradycyjnie jednak po najpotężniejszą retorykę sięgnęła Ejnaw Zangauker, matka zakładnika Matana Zangaukera, jedna z naj­ak­tyw­niej­szych uczest­niczek prak­tycz­nie każdej mani­fes­tacji. Kilka miesięcy temu nazwała ona Bibiego „fara­onem, który ściąga na nas plagę pierwo­rod­nych”. Tym razem oświadczyła, że to „jeden kłamliwy przywódca” – właśnie Bibi – prze­trzy­muje jej syna w niewoli. Pani Zangauker do niedawna głoso­wała na Netanjahu i jego Likud.

Podczas manifestacji doszło też do starć z policją. Zatrzymano piętnaście osób, które próbowały zablokować Autostradę Ajjalon, rozpalając ogniska.

Tomás Del Coro, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBłyskawiczna walka wieczoru KSW 98
Następny artykułEwakuacja mieszkańców, tysiące interwencji i walka z czasem. Bilans sobotnich ulew nad Polską