A A+ A++

Wówczas Rumunii byli totalnym zaskoczeniem, ale dostali się w ręce wielkiego Milanu i przegrali aż 0:4. Dwa lata później nie mniej sensacyjnie całe rozgrywki wygrała w finale z Olympique Marsylia Crvena Zvezda Belgrad (5:3 w karnych), ale tamta ekipa z byłej Jugosławii była naszpikowana nietuzinkowymi piłkarzami, więc uznano, że takie odstępstwo mogło się zdarzyć. Uczestnicy dzisiejszego finału w Stambule to wielkie firmy, mimo że Manchester City nie ma żadnej wygranej w Champions League na koncie. Ale różnica między nimi jest kolosalna biorąc pod uwagę wartość składu obu zespołów, a także zakończony niedawno sezon ligowy.

Na Wyspach traktują to rozwarstwienie otwartym tekstem i komunikują, że drużyna Simone Inzaghiego to absolutny outsider. Zakrawa to na pewien paradoks, bo przecież mediolańczycy trzykrotnie wygrali Ligę Mistrzów, zdobyli trzy klubowe mistrzostwa świata, trzy Puchary UEFA o 19 tytułach w Serie A i dziewięciu Pucharach Włoch nie wspominając. Pamiętajmy jednak, że Nerazzurri mieli aż 18 punktów straty do triumfującego w tym roku we Włoszech Napoli. Mają aż 14 porażek w 56 dotychczasowych meczach tego sezonu na wszystkich frontach, podczas gdy The Citizens ulegli w zaledwie siedmiu starciach na 60 już rozegranych.

Nie mają również takich osobowości w swojej szerokiej kadrze, gdzie w drużynie Guardioli wprost roi się od nich z Erlingiem Haalandem na czele, zdobywcą 52 goli. Końcówka sezonu w nieprawdopodobny sposób napędziła MC, a punktami kulminacyjnymi był wygrany wyścig z Arsenalem po tytuł w Premier League i zwycięstwo w derbowym finale Pucharu Anglii przeciwko Czerwonym Diabłom.

ZOBACZ TAKŻE: Ma dobrą radę dla Interu. Tylko tak mogą zatrzymać Manchester i Haalanda

Weźmy samych szkoleniowców. Gaurdiola w swoich 15 sezonach pracy klubowej w Barcelonie, Bayernie Monachium i od siedmiu lat w Manchestrze nie wygrał mistrzostwa swojej ligi tylko cztery razy. I choć na 14 startów w Lidze Mistrzów ma na razie tylko dwa triumfy, to dziś staje przed niepowtarzalną szansą, by dokonać tego z City. Pamiętajmy też, że to już czwarty finał Pepa w Champions League, a nic tak nie buduje drużyny przed takim występem jak doświadczenie. 34 zdobyte trofea mają swoją wymowę, Inzaghi ze swoimi siedmioma wygląda przy Katalończyku na gołowąs. Nie wypominając więc opiekunowi Interu stosunkowo krótkiej, bo zaledwie siedmiosezonowej kariery, gdzie jego zdobycze to trzykrotny Puchar Włoch i czterokrotny Superpuchar Italii, widać czarno na białym, kto ma większe szanse.

Zresztą Włosi nigdy nie byli pod względem trenerskim wyjątkową nacją. Wyjmując z tej grupy absolutny fenomen, jakim jest Carlo Ancelotti (po dwie wygrane z Milanem i Realem Madryt), Inzaghi może być dopiero szóstym szkoleniowcem z Italii z Ligą Mistrzów. Przemawia też za nim statystyka, bo z ośmiu swoich finałów przegrał zaledwie jeden – z Lazio w Pucharze Włoch z Juventusem w 2017 roku.

Jest jednak małe „ale”. Jednym z niewielu argumentów, który przemawia za mediolańczykami, może poza psychologicznej presji, jaka spoczywa na faworyzowanych Wyspiarzach. To zagrożenie, jakie jest w stanie narzucić na siebie i zespół sam Guardiola. W 2019 roku trener ten tak kombinował przy składzie, tak zaburzył go taktycznie poprzez swoje personalne wybory, że przegrał finał z Chelsea 0:1, poddając pod wątpliwość swoją trenerską renomę. Czy teraz jest taka obawa? A i owszem, biorąc pod uwagę skłonność Pepa do zaskakiwania przeciwnika. Im bardziej The Citizens zagląda w oczy cudowna wizja potrójnej korony, co na Wyspach udało się dotąd tylko Manchesterowi United, tym większa pokusa, bo zrobić coś lepiej, poprawić, ulepszyć. Kiedy zdajesz sobie sprawę, że jesteś szkoleniowcem, który wygrał 45 proc. wszystkich trofeów zdobytych w całej 143-letniej historii Manchesteru City, może zakręcić się w głowie od pomysłów.

Jeden z angielskich dziennikarzy ostrzegał w tygodniu piłkarzy Manchesteru, że Inter to nieobliczalny zespół, który wygrał 11 z 12 ostatnich meczów. Guardiola zaś podchodząc do kolejnego finału w swojej karierze, czuje dodatkowe napięcie. I to jest największa szansa dla Interu.

Tegoroczny finał Ligi Mistrzów UEFA, który 10 czerwca odbędzie się w Stambule, pokażą Polsat oraz Polsat Sport Premium 1. Mecz poprzedzi specjalny program studyjny oraz ceremonia na stadionie olimpijskim imienia Ataturka. Początek spotkania o godzinie 21.00.

Przejdź na Polsatsport.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZakup biletów MKS smartfonem
Następny artykułWykład “Połączyć sprzeczne żywioły, czyli o sztuce Rytmu” (zdjęcia)