Jestem Wam winien to uzupełnienie poprzedniej notki, aby było jasne, że nie jestem zwolennikiem wegetarianizmu – jestem tylko przeciwnikiem masowej hodowli zwierząt na paszach. Jestem zwolennikiem hodowli zwierząt w ilości ograniczonej do ilości optymalnej dla zdrowia i dla środowiska życia ludzi. Jestem zwolennikiem hodowli zwierząt w harmonii z przyrodą, której jesteśmy częścią.
Zanim przejdę do typowo naukowych argumentów opartych na fizyce i matematyce, odwołam się do starej filozofii “dietetycznej” zwanej “makrobiotyką”. Argumenty fizyczne i matematyczne podawałem już wiele razy, a wiem, że do niektórych osób one nie trafiają. Zacznę więc tę notkę nietypowo – od tradycyjnych argumentów filozoficznych, które łatwiej przyjąć na intuicję
Makrobiotyka polega z grubsza na naśladowaniu przyrody i zaufaniu do jej naturalnych mechanizmów, które stabilizują harmonię w przyrodzie. Mamy w naturze pewne naturalne proporcje między roślinami, zwierzętami roślinożernymi i drapieżnikami. Te proporcje możemy więc traktować jako pewien wzorzec naturalnych proporcji zasobów żywnościowych naszej planety. Dla nas – zwierząt wszystkożernych – naturalne i zdrowe proporcje składników naszego pożywienia odpowiadają tym wszystkim składnikom przyrody – możemy jeść troszkę mięsa zwierząt drapieżnych, o wiele więcej roślinożerców i bardzo dużo potraw roślinnych.
Medycyna potwierdza słuszność idei makrobiotycznych – najzdrowsi są ludzie, którzy zachowują te naturalne proporcje w swoim jadłospisie. To zresztą nie dziwi, gdyż ewolucja naturalnie “wspiera” organizmy, które żyją zdrowo niskim kosztem, a więc lubią to, co jest łatwo dostępne, i jest to dla nich zdrowe jedzenie. Jak wiemy, najzdrowsze dla człowieka jest jedzenie roślinne z niewielkim dodatkiem potraw zwierzęcych – mięso, mleko, jaja…
Mamy więc wskazówkę, ile zwierząt powinniśmy hodować na mięso, mleko i jaja. Podstawowa idea jest taka, że nasze zwierzęta powinny niejako karmić się same, bez ponoszenia dodatkowych kosztów przez ludzi. A więc dobra hodowla powinna być oparta na:
1. odpadkach z kuchni, gospodarstwa, przemysłu spożywczego;
2. na wypuszczaniu zwierząt, np. kur, żeby same sobie szukały jedzenia;
3. na wypasaniu zwierząt na nieużytkach,
4. na wypuszczaniu zwierząt do lasu, np. kiedyś świnie czasem wypasano w lesie w okresach obfitości żołędzi i innych tego rodzaju dóbr;
5. na wspomaganiu lasów, jezior, mórz, bagien i innych naturalnych źródeł mięsa dzikich zwierząt – w tym punkcie najważniejsze jest oczywiście rybołówstwo, czyli najważniejsze źródło dziczyzny – w oceanach żyje wielokrotnie więcej (smacznych) zwierząt niż w lasach;
6. na wytwarzaniu mięsa nowymi metodami SF – np. hodowanie mięsa bez strat, jakie towarzyszą wzrostowi, rozwojowi i aktywności zwierzą hodowlanych – na pożywce mięso rośnie samo w postaci hodowli komórkowej samej tkanki mięśniowej, a te mięśnie nie marnują energii na pracę, co daje efekt uboczny – mięso jest delikatniejsze. Na razie jeszcze takie hodowle są rzadkie i bardzo kosztowne ze względów technicznych.
I tak dotarliśmy do fizyki i matematyki – ile kosztuje hodowla zwierząt? Jakie straty towarzyszą hodowli zwierząt w całości. Zauważmy, że zwierzę, zanim urośnie do rozmiarów nadających się do konsumpcji, musi przez długie miesiące jeść, wydalać, ruszać się, zużywać, rozmnażać… a wykorzystujemy do jedzenia (jak drapieżniki) tylko niektóre części zwierząt lub traktujemy je (jak pasożyty) jako fabrykę mleka, jajek lub krwi. Nauka policzyła, jakie są proporcje kosztów hodowli w stosunku do wartości tego, zjadamy ze zwierzęcia. Pamiętam z grubsza te liczby: koszty wołowiny są 20 razy większe niż wartość wołowiny, koszty wieprzowiny – 12 razy większe, koszty jajek i mleka – 10 razy większe.
Oczywiście mówimy to o kosztach w rozumieniu fizycznym, a nie ekonomicznym – ekonomia nie jest nauką. Koszt w rozumieniu fizycznym oznacza najczęściej ilość energii potrzebnej do wytworzenia czegoś. Oznacza to, że krowa zjada 20 razy więcej kalorii, niż daje w postaci mleka. Podobne proporcje można też wyrazić nieco mniej ściśle, ale równie prawdziwie – krowa zjada 20 razy więcej białka niż daje w postaci mleka, zjada 20 razy więcej tłuszczu niż daje w postaci mleka. A więc z fizycznego punktu widzenia hodowla w ogóle nie ma sensu – to czyste marnotrawstwo, powinniśmy więc ograniczać się tylko do łowiectwa… Ale hodowla na odpadkach z fizycznego punktu widzenia niczym się nie różni od łowiectwa – koszty życia zwierzęcia pokrywają się same.
Podsumujmy więc: Nie każda hodowla zwierząt jest złem. Nie każde spożycie mięsa jest kosztowne i niezdrowe. Istnieje pewna optymalna naturalna proporcja między potrawami pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Ścisły wegetarianizm nie jest ideałem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS