A A+ A++

Izraelskie siły powietrzne zniszczyły bazę paliw w mieście portowym Al-Hudajda w zachodnim Jemenie, kontrolowanym przez rebeliantów z Ruchu Huti. Był to pierwszy w historii atak Izraela na cel w Jemenie i zarazem jedna z najbardziej dalekosiężnych operacji bojowych w historii Chel ha-Awir. Nadano jej mało wyszukany jak na izraelskie standardy kryptonim: „Długie Ramię”.

W internecie szybko pojawiły się nagrania pokazujące ogromny pożar, dowodzący, że operacja zakończyła się sukcesem. Nie ulega wątpliwości, że skład w Hudajdzie był pełny i że jego utrata będzie wyjątkowo bolesnym ciosem dla Hutich. To również dobitne przypomnienie, że Izrael jest zdolny do przeprowadzania ataków na bardzo odległe cele i jest gotów na ryzyko wiążące się z takimi operacjami.

Cahal szybko pochwalił się nagraniem i zdjęciami pokazującymi samoloty F-15 Baz szykujące się do lotu nad Jemen i kołujące już po powrocie z operacji. Sprawa jest jednak lekko podej­rzana, gdyż na filmie nie widać żadnych bomb ani pocisków, jedynie podwieszony zasobnik okryty płachtą. Być może ta konkretna maszyna wypełniała zadanie rozpoznawcze – miała uwiecznić skutki ataku do późniejszej analizy.

Opublikowano również nagranie pokazujące, jak premier Binjamin Netanjahu i szef sztabu Cahalu generał Herci Halewi obserwują przebieg operacji z podziemnego ośrodka dowodzenia w Tel Awiwie.

Na Twitterze pojawił się też krótki filmik pokazujący wielozadaniowy samolot bojowy F-35I Adir w towarzystwie latającej cysterny Boeing 707. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że nagranie powstało dziś, a nawet jeśli – że miało coś wspólnego z operacją „Długie Ramię”.

Nie ma w ogóle żadnych wiarygodnych informacji na temat tego, jakiej broni użyto. Można jednak zakładać, iż wykorzystano pociski manewrujące, takie jak Rampage lub stosunkowo nowy Rocks, a nie bomby. Oczywiście zdolności Hutich w zakresie obrony prze­ciw­lot­ni­czej są praktycznie zerowe, dowiodły tego samoloty amerykańskie i brytyjskie, które bez przeszkód hasały po jemeńskim niebie. Ale baza paliw to cel dużo prostszy niż wyrzutnia pocisków prze­ciw­okrę­to­wych (choćby dlatego, że jest nieruchoma), a użycie pocisku manewru­ją­cego pozwala skrócić lot samolotów uderzeniowych o kilkaset kilometrów, nawet jeśli samolot rozpoznawczy (przyjmijmy słuszność tej hipotezy) musiałby się zbliżyć do celu na dużo mniejszą odległość.

Według oświadczenia Cahalu było to uderzenie odwetowe za całą serię ataków na Izrael, które Huti przeprowadzili, chcąc wesprzeć Palestyńczyków w wojnie w Strefie Gazy. Trudno jednak uniknąć wrażenia, iż był to przede wszystkim szybki i druzgocący odwet za jeden konkretny atak.

Przypomnijmy: wczoraj rano eksplozja drona w Tel Awiwie zabiła jedną osobę i raniła kolejne dziesięć. Był to pierwszy udany atak Hutich na to miasto. Przedstawiciel Cahalu potwierdził, że dron został wykryty przez system obrony powietrznej, jednak z powodu „błędu ludzkiego” miał uniknąć zestrzelenia. Do wybuchu doszło około 100 metrów od budynku powiązanego z amerykańską ambasadą. Żaden poprzedni atak ze strony Hutich nie spowodował ofiar w ludziach po stronie izraelskiej.

Według Hutich dron nosił nazwę Jafa – na cześć dawnego arabskiego miasta, które obecnie stanowi dzielnicę Tel Awiwu. Jest on rzekomo zaawansowaną konstrukcją zdolną do przeła­my­wa­nia obrony powietrznej. Dostępne informacje wskazują jednak, iż jest to po prostu zmodyfikowana wersja irańskiego Samada‑3. Przenosi głowicę bojową o masie około 10 kilogramów.

Nie wiemy oczywiście, gdzie zaczęła się operacja, ale na przykład z bazy Chacerim (pod Beer Szewą) Do Hudajdy jest bite 2 tysiące kilometrów w linii prostej (co oznaczałoby konieczność uzyskania zgody Rijadu na korzystanie z saudyjskiej przestrzeni powietrznej). Dla porównania: reaktor Osirak pod Bagdadem, zniszczony w brawurowej operacji w czerwcu 1981 roku, znajdował się ponad 1500 kilometrów od izraelskich baz.

Niepobitym rekordem pozostaje operacja „Drewniana Noga”, podczas której izraelskie F-15A Baz zaatakowały siedzibę Organizacji Wyzwolenia Palestyny pod Tunisem za pomocą bomb kierowanych GBU-15. Wówczas cel znajdował się w odległości blisko 2100 kilometrów. Jeżeli podczas dzisiejszej operacji Izraelczycy musieli lecieć trasą ponad Morzem Czerwonym, na pewno pobili swój rekord w kategorii najbardziej odległego zaatakowanego celu, ale z drugiej strony użycie pocisków manewrujących sprawia, że samoloty pokonały krótszą drogę.

Dzisiejszy nalot na Hudajdę z pewnością będzie dogłębnie analizowany w Teheranie. Bynajmniej nie dlatego, że Huti są sprzymierzeni z reżimem ajatollahów, a już na pewno nie przede wszystkim dlatego. Izrael od lat grozi uderzeniem lotniczym na główne irańskie ośrodki jądrowe. Ten w Natanzie na przykład leży ponad 1500 kilometrów w linii prostej od granic Izraela, a gdyby trzeba było na przykład ominąć iracką przestrzeń powietrzną, odległość wydłuży się do ponad 2 tysięcy kilometrów. Z drugiej strony podziemne instalacje jądrowe będą dużo trudniejszym celem niż baza paliw.

Dla porządku odnotujmy jeszcze oświadczenie Muhammada al‑Buchajtiego, rzecznika Ruchu Huti. Stwierdził on, że „izraelska agresja na Jemen nie zatrzyma [ich] operacji wojskowych wspierających naród palestyński. Przeciwnie, będą się one zwiększać do czasu ustania agresji na Gazę i zakończenia oblężenia jej mieszkańców, a na eskalację będziemy odpowiadać eskalacją”.

twitter.com/IAFsite

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJednogłośna decyzja sędziów w walce Janikowski – Pawlak. Oto mistrz KSW!
Następny artykułWygrali z Polakami, ale stracili Kentaro? Zawodnik zniesiony z boiska, od razu opuścił halę