W pierwszej połowie Barcelona złapała Bayern za gardło, kilka razy mocno nim potrząsnęła, ale gole z tego nie wypadły. Wydawały się tylko kwestią czasu, ale zespół z Monachium zagrał wczoraj jak Real. Ten też w ubiegłym sezonie podczas pamiętnych nocy z PSG, Chelsea i Manchesterem City był w opałach a jednak w kluczowych momentach się „pozbierał”. Problemy z kryciem przy rzucie rożnym Joshuy Kimmicha i brak właściwej reakcji Marca-Andre Ter Stegena plus zaproszenie do wbiegnięcia w pole karne dla Leroya Sane, gdy defensywa „Barcy” rozstąpiła się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem zakończyła szybko nadzieje „Blaugrany” na zabliźnienie dawnych ran, które zadawała im „bawarska piła”. „Piłeczka” dwa razy wpadła do ich siatki. Pomiędzy 50 a 54 minutą. To o Bayernie przed tym meczem mówiono, że jest w letargu. Drzemka po wznowieniu gry przytrafiła się jednak drużynie przeciwnika. Taki jest futbol także na najwyższym poziomie. Możesz dominować, grać jakościowy futbol, a i tak wracasz do domu z pustymi rękoma.
ZOBACZ TAKŻE: Hiszpańskie media: Robert Lewandowski powinien strzelić przynajmniej jednego gola
Lewandowski też swój pierwszy mecz w Dortmundzie po transferze do Monachium przegrał. I też nie strzelił w nim gola. Na pewno czuł się wczoraj sfrustrowany. Ale szkoda, że skoro był to przecież jego dzień, jego święto, choć tym razem bez zdmuchnięcia świeczek na torcie, jego powrót w tak dobrze znane miejsce, nie pofatygował się do strefy wywiadów, aby o swoich emocjach poopowiadać. Dayot Upamecano i Lucas Hernandez uprzykrzali życie Polakowi, jak tylko mogli. I robili to ze wszech miar skutecznie. Defensywa Bayernu poddawana tak dużej krytyce, pokonywana ostatnio przez VfB Stuttgart, Union Berlin i Borussię M’Gladbach tym razem została nienaruszona. Swoje zadanie – jak zawsze – w istotnych momentach wykonał Manuel Neuer. Nie szkodzi, że znów nie odnalazł się z ataku Sadio Mane, a „radio” Thomasa Muellera zostało wyłączone.
ZOBACZ TAKŻE: Niemieckie media: Bayern ukarał marnującego okazje Roberta Lewandowskiego
Indywidualna klasa Leroya Sane oraz Jamala Musiali oraz agresywna gra obrońców także przy własnych stałych fragmentach plus wejście Leona Goretzki za Marcela Sabitzera zadecydowały o kolejnym pokonaniu Barcelony. Nie była to już taka „miazga” jak 8-2 w Lizbonie albo przed rokiem w dwóch meczach grupowych. Dystans między obydwoma klubami się zmniejszył, ale przecież Bayern stracił najlepszego napastnika świata, który gra już w katalońskich barwach. A mimo braku „punktu odniesienia”, to zespół z Niemiec ma po dwóch meczach komplet punktów. W perspektywie dwa spotkania z Viktorią Pilzno. Jeżeli wszystko potoczy się zgodnie z planem po czterech kolejkach Julian Nagelsman będzie mógł się szykować do losowania 1/8 finału.
Dla Roberta Lewandowskiego i jego kolegów w październiku szykuje się tydzień prawdy. Dwa mecze z Interem, w tym pierwszy w Mediolanie, udowodnią, czy „Nueva Barca” już może myśleć o mocarstwowych planach. Brak wyjścia nawet z takiej grupy, zwanej słusznie „grupą śmierci”, to będzie klęska na wielu płaszczyznach. Wszystko do wczoraj szło jak po maśle, może nawet aż za dobrze. Wiadomo, że wkrótce „Lewy” znów wróci do strzelania bramek. Te na Giuseppe Meazza będą jednak najbardziej wymagane. Potrzebuje ich nie tylko Polak, ale i cały nowy projekt, w który zainwestowano tak dużo, że nie może się on nie udać. W teorii. Ale przecież to piłka. Biznes, w którym dwa plus dwa nie zawsze daje cztery. Dwa mecze z Interem muszą być rozegrane jednak na „piątkę”. W innym przypadku nawet hiszpańskie słońce nie utrzyma uśmiechu na twarzy polskiego kapitana.
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS