A A+ A++

Co jakiś czas gracze, którzy nie załapali się na bycie promowanym przez Pro Junior System, z żalem mówią o tym, że mogliby zrobić większą karierę. Ktoś dostrzegłby ich szybciej, ktoś kupiłby ich wyżej, a tak – zakopali się gdzieś niżej i poważny futbol trochę im uciekł. Sprawdziłem więc, ile waży Pro Junior System na zapleczu Ekstraklasy. Czy zwycięzcy klasyfikacji wydali w świat talenty? Kto najczęściej korzystał z premii, które oferował projekt PZPN? Gdzie są dziś piłkarze, którzy te premie zdobywali? Zapraszamy.

Wspomniany na wstępie żal pojawił się w tym cyklu całkiem niedawno i warto do niego nawiązać. Maksymilian Banaszewski mówił, że gdyby Pro Junior System wprowadzono wcześniej, podążyłby śladem Arkadiusza Pyrki. Maks ma rację, natomiast niekoniecznie należy to odbierać tylko jako pochwałę całego projektu. To także zarzut do tego, jak działały polskie kluby. Zanim nie zmuszono ich do poszukania talentów i gry młodzieżą, rzadko zaglądały niżej. Dlatego owszem – ruch talentów między ligami jest dziś większy. Ale co z niego wynika?

PJS napędzał Wigry i utrzymał przy życiu Stomil

Po czterech latach funkcjonowania systemu PJS w 1. lidze skorzystało z niego 16 klubów. Kilka z nich zaznaczało swoją obecność w siódemce (w pierwszym sezonie piątce – przyp.) nagradzanych więcej niż raz, choć żaden nie pojawiał się w tej klasyfikacji we wszystkich czterech sezonach. Oczywiście nie jest to łatwe – część zespołów awansowała, inni spadli, więc siłą rzeczy ciężko było zgarniać premie rok po roku. No dobrze, a kto robił to najczęściej?

KTO NAJCZĘŚCIEJ ZARABIAŁ NA PRO JUNIOR SYSTEM?

Niewykluczone, że po zakończeniu obecnych rozgrywek na czele będziemy mieć już samotnego jeźdźca. Tyszanie są bowiem w siódemce drużyn, które na dziś łapią się na premię za sezon 2020/2021. I chociaż po odejściu Jana Biegańskiego będzie o nią trudniej, to tyska tradycja stawiania na młodzież daje nadzieję na choćby niewielki zastrzyk finansowy. Ciekawostką jest z kolei to, że jeśli GKS Tychy zgarnie za ten sezon więcej niż 700 tys. zł (czyli zajmie minimum czwarte miejsce), zostanie klubem, który zarobił najwięcej pieniędzy na PJS w historii 1. ligi. Aktualnie zespołem, któremu gra młodzieżą najbardziej się opłacała, są Wigry Suwałki. Zespół z polskiego bieguna zimna dwukrotnie wygrywał klasyfikację Pro Junior System. Dzięki temu zarobił 3,2 miliona zł w trzy lata. Pieniędzy z PZPN byłoby jeszcze więcej, jednak w ubiegłym sezonie Wigrom nie udało się utrzymać w lidze, więc z uwagi na COVID-ową reformę otrzymali tylko połowę kwoty.

Z drugiej strony – gdyby nie reforma, nie otrzymaliby nic. Tak że nie ma na co w Suwałkach narzekać.

KTO NAJWIĘCEJ ZAROBIŁ NA PRO JUNIOR SYSTEM?

A jak wpływy z PJS miały się do budżetu Wigier? Z raportu Deloitte dowiemy się, że w 2018 roku klub z Suwałk miał 3,3 mln zł przychodu. Natomiast rok później przychody sięgały już 5,5 mln zł. W tym okresie Wigry odebrały łącznie 2,4 mln zł z tytułu premii za Pro Junior System. Portal “wirtualnesuwalki.pl” zdradza, że w latach 2018-2019 z tytułu różnych dotacji klub otrzymał 4,9 mln zł z publicznych pieniędzy. Czyli wpływy z programu PZPN stanowiły 27% przychodów Wigier, a gdy weźmiemy pod uwagę tylko pieniądze uzyskane w inny sposób niż poprzez dotację – aż 61%. Wychodzi na to, że wygrywając PJS w sezonie 2018/2019 klub z Suwałk otrzymał:

  • więcej niż przez dwa lata łącznie z tytułu przychodów innych niż dotacje
  • więcej niż przez dwa lata łącznie z tytułu premii za udział w rozgrywkach i transmisji

Nie ma wątpliwości – bez premii za promowanie młodzieży Wigry nie byłyby w stanie funkcjonować na zapleczu Ekstraklasy. Martwi jedynie fakt, że mimo dwukrotnej wygranej w PJS, Wigry – według Deloitte – nie zarobiły nawet złotówki na transferach. Wszystko przez to, że zwykle ogrywały wypożyczonych młodzieżowców.

GKS TYCHY WYGRA ZE STOMILEM? KURS 2.40 W TOTALBET!

Rzućmy jeszcze okiem na dwójkę uzupełniającą podium – GKS Tychy oraz Stomil Olsztyn i sprawdźmy, ile im dała premia za PJS. Warto przypomnieć, że dla olsztynian w oznaczała ona przetrwanie, bo załatała częściowo dziurę w budżecie klubu. Ale do brzegu.

  • GKS Tychy – łącznie 15,3 mln zł przychodu w latach 2017 i 2019. 1,5 mln zł to premia za PJS, co stanowi 10% tej kwoty. W porównaniu do Wigier – przepaść. Porównywalne pieniądze GKS zarobił z dnia meczowego (1,3 mln zł), blisko trzykrotnie więcej (ok. 4,2 mln zł) zarobił w samym 2019 roku z tytułu przychodów miejskich.
  • Stomil Olsztyn – łącznie 7,5 mln zł przychodu w latach 2018 i 2019. 1,8 mln zł to premia za PJS, co stanowi 24% tej kwoty. To już sytuacja znacznie bliższa tej znanej nam z Suwałk. W 2019 roku klub zarobił zaledwie nieco ponad 300 tys. zł z tytułu miejskich dotacji, więc w przeciwieństwie do GKS-u, nie mógłby przeżyć bez premii za grę młodzieżowców.

A jak inwestowane są te pieniądze? To już inna para kaloszy. Z raportu Deloitte za rok 2019 wynika, że Wigry Suwałki 58% przychodów przeznaczały na wynagrodzenia. To ogromny wzrost w porównaniu do 2017 (21%), ale i tak nic w porównaniu z takim Zagłębiem Sosnowiec. W 2017 roku premia za PJS stanowiła 18% przychodów klubu, a na wynagrodzenia wydawano 189% przychodów.

Coś nam się wydaje, że tej premii w Sosnowcu nawet nie zauważyli.

Wygrali PJS, ale nie zaistnieli wyżej

Strona finansowa programu Pro Junior System jest już chyba jasna, więc zajmijmy się stroną sportową. Sprawdziłem, jak mają się losy piłkarzy, którzy dołożyli cegiełkę do zgarnięcia największego kawałka tortu. Co dziś robią młodzieżowcy z Olimpii Grudziądz, Stomilu Olsztyn i Wigier Suwałki? Po odrzuceniu gości, którzy rozegrali mniej niż 500 minut w zwycięskich sezonach (ci pełnili marginalną rolę), zostaje nam grono 18 talentów. Pocieszające, że tylko jeden z nich nie gra dziś w piłkę na szczeblu centralnym. Poza tym:

Nieźle. Nieco słabiej robi się jednak, gdy zagłębimy się w szczegóły. Bo bilans zawodników z Ekstraklasy wcale nie powala.

  • Jakub Wrąbel – 0 minut w tym sezonie.
  • Daniel Mikołajewski – 0 minut w tym sezonie
  • Damian Pawłowski – 142 minuty w tym sezonie
  • Paweł Olszewski – 936 minut w tym sezonie

OLSZEWSKI I JAGA WYGRAJĄ Z LECHIĄ? KURS 3.50 W TOTALBET!

Dobrze, że jest Olszewski, bo okazałoby się, że w ciągu czterech lat zwycięzcy PJS nie wypuścili w świat ani jednego zawodnika, który w Ekstraklasie ma inną pozycję niż siedząca. Na ławce lub trybunach. Natomiast pamiętajmy, że to, że obrońca Jagi uzbierał tyle minut, było jedną z większych niespodzianek. Z całej 18-stki grę w ESA po wygranej (po – to ważne, bo niektórzy debiutowali przed ograniem się w 1. lidze) w Pro Junior System ma za sobą ośmiu piłkarzy, ale tylko kilku zaliczyło tam udany epizod. Oprócz Olszewskiego i Wrąbla są to Karol Angielski i Jakub Łukowski. Wychodzi na to, że najlepsi młodzieżowcy wyszli w 2017 roku z Grudziądza. To by się nawet zgadzało, bo przecież wśród szóstki piłkarzy, którzy grają dziś w 1. lidze, najlepiej radzi sobie Angielski. Regularnie grają także Wiktor Biedrzycki i Konrad Matuszewski. Artur Siemaszko, Szymon Łapiński i Łukowski to raczej rezerwowi.

Czyli zwycięzcy Pro Junior System z czterech poprzednich lat mogą się pochwalić łącznie czwórką piłkarzy, którzy funkcjonują na tym samym lub wyższym poziomie jako podstawowi zawodnicy swoich zespołów. Dobrze czy źle? Oceńcie sami.

Nie zarobili, a zasłużyli

Mamy jednak w zanadrzu pewną ciekawostkę. Z wyjątkiem poprzednich rozgrywek spadkowicze nie otrzymywali premii za PJS. Przez to pieniądze przeszły koło nosa dwóm zespołom: Ruchowi Chorzów, i Górnikowi Łęczna, które spadły z ligi w sezonie 2017/2018. Obydwa kluby zajęły dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji i… to ich zawodnikom wiedzie się lepiej. Z 13 piłkarzy, którzy rozegrali więcej niż 500 minut:

  • 1 jest w La Liga 2 (Mateusz Bogusz)
  • 3 jest w Ekstraklasie
  • 3 jest w 1. lidze
  • 2 jest w 2. lidze
  • 4 jest w 3. lidze lub niżej

W teorii ekstraklasowiczów jest mniej. Tyle że grają oni więcej. Zwłaszcza ci z Górnika:

  • Patryk Szysz – 985 minut w tym sezonie
  • Tomasz Makowski – 709 minut w tym sezonie
  • Mateusz Hołownia – 45 minut w tym sezonie

GÓRNIK ŁĘCZNA WYGRA Z GKS-EM BEŁCHATÓW? KURS 2.47 W TOTALBET!

Do tego Bogusz, który w La Liga 2 uzbierał dwukrotnie więcej minut niż Chrzanowski w Serie B, a Bartłomiej Kulejewski z rocznika 2000, gra w trzeciej lidze tylko dlatego, że nadal jest w Ruchu i wciąż ma szansę się przebić. Ale ok, nie gdybajmy, trzymajmy się faktów. A te są takie, że oprócz dwóch piłkarzy regularnie grających w Ekstraklasie i jednego regularnie grającego poza granicami kraju, mówimy także o dwójce regularnie grającej w 1. lidze (Filip Karbowy, Michał Walski). Czyli pięciu z 13 zawodników, a mówimy tylko o dwóch zespołach i jednym sezonie – nie czterech, jak we wcześniejszych przypadkach.

To na pewno każe postawić pytanie, czy spadkowicze faktycznie nie powinni otrzymywać ani grosza za dobry wynik w PJS. Być może jednak warto wymyślić jakąś formę wsparcia dla tych, którzy w przyszłości wypromują nam kolejnego Bogusza, czy Szysza, ale nie dostaną za to żadnego wynagrodzenia, w przeciwieństwie do tych, którzy dostarczyli nam rezerwowego bramkarza Wisły Płock i autora sześciu goli na zapleczu Ekstraklasy.

Siedmiu wspaniałych

Na koniec jeszcze nieco szersze spojrzenie na temat Pro Junior System. W ciągu czterech lat na podium programu w 1. lidze stanęło łącznie 10 klubów (dwa dwukrotnie). Zakładając, że żeby zająć miejsce w pierwszej trójce, trzeba regularnie wystawiać do gry minimum dwóch młodzieżowców (wyjątkiem Puszcza z sezonu 17/18, która zyskała po degradacji Ruchu i Górnika), powinniśmy mieć do czynienia z grupą przynajmniej 24 zawodników, którzy grali na tyle często i na tyle dobrze, że przynieśli swoim zespołom dobry wynik sportowy. I jeszcze lepszy wynik finansowy, bo PZPN na nagrody dla czołowych drużyn przeznaczył łącznie 14,5 mln zł, podczas gdy pozostałe drużyny musiały podzielić między siebie dwukrotnie niższą kwotę (7,2 mln zł). Jakich piłkarzy otrzymaliśmy za te ponad 14 “baniek”?

Wychodzi na to, że lepiej od zwycięzców radzili sobie ci, którzy zarobili nieco mniej. Z grona 24 zawodników, którzy przyczynili się do miejsc 2-3 w Pro Junior System, żaden nie gra niżej niż w 2. lidze. Ok, Paweł Florek gra w 3. lidze, ale w Hiszpanii, więc, jakby nie było, lepsze to niż 3. liga nad Wisłą. Co więcej – tylko dwóch z nich gra w 2. lidze, natomiast Przemysław Płacheta jest już reprezentantem Polski z Championship. Zwycięzcy kadrowicza nie mają żadnego, więc różnica jest spora. Ale nie dzielmy, a łączmy. Kluby z TOP 3 PJS od startu projektu mogą się pochwalić 22 zawodnikami, którzy po ograniu się na zapleczu, zagrali także w Ekstraklasie.

Z PODIUM PJS W 1. LIDZE DO EKSTRAKLASY

Kolejnych 22 piłkarzy z debiutem na najwyższym poziomie po zarobieniu premii dla swojego klubu w 1. lidze to zawodnicy, których zespoły plasowały się na miejscach 4-7 (4-5 w sezonie 16/17 – przyp.). Kogo znajdziemy w tej grupie? Możecie się nieźle zdziwić.

  • Jakub Moder, Konrad Michalak, Jakub Łabojko, Szymon Żurkowski i Patryk Klimala – każdy gra dziś w lidze zagranicznej
  • Karol Fila i Mateusz Lis mają już ponad 50 spotkań w ESA
  • Maksymilian Sitek, Karol Niemczycki i Aleks Ławniczak mają na tyle dobre wejście, że pewnie zostaną w niej na dłużej

Łącznie w grupie 40 młodzieżowców (wciąż stosujemy kryterium 500 minut – przyp.) wypromowanych przez zespoły, które podzieliły między siebie wspomniane wcześniej (7,2 mln zł), tylko sześciu piłkarzy nie utrzymało się na poziomie centralnym. Jeden gra w niższych ligach w Niemczech, dwóch w 2. lidze, trzech w 3.

Podsumujmy więc cały ten interes. Pierwszoligowcy, którzy w ciągu czterech ostatnich lat zarobili na Pro Junior System, wypuścili w świat 82 zawodników ogranych i gotowych do walki o swoje kariery. Większość z nich zagrała później w Ekstraklasie (44). Spora część albo nadal w niej gra, albo przynajmniej utrzymała się na zapleczu. Znalazło się także grono, które zrobiło karierę.

CO ROBIĄ DZIŚ PIŁKARZE, KTÓRZY POMOGLI KLUBOM ZDOBYĆ PREMIĘ?

Wychodzi na to, że przez cztery lata 26 beneficjentów Pro Junior System w 1. lidze zapewniło polskiej piłce 65 zawodników, którzy zdołali pójść wyżej lub chociaż zostać na dotychczasowym poziomie. To średnio 2,5 piłkarzy klub. Ok. 16 na sezon. Jeśli mielibyśmy podzielić całość wypłaconych premii na każdego z nich – po równo – wychodziłoby, że PZPN za jednego solidnego lub dobrego piłkarza zapłacił 350 tys. zł. Można chyba stwierdzić, że było warto te pieniądze wydać. Wciąż otwarte pozostaje jednak pytanie o to, kiedy kluby się usamodzielnią, bo przecież to, że federacja de facto płaci za wyszkolenie zawodnika, wygląda jak kieszonkowe od rodziców.

Za dobre sprawowanie skapnie parę groszy.

A przecież każdy kiedyś dorasta i wtedy głupio już prosić o pięć dyszek na wyjście z kumplami. Patrząc na wydatki PZPN-u na PJS można się zastanowić, czy po podniesieniu jakości szkolenia i rozwinięciu działów skautingu, kluby nie zarobiłyby więcej? I to wszystkie, a nie tylko te siedem, które wyprzedzi resztę w „Tour de Junior”. Cóż, to chyba pytanie retoryczne, choć odpowiedź na nie wciąż wielu umyka.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAmbasador USA wezwany do MSZ w Moskwie z powodu informacji o protestach
Następny artykułCzy Huawei sprzeda swój dział telefonów? Oto informacje z pierwszej ręki