A A+ A++

Ile zarabiają autorzy książek

Gdyby wierzyć, że ranking „Wprost” zawiera prawdziwe liczby, to powinienem ogłosić się piątym najlepiej zarabiającym autorem w Polsce w 2019 r. Ale niestety tygodnik Wprost się myli, a podane tam liczby odbiegają od rzeczywistości.

W poniedziałek we „Wprost” ukazał się obszerny artykuł o zarobkach autorów książek. Towarzyszył mu ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy 2019 roku. I w sumie nie wiem czy cieszyć się czy płakać. Z jednej strony cieszę się, że redakcja podjęła próbę analizy rynku wydawniczego. Z drugiej jednak, ze względu na zastosowaną metodykę, trudno traktować ten ranking poważnie a szacowane zarobki autorów są bardzo mocno niedoszacowane. Gdyby bowiem uznać, że tabela przedstawia wiarygodne informacje (a tak nie jest), to ja z moimi zarobkami z self-publishingu „Finansowego ninja” w samym 2019 r. uplasowałbym się na piątym miejscu tego rankingu. A nie wydaje mi się, bym mieścił się chociażby w 20-tce najlepiej zarabiających autorów w Polsce. 🙂

Temat pieniędzy to mój konik, więc pozwólcie, że trochę sobie pospekuluję na temat zarobków autorów książek wydawanych w różnych modelach i przy okazji jasno napiszę, jakich honorariów autorzy powinni oczekiwać od wydawców, żeby nie wyjść na tym jak Zabłocki na mydle. Najważniejsze żeby nie czerpali tej wiedzy wyłącznie z rankingu „Wprost”.

Zdradzę Wam też najświeższe wyniki „Finansowego ninja” – całość od 2016 roku i oddzielnie za styczeń-październik 2019 r. Kto wie? Może kolejnych autorów uda się przekonać, że warto realnie rozważyć samodzielne wydawanie.

Ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy

Żebyśmy wszyscy wiedzieli, do czego się odnoszę: poniżej znajdziecie ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy opublikowany przez „Wprost”. Publiczny fragment artykułu .

Ranking najlepiej zarabiających autorów

Ranking najlepiej zarabiających autorów

Ci z Was, którzy znają moje wyniki finansowe ze sprzedaży książek, od razu zauważą, że w tym rankingu coś się nie zgadza. To po prostu niemożliwe żeby topowi autorzy w Polsce, sprzedający miliony czy setki tysięcy egzemplarzy książek, zarabiali tak nieduże pieniądze (w porównaniu do nakładów i cen książek).

Co jest nie tak z rankingiem „Wprost”?

Zanim zacznę się czepiać, to najpierw chcę mocno pogratulować autorowi rankingu – Szymonowi Krawcowi – podjęcia próby zwymiarowania rynku książki w Polsce i oszacowania zarobków autorów. To bardzo trudne zadanie – zwłaszcza, że ani wydawcy, ani sami autorzy nie spieszą się do ujawniania wyników sprzedaży i zarobków. Trudno ich winić. Mają do tego prawo. Na szczęście pomaga Nielsen, który robi badanie BookScan Polska. To właśnie w oparciu o nie redakcja „Wprost” próbowała to i owo policzyć.

Polecam dokładne zapoznanie się z metodyką tworzenia rankingu:

„Ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy przygotowaliśmy w oparciu o panel BookScan autorstwa Nielsen Book Research. Dane dotyczą 46 tygodni roku od 1 stycznia do 18 listopada 2019. Pochodzą z ok. 10 mln transakcji. Dostarcza je ok. 300 księgarń stacjonarnych (BookBook, Bookszpan, Książnica Polska, Między Kartkami, Świat Książki) i dwie księgarnie on-line (Taniaksiazka.pl i Swiatksiazki.pl). Agencja pokrywa na razie od 10 do 15 proc. rynku księgarskiego w kraju. Dane Nielsena tygodnik „Wprost” pomnożył przez 8, co pozwoliło nam na oszacowanie sprzedaży w ogólnopolskiej skali. Średnia cena za książkę została oszacowana przez Nielsena. Przyjęliśmy, że każdy autor może zarobić 5 proc. od jej ceny. Lista nie obejmuje autorów podręczników szkolnych i literatury fachowej.”

Co widać?

1) Ranking nie zawiera prawdziwej liczby sprzedanych egzemplarzy, a jedynie fragmentaryczne dane pochodzące z małej liczby księgarni. Brakuje tam danych gigantów: Empiku, Bonito / Aros, Matrasa, Merlina, Gandalfa, sklepów online samych wydawców itd. Pominięta jest także sprzedaż w dyskontach (Biedronka itp.).

2) Trudno uznać, że struktura sprzedaży z „300 księgarni i dwóch księgarni online” z pominięciem Empiku i najwiekszych sklepów online jest jakkolwiek reprezentatywna. Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że przemnożenie danych Nielsena przez 8 pozwala poznać przybliżoną liczbę sprzedanych w Polsce książek polskich autorów, to dużym błędem jest szacowanie na podstawie tych danych liczby sprzedanych egzemplarzy poszczególnych tytułów. Po prostu wyników z niezależnych księgarni nijak nie można porównywać do sprzedaży w największych sieciach księgarskich. To po prostu inne rynki i w efekcie wynik takiego przemnożenia trudno uznać za wiarygodny.

3) Założenie, że autor z grona ”TOP20 najlepiej zarabiających autorów” otrzymuje zaledwie 5% średniej ceny sprzedaży książki, jest po prostu nieprawdziwe, szkodliwe i głupie! Zresztą nie jestem w tej opinii odosobniony, bo autorzy wymienieni w rankingu przyznawali się w sieciowych dyskusjach, że ich zarobki zostały znacząco zaniżone. O ile? Szczegółów oczywiście nie poznamy, ale prezentuję poniżej kilka wypowiedzi z wczorajszych i dzisiejszych dyskusji w mediach społecznościowych. Sam też spróbuję nieco szerzej odpowiedzieć na pytanie, jakiego wynagrodzenia za każdy egzemplarz może oczekiwać autor od swojego wydawcy.

Dlaczego uważam szacunki „Wprost” za szkodliwe? Bo zakłamują obraz rzeczywistości, która po prostu wygląda inaczej. Tygodnik przyjął założenie bardzo wygodne dla tych wydawców, którzy od lat wmawiają, że „na książkach się nie zarabia” i próbują przekonywać – zwłaszcza początkujących autorów – do akceptowania absolutnie żenujących stawek autorskich.

Nie przypuszczam, by którykolwiek z autorów z TOP20 „Wprost”, miał tak rażąco niskie wynagrodzenie, jakie przyjęto w rankingu. Moim zdaniem stawki tych autorów są co najmniej 2,5x–4x wyższe (w zależności od tego, w którym miejscu tabeli się plasują). Jeśli jednak rzeczywiście któryś z nich zarabia „5% od średniej ceny sprzedaży książki”, to absolutnie nie należy brać z niego przykładu! To znaczyłoby raczej, że jest negocjacyjnym fajtłapą i po prostu jest wykorzystywany przez wydawcę. W sumie to nawet byłbym w stanie to zrozumieć, bo sam fakt bycia poczytnym pisarzem wcale nie oznacza bycia ogarniętym w innych obszarach. 😉

Spróbuję więc podsumować po swojemu to, co już wiem lub co mi się wydaje odnośnie zarobków popularnych autorów. Dorzucam także do tego garść własnych doświadczeń, jako osoby, o której książki zabiegał już niejeden wydawca.

Co o rankingu „Wprost” i zarobkach mówią sami autorzy?

Na szczęście autorzy wymienieni w rankingu szybko zakwestionowali jego wiarygodność. Poniżej kilka przykładów (żółte zaznaczenia ode mnie).

Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz

Magdalena Witkiewicz

Magdalena Witkiewicz

Jakub Żulczyk

Jakub Żulczyk

Stawki dla autorów książek

Stawki dla autorów książek

Remigiusz Mróz o zarobkach autorów

Remigiusz Mróz o zarobkach autorów

No dobrze. Skoro już wiemy, że dane w zestawieniu „najlepiej zarabiających pisarzy” są niedoszacowane, to pojawia się pytanie: ile naprawdę mogą zarabiać autorzy?

Co jest podstawą wynagrodzenia dla autora książki?

Wynagrodzenie autorów książek wydawanych z tradycyjnymi wydawcami najczęściej określane jest procentowo, jako pewna część ceny książki. Kluczowe jest jednak, od czego liczony jest ten % i to właśnie tutaj jest najwięcej zamieszania, źródeł pomyłek i niedomówień.

Wynagrodzenie autora może być określane w umowach z wydawnictwami jako:

  • % od ceny okładkowej brutto – tej, która napisana jest na okładce, np. 39,90 zł.
  • % od ceny okładkowej netto – a więc opierając się na powyższym przykładzie punktem wyjścia do rozliczeń byłaby kwota 38,00 zł (książki z numerem ISBN sprzedawane są z 5% VAT, a więc 39,90 zł / 1,05 = 38,00 zł).

Otwarcie trzeba powiedzieć, że tylko te dwie metody rozliczeń dają autorowi stałą, konkretną kwotę od każdego sprzedanego egzemplarza książki, bez względu na to, w jakich finalnych cenach sprzedawana jest książka. Wydawcy nie lubią jednak brać sobie na głowę takiego dużego, stałego kosztu – zwłaszcza, że chcą mieć elastyczność, możliwość sprzedawania książki na wyprzedażach i z dużymi rabatami, i sami przy tym zarabiać – nie mniej niż autor. W efekcie (chyba) częściej proponują autorom modele rozliczeń oderwane od ceny okładkowej:

  • % od ceny hurtowej sprzedaży książki – to z kolei cena, po której wydawnictwo sprzedaje książkę dystrybutorom i księgarniom i prawdopodobnie najczęstsza podstawa rozliczeń z autorami stosowana przez wydawnictwa. Od razu trzeba zaznaczyć, że wydawnictwa stosują zróżnicowane poziomy rabatów dla pośredników. Zależą one od tego, jaką pozycję negocjacyjną ma hurtownik, jak dużą sprzedaż może zapewnić i jak bardzo wydawcy zależy na tym, aby zaistnieć w danym kanale sprzedaży. Księgarnie mogą zażądać np. 30% rabatu, a dystrybutorzy, np. 40%–50% rabatu albo i więcej (lub dodatkowych opłat ze strony wydawcy). Przyjmując widełki rabatów na poziomie 30%–50% oznaczałoby to, że wydawca sprzedaje książkę do księgarni i dystrybutorów w cenie 19,95 – 27,93 zł brutto (przy cenie okładkowej 39,90 zł).
  • % od dochodu wydawcy po potrąceniu kosztów – to najbardziej oszukańczy i konfliktogenny sposób rozliczenia, ale zdarzają się i takie propozycje wydawców w kierunku autorów. Widząc coś takiego należy uciekać, gdzie pieprz rośnie. W skrócie oznacza on, że wynagrodzenie autora zależy wyłącznie od tego, jak duże koszty wygeneruje wydawca.

Dla jasności: w żadnym z tych modeli autor nie ma możliwości praktycznej weryfikacji, czy wydawca nie oszukuje go na rozliczeniach. Raportując sprzedaż do autora wydawca może w zasadzie bezkarnie zaniżać liczbę sprzedanych egzemplarzy lub ceny sprzedaży książek. W teorii autor niekiedy może zażądać audytu finansów wydawnictwa, ale jest to dosyć kosztowna opcja – także pod względem rujnowania zaufania – choćby nie wiem jak wątłe było przed takim audytem.

Który z powyższych modeli rozliczeń odzwierciedlony jest w rankingu „Wprost”? Żaden! Tak naprawdę w rankingu przyjęto jako podstawę obliczeń średnie ceny sprzedaży książek ich nabywcom, czyli model, który można byłoby opisać jako:

  • % od średniej ceny sprzedaży książki klientowi. Nie wydaje mi się jednak, aby ten model wykorzystywany był jako podstawa rozliczeń z autorami, bo wydawcy tak naprawdę nie wiedzą, po ile książki finalnie sprzedane są klientom (to księgarnie prowadzą sprzedaż i nie spowiadają się po ile sprzedawały książkę). Według raportu Nielsena za trzeci kwartał 2018 r. (taki na szybko znalazłem) średni rabat detaliczny (czyli poziom rabatu dla klienta w stosunku do ceny okładkowej) w różnych grupach książek wynosił od 15,8% do 26,8%. Wiadomo, że zdarzają się i większe zniżki, ale tu podana jest średnia np. dla „top 1000 książek w Polsce w tygodniu ze środka wakacji”. Jeśli więc przyjmiemy ten maksymalny poziom, to podstawę do rozliczenia stanowiłaby kwota 29,21 zł brutto (przy cenie okładkowej 39,90 zł). Podaję to czysto informacyjnie i porządkowo.

Na rysunku poniżej podsumowałem zatem jak wiele może być poziomów odniesienia do określania wynagrodzenia autora.

Przykładowa kalkulacja

Przykładowa kalkulacja

Jaki % ceny książki otrzymuje autor?

No i tu przechodzimy do sedna. Bez dłuższego patyczkowania się podaję Wam stawki, o jakie warto walczyć jako autor w zależności od przyjętego modelu rozliczeń:

  • W przypadku rozliczania się według ceny okładkowej, standardową zacną stawką jest 10% od ceny okładkowej netto.
    • Zdarzyło mi się, że w rękaw wypłakiwała mi się autorka, która otrzymywała zaledwie 2% ceny od okładkowej, ale to był totalny wyzysk.
    • Wszystko poniżej 5% należy uznać za pomyłkę.
    • Wszystko powyżej 10% jest zastrzeżone dla tych, którzy dają sporą szansę na osiągnięcie nakładów co najmniej 5-cyfrowych.
    • Osoby sprzedające kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy lub po prostu popularne nazwiska mogą przy określonych warunkach (kiedy np. koszty produkcyjne na to pozwalają) liczyć na stawkę typu 15% od ceny okładkowej a nawet więcej.
  • W przypadku rozliczania się według cen sprzedaży do hurtowni, podstawową stawką jest 15%–17% od ceny sprzedaży.
    • W dużym uproszczeniu można przyjąć, że cena hurtowa wynosi około połowy ceny okładkowej, więc – przez analogię – stawka procentowa powinna być nominalnie 2x wyższa niż w przypadku rozliczania się według ceny okładkowej.
    • Wszystko poniżej 15% to porażka – zwłaszcza, że autor nie ma tak naprawdę wpływu na to, jakiego rabatu udzieli wydawnictwo.
    • Poczytni autorzy mogą liczyć na 25% od ceny hurtowej i więcej (ale to znowu zależy od ceny okładkowej książki i kosztów produkcji).

Jak to się przekłada na konkretne kwoty? Szczegóły dotyczące książki o cenie okładkowej 39,90 zł znajdziecie w poniższej tabelce. Dla porównania w skrajnej prawej kolumnie przedstawiłem wynagrodzenie autorskie obliczone według metodyki rankingu „Wprost”. Jak na dłoni widać, że zasadniczo odbiega ono od typowych stawek w pozostałych modelach rozliczeń.

Kalkulator wynagrodzenia autora książki

Kalkulator wynagrodzenia autora książki

W obliczeniach przyjąłem cenę okładkową 39,90 zł oraz średni rabat hurtowy na poziomie 45%. Pozycja „średni rabat dla klienta” ma znaczenie wyłącznie na potrzeby liczenia zarobku autora według metodyki „Wprost”.

Już z tej prostej tabelki widać, że wynagrodzenie autorów rankingu „Wprost” powinno być około 2,5x wyższe – i to w przypadku, gdyby najbardziej poczytni autorzy mieli dosyć typowe stawki rozliczeń. A spodziewam się, że wielu z nich ma jeszcze wyższy udział procentowy w przychodach ze swoich książek.

Kalkulator wynagrodzenia autora w wydawnictwie

Jeśli chcecie policzyć wynagrodzenie autorskie określając własne parametry cenowe i procentowe, to i zmodyfikujcie zawartość pól zaznaczonych na żółto.

Warto też podkreślić, że w przypadku dobrze rokujących autorów, wydawnictwa uzależniają wysokość wynagrodzenia od liczby sprzedanych egzemplarzy. Przykładowo przed premierą „Finansowego ninja” rozmawiałem o takiej propozycji z jednym z wydawców:

  • 10% od ceny okładkowej do 10 000 sprzedanych egz.
  • 11% do 20 000 egz.
  • 12% do 40 000 egz.
  • 14% powyżej

Dodatkowo wydawca był mi gotowy zaproponować kolejne 10% od każdej sprzedaży, którą to ja sprowadziłbym z bloga do jego sklepu internetowego. Wspominam o tym, aby uwypuklić, że autorzy, którzy mają już zbudowaną markę osobistą, mają konkretną wartość dla wydawców – znacznie przekraczającą pracę twórczą. W im więcej ról wciela się autor (sprzedaż, marketing, PR), tym lepiej powinien być wynagradzany. Jeśli sam skutecznie sprowadza do wydawnictwa klientów i dochodzi do sprzedaży bezpośredniej na stronach wydawnictwa, to powinien otrzymywać za to adekwatne, dodatkowe wynagrodzenie.

Tu jest prawdziwie olbrzymi potencjał na zwiększenie zarobków „per egzemplarz” dla autorów z zacięciem sprzedażowo/marketingowym. Skoro hurtownik może dostać 40–50% rabatu za sprzedanie książki, to dlaczego autor nie miałby otrzymać tych dodatkowych % jeśli sam doprowadzi do sprzedaży? Prawda, że ciekawe pytanie?

Autor sprzedaje? = powinien zarabiać więcej

Mam nadzieję, że powyższe przeczytają przede wszystkim influencerzy, którzy od jakiegoś czasu masowo wydają książki z przeróżnymi wydawcami: Altenbergiem, SQN-em, Znakiem czy innymi. Rozumiem, że ktoś może nie chcieć iść ścieżką self-publishingu, która – obiektywnie rzecz biorąc – jest trudna. Naprawdę rozumiem, że chce posiłkować się ekspertyzą wydawcy, ale apeluję – no nie dawajcie się skubać!

Jeśli to de facto Wy promujecie książki w swoim audytorium, ich sprzedaż odbywa się z pominięciem szerokiej sieci księgarskiej (np. przez internet) i do tego to Wy jesteście głównymi „dostarczycielami” klientów dla wydawcy, to moim skromnym zdaniem macie prawo żądać nawet 30%–50% ceny okładkowej książki. Wydawcy każdego dnia udowadniają, że oddając hurtownikom połowę ceny i tak świetnie zarabiają na książkach, więc dlaczego nie mieliby powiększyć Waszego honorarium?

Od czego zależy ten rozrzut?

  • Od kosztów produkcyjnych książki, bo niektóre da się wydrukować za 2,5 zł, a druk innych kosztuje nawet 10 zł. Przykładowo: „Finansowy ninja”, 544 strony, twarda oprawa – kosztuje mnie w druku poniżej 6 zł brutto przy zamówieniu 15 tys. egzemplarzy.
  • Od ceny okładkowej książki, bo im wyższa, tym łatwiej zmieścić w niej pozostałe koszty (koszty stałe wydawnictwa, marketing, reklamę, obsługę sprzedaży). Każde kolejne 10 zł ceny robi kolosalną różnicę w wyniku.
  • Od tego czy wydawca rabatuje książkę dla klientów końcowych. Trudno o 50% dla autora, jeśli rynkowa cena sprzedaży jest np. o 25% niższa od ceny okładkowej. Ale z drugiej strony, jeśli wydawca trzyma sztywną cenę i sprzedaje z pominięciem pośredników (tak jest np. w Altenberg) – to autor mógłby zarabiać nawet i 50% ceny okładkowej netto.

Zwrócę też uwagę, że wydawca sprzedający bezpośrednio do klientów przyprowadzonych przez autora, jest w daleko lepszej sytuacji niż wydawca, który musi wysyłać książki do hurtownika. Ten drugi nie wie, kto konkretnie kupił książkę (bo sprzedaje je niezależna od niego księgarnia). Ten pierwszy zyskuje dane kontaktowe klienta końcowego, które w optymistycznym scenariuszu może wykorzystywać przez wiele lat: prowadząc działania remarketingowe i proponując mu zakup innych wydawanych przez siebie książek. W innych sektorach płaci się spore pieniądze za pozyskanie danych płacącego klienta (tak działa np. afiliacja w branży finansowej czy ubezpieczeniowej). A wielu autorów świadczy tego typu usługi w zasadzie za darmo… chociaż ich wartość wielokrotnie przekracza honorarium autorskie.

Warto też zwrócić uwagę, że autorzy zarabiają nie tylko na sprzedaży książek. Niektórzy przyznają się, że istotną pozycją przychodową jest dla nich wynagrodzenie za spotkania autorskie i inne wydarzenia organizowane z ich udziałem. Im popularniejszy autor, tym więcej możliwości się przed nim otwiera: prawa do książek sprzedawane są za granicę, a niektóre książki doczekują się także ekranizacji. Rozpoznawali autorzy zyskują status celebrytów i zarabiają podobnie jak influencerzy, np. jako ambasadorzy konkretnych marek (np. Szczepan Twardoch współpracował z Mercedesem). Oczywiście dotyczy to nielicznej garstki tych najlepiej radzących sobie wizerunkowo i biznesowo. Niemniej jednak pisanie książek może stać się przepustką do konkretnych zarobków – niekoniecznie związanych z kolejnymi publikacjami. 🙂

Stawki autorskie przy „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”

Jak część z Was wie, moją kolejną książkę – „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” – wydałem we współpracy z tradycyjnym wydawcą. Nawiązaliśmy współpracę w tzw. .

Niemniej jednak, w części związanej z tradycyjną dystrybucją, otrzymuję od wydawnictwa następujące wynagrodzenie:

  • 10% od ceny okładkowej książki netto dla sprzedaży do 10 000 egz.
  • 15% od ceny okładkowej powyżej 10 000 egz. Aktualnie jesteśmy już na tym poziomie i od każdej książki sprzedanej przez wydawcę zgarniam 5,70 zł.

Economicus

Economicus

A swoją drogą miło mi poinformować, że w ubiegłym tygodniu #ZCWP otrzymała nagrodę Economicus w konkursie Dziennika Gazeta Prawna zdobywając II miejsce w kategorii najlepszy poradnik biznesowy. Tak że… no wiecie… ekonomiści z jury polecają NAJLEPSZY… PORADNIK… BIZNESOWY… WOW! Zapraszam do zakupów.

Przypominam, że napisałem tę książkę, bo wierzę, że każdy zasługuje na taką pracę, którą naprawdę kocha. U mnie każdy egzemplarz z autografem. 🙂

Self-publishing jako realna alternatywa?

Zadeklarowałem na początku artykułu, że podzielę się z Wami aktualnymi wynikami sprzedaży książki „Finansowy ninja”, której pierwsze wydanie opublikowałem w 2016 r. Chociaż leci jej czwarty rok życia, to nadal dobrze się sprzedaje. Oczywiście nie jest to poziom nakładów książek Remigiusza Mroza, ale sumarycznie – nie mam się czego wstydzić. Zaryzykuję tezę, że mało który autor w Polsce osiągnął porównywalny / większy dochód na sprzedaży tylko jednego tytułu. 🙂

Swoją drogą zabawna sytuacja zaistniała na profilu prowadzonym przez Tomasza Węckiego, który przypomniał teraz, że Remigiusz Mróz kiedyś w rozmowie z Maciejem Budzichem stwierdził, że „Michał Szafrański zarobiłby dużo dużo więcej w tradycyjnym modelu wydawniczym niż w self-publishingu” (dokładnie około 3 minuty).

Wtedy w ogóle mnie nie zdziwiło to stwierdzenie, bo sam nie bardzo wierzyłem w dużą sprzedaż i rzeczywiście dobry wydawca mógłby na początku znacząco ją rozpędzić. Sęk w tym, że ja po prostu nie wierzyłem w tak optymistyczny scenariusz. Dodatkowo liczby przemawiały za self-publishingiem, m.in. dlatego, że – jak zresztą zauważył Remigiusz – żaden wydawca nie zgodziłby się na cenę #FinNinja wynoszącą 69,90 zł. Maksymalną akceptowalną według nich ceną okładkową było 49,90 zł. Dlatego musiałem to zrobić po swojemu. I nie żałuję. 🙂

Oto kompletne wyniki od rozpoczęcia sprzedaży książki do końca października 2019 r.

Wyniki Finansowy ninja

Wyniki Finansowy ninja

Czysty zysk – już po wszystkich kosztach, podatkach i darowiznach na Pajacyka (1 książka = 1 posiłek) wynosi 3 633 125 zł. Rentowność przed opodatkowaniem wynosi 70%. Rentowność netto po podatkach to 52% (w stosunku do wartości przychodów brutto).

Co ciekawsze te 3,6 mln zł na rękę zarobiłem sprzedając „zaledwie” 81 928 egzemplarzy „Finansowego ninja”. Znacząco mniej niż autorzy książek z listy TOP20 „Wprost”. Moja droga do magicznej bariery 100 tys. egzemplarzy jest mozolna. Ale spokojnie – wydaje mi się, że jest w zasięgu.

Jaka część tych wyników przypada na rok 2019? Od stycznia do końca października tego roku:

  • Przychody wyniosły 978 198 zł brutto (926 371 zł netto)
  • Koszty = 251 857 zł netto
  • Liczba sprzedanych egzemplarzy = 12 860
  • Dochód przed podatkiem = 674 514 zł i to właśnie ta liczba jest odpowiednikiem kwot z kolumny „ile mogli zarobić” w rankingu najlepiej zarabiających autorów „Wprost”.
  • Podatek = 128 158 zł
  • Darowizny na Pajacyka = 51 440 zł
  • Dochód „na rękę” = 494 916 zł

Reasumując: gdyby wierzyć, że dane w rankingu najlepiej zarabiających autorów „Wprost” są prawdziwe, to sam „Finansowy ninja” plasowałby mnie na piątym miejscu tegorocznego zestawienia. Zsumowanie zysku na #FinNinja i #ZCWP uplasowałoby mnie na czwartym miejscu… No ale już wiemy, że rzeczywistość wygląda inaczej.

Tu otwarty apel do dziennikarzy: śmiało możecie do mnie pisać przygotowując kolejne takie zestawienia lub poruszając tematykę self-publishingu. Raczej próbuję pomagać. 😉

900 tysięcy powodów dlaczego wolę wydawać sam

Warto żebyście zobaczyli jeszcze jedną tabelkę pięknie obrazującą, dlaczego daleko lepiej wyszedłem na self-publishingu „Finansowego ninja” niż wydawaniu tego poradnika z wydawcą.

Wiecie już, że mój dotychczasowy zysk „na rękę” wyniósł 3,6 miliona złotych. Policzyłem jednak, ile egzemplarzy musiałby sprzedać wydawca, żebym mógł u niego zarobić taką samą kwotę, przy założeniu, że #FinNinja sprzedawany byłby po 49,90 zł i ja miałbym 10% od ceny okładkowej netto, czyli 4,75 zł od sztuki. Mówiąc w skrócie – musiałbym mieć większą sprzedaż na książkę niż Remigiusz Mróz. 3,6 mln złotych zarobiłbym z wydawcą dopiero przy nakładzie przekraczającym 943 tysiące egzemplarzy! Nie znam ani jednej osoby, która uwierzyłaby, że możliwe jest zbliżenie się chociażby do 1/4 tego wyniku w przypadku poradnika ekonomicznego w języku polskim.

Ile FinNinja musiałby sprzedać wydawca

Ile FinNinja musiałby sprzedać wydawca

Jeszcze bardziej obrazowe jest spojrzenie na ten wynik z innej perspektywy – zakładającej, że wydawca sprzedałby dokładnie tyle samo egzemplarzy co ja, czyli 81 928. W takim wypadku z wydawcą zarobiłbym dokładnie 315 376 zł – ponad 11,5x mniej niż zarobiłem samodzielnie! Współpracując z wydawcą byłbym w plecy ponad 3,3 miliona złotych. Przypomnę, że cały czas mówimy o kwotach „na rękę”.

Reasumując: mam perwersyjną przyjemność w aktualizowaniu tych kwot i udowadnianiu, że 4-letnia książka na temat finansów osobistych może nadal dobrze się sprzedawać i zarabiać dla autora znacznie więcej niż 90% (a może i 99%) książek publikowanych przez tradycyjnych wydawców. A jeszcze bardziej cieszę się, że nie ukrywałem kulis udanego self-publishingu i moim śladem poszło już wielu innych autorów.

Bibliografia i podziękowania

Na koniec garść linków do materiałów źródłowych, z których czerpałem zamieszczone w artykule informacje i screeny:

I już tak na koniec – dziękuję za dotrwanie do końca tej lektury i nieustające wsparcie. Bez Was – Czytelników bloga – nie byłoby tych wyników, którymi chwalę się poniżej. Nie miałbym takiej pewności w mądrzeniu się na temat tego, co to jest „godziwa stawka autorska”. To Wy zmotywowaliście mnie do napisania jednej i drugiej książki, weryfikowania warunków rynkowych i poszukiwania idealnego modelu wydawniczego. To dzięki Wam (i oczywiście mojej upierdliwości) wiem to co wiem i po prostu czuję potrzebę dzielenia się tym na tyle szeroko, żeby niedoświadczeni autorzy nie ładowali się w problemy. By jak najwięcej osób, którym chce się tworzyć i robią to na sensownym poziomie, naprawdę mogło utrzymywać się z pisania książek. By nie był to przywilej nielicznych. Wierzę, że stopniowo da się do tego doprowadzić – tak jak udało mi się całkiem sporo osób przekonać do samodzielnego wydania swojej książki.

Jeśli chcecie, możecie i uważacie, że warto, to – proszę – podajcie ten artykuł dalej. Samo się nie rozniesie. 🙂

Powodzenia!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTSUE rzuca frankowiczom koło ratunkowe
Następny artykułTrwa gastronomiczny boom