Agricole Trade ma siedzibę w Kingstown na Saint Vincent i Grenadynach. Domena serwisu zarejestrowana została w 2018 r. w Rosji. Polskich klientów obsługiwał oddział w Londynie. Firma jest platformą do rzekomego handlu na Foreksie. Broker chwali się na swojej stronie internetowej prestiżowymi nagrodami, które nie istnieją. Ale próżno szukać tam informacji o jego ofercie. Próbowaliśmy się skontaktować z firmą – bez powodzenia. Londyńskiego numeru nikt nie odbiera, a z telefonów i adresów e-mailowych do pośredników, z którymi mieli kontakt nasi rozmówcy, nikt nie odpisuje. Ta firma znalazła grupę osób, które powierzyły jej kilka milionów złotych. Nie tylko wpłacały oszczędności, ale też się zadłużały. I przekazywały swoje wrażliwe dane.
To nic trudnego
Rozmawialiśmy z dwiema klientkami firmy. Pani Dorota jest jedną z klientek Agricole Trade. Inwestycja kosztowała ją ok. 80 tys. zł. Jej historia zaczyna się od ogłoszenia na Facebooku.
– Zobaczyłam reklamę i kliknęłam. Wypełniłam formularz. Następnego dnia oddzwoniła do mnie miła – Klaudia W. Zapytała, czy kiedyś handlowałam na Foreksie. Odpowiedziałam, że nie. Ona zapewniła, że to nic trudnego i że mnie tego nauczą – mówi pani Dorota.Zarejestrowała się i wpłacia swój pierwszy wkład, czyli równowartość 250 dol. – Potem odezwał się do mnie pan Dariusz, miał mnie wszystkiego nauczyć. Przesłał mi w e-mailu link do pobrania programu AnyDesk. Zainstalowałam. Kazał mi wejść w ten program i wpisać jakiś numer. W tym czasie przejął kontrolę nad moim komputerem. Dokończył ustawienia mojego konta na platformie tradingowej i powiedział, że muszę się zalogować do konta, by przelać na konto międzybankowe, z którego będę mogła dokonywać . Zalogowałam się. On sam wypełnił polecenie i wpisał numer konta – ciągnie.
zobacz także:
Było miło. Pan Dariusz pytał o zdjęcia jej córek, były na pulpicie, sam opowiadał o swoich, pytał, na co wydam pieniądze, jak zarobię. Zapewniał, że w ten sposób zarabia wiele osób, często po sześćdziesiątce. Później się okazało, że pieniądze powędrowały na konto w Nigerii.
– Jak już przelałam środki i przeszłam szkolenie, jak kupować i sprzedawać, poprosił mnie o skany dwóch stron dowodu osobistego i karty bankomatowej. To miało być po to, żeby móc mi przelewać zarobione przeze mnie środki. Zdziwiło mnie trochę to, że miał wschodni akcent i zawsze dzwonił z numeru stacjonarnego, za każdym razem innego. Nie dało się do niego dodzwonić – relacjonuje pani Dorota.
Jej znajomość ostatecznie skończyła się tym, że w ramach dokapitalizowania inwestycji zaciągnięte zostały trzy kredyty w banku: jeden na 30 tys. zł, dwa po 15 tys. zł każdy. Czwarty nie został przyznany, więc za namową opieku … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS