W Stanach Zjednoczonych zaczyna się okres politycznego rewanżu, polowania na czarownice, dyskryminowania tych, którzy nie popierają stanowiska liberalnego mainstreamu.
Kształt prezydentury Bidena
Sygnał do rozpoczęcia tego rodzaju działań dała Nancy Pelosi, speaker Izby Reprezentantów, która w poniedziałek uruchomiła procedurę drugiego impeachmentu wobec Donalda Trumpa. Od razu trzeba powiedzieć, że z pewnością nie uda się jej przeprowadzić, a w związku z tym, nie o odsunięcie od obowiązków urzędującego jeszcze przez 9 dni prezydenta tu chodzi, ale o coś zupełnie innego.
Gra toczy się o charakter prezydentury Joe Bidena, o to, kto wyznaczał będzie agendę nowej administracji w sprawach wewnętrznych i ewentualnie o podzielenie i skłócenie Republikanów. Mamy zatem do czynienia z celami politycznymi, zupełnie niezwiązanymi z ewentualnymi przewinami Donalda Trumpa w trakcie ubiegłotygodniowych zajść w Waszyngtonie. Wydaje się jednak, że zwycięstwo nastrojów, których symbolem jest Pelosi mieć może dalekosiężne skutki dla przyszłości naszego sojusznika.
Jak to wygląda z formalnego punktu widzenia? Bruce Ackerman i Gerard Magliocca, znani liberalni profesorowie prawa, krytykują na łamach The Washington Post propozycję impeachmentu autorstwa Nancy Pelosi, argumentując, że nie będzie ona skuteczna, „nie zadziała” i nie doprowadzi do tego, co jest, jak się wydaje, celem liderki demokratycznej większości w Izbie Reprezentantów, a mianowicie, trwałej eliminacji Donalda Trumpa z amerykańskiego życia publicznego. Proponują inną drogę, aby osiągnąć ten cel, co jest symptomatyczne, zwłaszcza dla stanu umysłów amerykańskich liberałów. Ale najpierw prześledźmy ich argumentację na temat wniosku o impeachment, który został złożony w amerykańskim parlamencie. Są oni zdania, że na gruncie amerykańskiej konstytucji, w której procedura usunięcia z urzędu zarezerwowana jest dla sprawującego swe funkcje prezydenta, propozycja Pelosi po prostu nie ma sensu. Nie starczy czasu, aby ją przeprowadzić. Nawet jeśli wniosek o odsunięcie z urzędu Donalda Trumpa zostanie ekspresowo przegłosowany przez Izbę Reprezentantów, to podobną procedurę musi on przejść w Senacie, który zbiera się dopiero 19 stycznia, dzień przed końcem kadencji Trumpa. Mało tego, bo oczywiście można sobie wyobrazić zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia izby wyższej amerykańskiego parlamentu, musi być on zatwierdzony większością 2/3 głosów, co trudno sobie wyobrazić, jeśli mamy do czynienia z podziałem mandatów 50:50, tak jak to jest obecnie. A gdzie prawo do obrony oskarżonego Prezydenta, gdzie prawo do choćby zapoznania się obrony z zarzutami, przygotowania odpowiedzi i przedstawienia swych racji?
Procedura impeachmentu Donalda Trumpa
To wszystko powoduje, że z prawnego punktu widzenia, uruchomiona przez Demokratów procedura impeachmentu Donalda Trumpa nie ma sensu. Przyznał to nawet otwarcie, co w redakcyjnym komentarzu zauważył dziennik The Wall Street Journal, Jim Clyburn, trzeci pod względem hierarchii przedstawiciel Demokratów w Izbie Reprezentantów mówiąc, że niewykluczone jest, iż wniosek o odsunięcie Donalda Trumpa zostanie przegłosowany, a potem zamrożony i nie będzie przesłany do Senatu. Dyskutować za to zaczną prawnicy spierający się, czy prezydent, którego kadencja już upłynęła, może zostać ze swej funkcji skutecznie odwołany. Sprawa będzie zatem przez miesiące, być może lata, wałkowana i traktowana w kategoriach politycznej maczugi, którą walić można w Republikanów.
W tym miejscu nieco uwagi warto poświęcić propozycjom profesorów Ackermana i Magliocci, którzy nie mają wątpliwości, iż najlepiej byłoby dożywotnio pozbawić Donalda Trumpa możliwości sprawowania urzędów federalnych, a ich spór z Nancy Pelosi dotyczy jedynie narzędzi, przy pomocy których najlepiej osiągnąć ten pożądany efekt. Otóż ich zdaniem dobrze nadaje się do tego pkt. 3 czternastej poprawki do amerykańskiej konstytucji. Został on wprowadzony po wojnie domowej i blokował drogę na urzędy tym, głównie wojskowym i politykom Konfederacji, którzy „zaangażowani byli w insurekcję i rebelię przeciw Stanom Zjednoczonym”. Ich zdaniem tego rodzaju interpretację można obecnie użyć przeciw Donaldowi Trumpowi, a jest ona poręczniejsza, bo wymaga zwykłej większości w obydwu izbach, a tym Demokraci dysponują. Profesorowie prawa nie martwią się o prawo do obrony oskarżonego, bo przecież wiadomo, że nie ma wolności dla wrogów wolności. Przy okazji warto zwrócić uwagę na to, że zapis tego rodzaju, a raczej jego użycie przeciw wojskowym i cywilnym przedstawicielom pokonanych stanów Konfederacji obowiązywał w Stanach Zjednoczonych do roku 1872, czyli 5 lat, kiedy to uchwalono specjalną ustawę abolicyjną, co zresztą umożliwiło politykę rekonstrukcji, scalenia podzielonego wojną domową kraju. The Wall Street Journal zwraca też trzeźwo uwagę na fakt, że wówczas chodziło o zablokowanie drogi do urzędów z wyboru ludziom, którzy byli skazani wyrokami sądów, a nie tylko w wyniku silnie ugruntowanego przekonania głosujących, że są winni.
Mamy zatem do czynienia z niezwykle groźnym zjawiskiem polegającym na rozkręcaniu się spirali oskarżeń, naginania prawa i zwykłego rewanżu na pokonanych przeciwnikach politycznych. Chodzi nie tylko o Donalda Trumpa, ale również wstrzymywanie subwencji prywatnych firm dla Republikanów, czy zwalnianie z pracy zwolenników ustępującego Prezydenta, albo tak jak to miało miejsce w samolocie jednej z amerykańskich linii lotniczych, uniemożliwianie podróży ludziom, którzy w rozmowie prywatnej chwalili Trumpa.
Gdzie jest Biden?
Do pewnego stopnia te emocje są zrozumiałe, jednak zaczynają już padać pytania, gdzie jest Joe Biden? Redakcja The Wall Street Journal w komentarzu redakcyjnym napisała, że uchylenie się od zajęcia jasnego, w kwestii procedury impeachmentu Donalda Trumpa stanowiska może oznaczać, że nie jest on w stanie kontrolować własnej partii, której ton zaczną nadawać polityczni radykałowie.
Może to też oznaczać, że będziemy mieli do czynienia ze słabą prezydenturą, w podzielonym, a nawet skłóconym politycznie kraju. Joe Biden, uchodzący za polityka umiarkowanego, będący dla wielu wyborców środka nadzieją na zasypanie partyjnych rowów, zawodząc pokładane w nim nadzieje związane z politycznym zjednoczeniem, może uruchomić, nie w wyniku swego działania, ale jego braku, bardzo niekorzystną spiralę wydarzeń. Demokratyczni radykałowie zdają się wierzyć, że uda im się zmarginalizować 75 mln Amerykanów, którzy oddało swe głosy na Donalda Trumpa. Niezależnie od tego, czy ich nadzieje są płonne, czy wręcz przeciwnie, osiągną swój cel, państwo amerykańskie zostanie osłabione, społeczeństwo skłócone, a ponadnarodowe korporacje staną się rozjemcą i będą decydować, co jest dobre, co złe. Ameryko, nie idź tą drogą.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS