A w związku z tym, że już na tym etapie dostajemy kilka prawdziwych hitów, nie ma się co martwić, że komplet ćwierćfinalistów poznamy dopiero w marcu. Dziś dzień Świętego Walentego, dzień wszystkich zakochanych. We wtorek i w środę znów możemy zakochać się w Champions League. Na nowo.
Paris SG – Real Madryt, Inter Mediolan – Liverpool, a za tydzień m.in. Atletico Madryt – Manchester United. Za miesiąc trzy wielkie europejskie firmy znajdą się za burtą międzynarodowych rozgrywek. Drugie miejsca zajmowane w grupie przez francuskiego giganta, mistrzów Włoch i Hiszpanii na „dzień dobry” zmusiły te zespoły do zadań, które mogą przekroczyć ich siły. Ale nie muszą. Sytuacja w europejskiej piłce jest tak dynamiczna, że układ sił może się zmienić. Nawet między pierwszymi meczami a rewanżami, których nie oddziela zaledwie tydzień czy sześć dni. Będzie ich około dwudziestu, a więc tak zwany „second leg” może być rozegrany w kompletnie innych okolicznościach i innej dyspozycji poszczególnych piłkarzy, jak i ich sytuacji zdrowotnej.
ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek: Andrij Szewczenko był najgorszym z przedstawionych kandydatów
Jeszcze kilka tygodni temu Real Madryt wydawał się faworytem „starcia tytanów” z Lionelem Messim, Kylianem Mbappe czy Neymarem. Ale dziś na „królewskim”, niemal nieskazitelnym, obliczu pojawiły się pierwsze zmarszczki i rysy. Modlitwy o zdrowie Karima Benzemy są nieprzypadkowe. Co znaczy jego brak widzimy w ostatnich spotkaniach „Blancos”. Francuz jest jak Robert Lewandowski w Bayernie. Obaj są niezastąpieni, o czym Bawarczycy przekonali się w ubiegłym sezonie, ulegając minimalnie właśnie PSG już w ćwierćfinale.
„Lewy” w 1/8 ma w teorii dość przyjemne zadanie. Zamiast na gorący stadion Atletico – jak wskazał los podczas wyznaczania par i mieszania „kulek” w Nyonie, „na szczęście” dla Bayernu losowanie powtórzono – trafił na mistrzów Austrii. Salzburg nie dość, że jest „rzut beretem” od Monachium, to z całego grona możliwych rywali wydaje się najłatwiejszym do przełknięcia kąskiem. Oczywiście, katastrofalne błędy w obronie Niclasa Suele, Benjamina Pavarda i Dayota Upamecano oraz „strzały życia” piłkarzy Bochum w sobotniej wpadce w Bundeslidze dają pewne uczucie niepokoju.
Przed rokiem w mieście Mozarta ówczesny obrońca tytułu wygrał w grupie 6:2, ale „Byki” poszły wtedy na zwarcie i zostały mocno za swą odwagę skarcone. W środę podejście Red Bulla będzie już zupełnie inne. Szkoda, że Lewandowski prawdopodobnie nie spotka się na boisku z Kamilem Piątkowskim, który co prawda przepracował cały okres przygotowawczy i zapomniał już o kontuzji doznanej we wrześniu ale w tej chwili – niestety – jest stoperem numer pięć w kadrze i musi czekać na swoją szansę. Trzeciego z Polaków, który pozostał nam w tym elitarnym gronie zobaczymy dopiero za tydzień. Wojciech Szczęsny i jego Juventus wybierają się do Villareal na mecz z triumfatorem Ligi Europy z Gdańska. I trudno powiedzieć, by „Stara Dama” była w tym dwumeczu faworytem. Nam miło byłoby, gdyby w najlepszej ósemce Champions League nie został tylko pan Robert.
Spotkanie na Estadio De La Ceramica dopiero za tydzień. I pewnie będzie to kolejny pokaz taktycznego kunsztu, jaki na ten mecz przygotuje szkoleniowiec Hiszpanów Unai Emery, specjalista od spotkań z bardzo wymagającym przeciwnikiem. Co prawda Villareal w Primera Division już dawno nie pokonało żadnego z topowych rywali na czele z Barceloną, Atletico i Realem ale w Europie „Żółta Łódź Podwodna” czuje się jak ryba. Wiadomo gdzie.
Na razie czekamy jednak na fajerwerki w pierwszym pakiecie meczów 1/8. We wtorek PSG kontra Real Madryt. W środę Lewandowski w Salzburgu oraz prestiżowa rywalizacja Interu z Liverpoolem. Nie, nie zapomniałem o meczu Sportingu Lizbona z Manchesterem City, które po cichu będzie się starało wykonać swoją robotę na Jose Alvalade. To nie Pep Guardiola będzie jednak tym razem na świeczniku. Chyba, że znów coś wykombinuje ze składem bądź ustawieniem. Przecież w maju ubiegłego roku zrobił tak w tym samym kraju, tyle, że w Porto, przez co przegrał z Chelsea finał o Puchar Europy. Wniosków z tego faktu raczej nie wyciągnął. Bo jeśli czegoś nie próbować, to czemu właśnie nie w Lizbonie?
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS