A A+ A++

Igrzyska w Tokio będą światłem na końcu tego ciemnego tunelu – zapowiada Thomas Bach, szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Burmistrz Tokio Yuriko Koike twierdzi, że tysiące ludzi zapełni olimpijskie areny na przełomie lipca i sierpnia, by zobaczyć nadzieję.

Oboje zaklinają rzeczywistość, niepewności wokół przełożonych o rok igrzysk jest mnóstwo.

W grudniowym sondażu telewizji publicznej NHK 32 proc. Japończyków (wzrost o 9 pkt proc. od października) opowiedziało się za odwołaniem imprezy, 27 proc. za tym, by odbyła się w tym roku, 31 proc. chciało kolejnego przełożenia. Mieszkańcy prawdopodobnie obawiają się konsekwencji przyjęcia gości z całego świata, dlatego organizatorzy przebąkują, że do Tokio będą mogli przyjechać tylko sportowcy i kibice, którzy zostaną zaszczepieni na koronawirusa.

Japończycy nie marzą o igrzyskach także dlatego, że coraz więcej kosztują – przełożenie ich o rok to dodatkowe 2 miliardy dolarów, a na tym zapewne nie koniec. W sumie budżet wyniesie co najmniej 13 miliardów.

Tokio jest gospodarzem igrzysk po raz trzeci. Odbyły się tylko w 1964 r.

Czytaj też: Igrzyska w cieniu swastyki

Igrzyska państw osi

Organizację igrzysk w 1940 r. Japończycy dostali dzięki układowi z Mussolinim, w przygotowaniach pomagali im ludzie Hitlera.

„Najlepszym sposobem, żeby Amerykanie pojęli, czym jest Japonia, jest demonstracja siły. Rozmowa na argumenty nie ma sensu, oni zrozumieją, o co nam chodzi, gdy zobaczą naszą flagę wciąganą na maszt podczas igrzysk. (…) Pomogłyby nam też one wygasić antyjapońskie nastroje” – pisał do ministerstwa spraw zagranicznych konsul Sato Hayato po igrzyskach w Los Angeles w 1932 r.

Japonia potrzebowała wizerunkowego sukcesu. Kilka miesięcy wcześniej, po zajęciu chińskiej Mandżurii, cesarstwo opuściło Ligę Narodów, która potępiła zbrojną agresję i i utworzenie marionetkowego państwa Mandżukuo.

Japończycy szybko zrozumieli, że w idei Pierre’a de Coubertina nie chodzi tylko o rekordy i medale, choć wagi sportowego sukcesu nie można bagatelizować. Debiutowali – jako pierwsza reprezentacja z Azji – w Sztokholmie w 1912 r. W Los Angeles zajęli już piąte miejsce w klasyfikacji medalowej, a władze zadbały, by obywatele o sukcesach rodaków usłyszeli – publiczne radio wysłało do Kalifornii dziennikarzy i relacjonowało zawody na żywo.

Na zorganizowaniu igrzysk zależało też burmistrzowi Tokio, który chciał pokazać, że miasto podniosło się po tragicznym trzęsieniu ziemi w 1923 r., kiedy zginęło ponad 140 tys. ludzi. W tamtym czasie Zachód wciąż widział w Japonii państwo egzotyczne. Jeszcze na początku lat 30. stolicę cesarstwa odwiedzało rocznie mniej niż 13 tys. obcokrajowców.

– Japończycy uważali, że Zachód nigdy nie traktował ich tak, jak na to zasługują. Igrzyska miały pokazać ich prawdziwą twarz, sprawić, że poczują się równi – tłumaczyła w „Sports Illustrated” historyczka Sandra Collins. Dodatkowo olimpijskie zawody miały uświetnić zaplanowane na 1940 r. huczne obchody 2600-lecia powstania Japonii.

Te wszystkie interesy – jak pisze historyk David Goldblatt – „najpierw uczyniły ideę igrzysk mile widzianą, potem pożądaną, aż stała się ona kluczowym elementem polityki zagranicznej”. Tokio zabrało się do rzeczy jak nikt wcześniej. Wpompowało w promocję kandydatury 100 tys. dolarów (uwzględniając inflację dziś to 1,9 mln), obiecało pokryć koszty podróży i pobytu sportowców (nikt wcześniej na to nie wpadł, zabiegało nie tylko o względy działaczy MKOl, ale także tych, którzy naprawdę mieli coś do powiedzenia: dyplomatów i polityków).

Plakat zaprojektowany z okazji XII Igrzysk Olimpijskich w Tokio Fot.: Domena publiczna

Szef MKOl Henri de Baillet-Latour entuzjastą tokijskiej kandydatury stał się po 20-dniowej, podlanej winem gościnie w Japonii, podczas której miał lepiej poznać kraj i ocenić, czy uniesie on organizację igrzysk. Podobnie Japończycy przekonywali innych wpływowych działaczy i sportowców.

Poparcia Niemców mogli być pewni (głosowali za oddaniem Berlinowi igrzysk w 1936 r.), lecz za faworyta wciąż uchodził Rzym. Benito Mussolini zdawał już sobie sprawę z mocy sportu, w 1934 r. zamienił piłkarski mundial w festiwal faszyzmu zakończony triumfem Italii. Pewnie wiedział też, co Hitler szykuje na 1936 r. I nie chciał być gorszy. A że od końca lat 20. budował w Rzymie kompleks sportowy Foro Mussolini (dziś Foro Italico), to organizacja igrzysk wydawała się krokiem naturalnym.

Im bliżej było wyboru gospodarza, tym Duce mniej jednak igrzysk potrzebował. Wolał przerzucić wszystkie siły na wojnę z Etiopią, a że Japończycy przestali dostarczać cesarzowi Hajle Sellasje broń do zabijania Włochów, nie było sensu się szarpać o jakieś fikołki. Kiedy wysłannik japońskiego komitetu organizacyjnego dotarł do Rzymu, usłyszał od Mussoliniego: „Wycofamy się i poprzemy kandydaturę Tokio, jeśli wesprzecie nasze starania o igrzyska w 1944 r.”.

Przekupywanie działaczy, handlowanie głosami, łączenie interesów pozasportowych ze sportowymi – mechanizmy, z których skorzystali wówczas Japończycy, funkcjonują do dziś. Tylko bardziej.

W głosowaniu Tokio pokonało Helsinki 37:26. Zanosiło się zatem na to, że państwa Osi – pakt trzech został zawarty dopiero w 1940 r. – zorganizują trzy igrzyska z rzędu.

„Show Must Go On”

Wiosną 1937 r. Adolf Hitler spotkał się z Albertem Speerem. Główny architekt NSDAP pracował właśnie nad projektem stadionu na miarę III Rzeszy. Deutsches Stadion w Norymberdze miał mieścić 400 tys. widzów (prawie siedem razy więcej niż Stadion Narodowy; do dziś takiego giganta nikt nie zbudował). Speer żalił się Führerowi, że zabrakło mu miejsca i bieżnia nie spełnia kryteriów olimpijskich. – Gospodarzem najbliższych igrzysk będzie Tokio – odpowiedział Hitler. – Ale kolejne już zawsze będą w Norymberdze. I wtedy to my zdecydujemy, jakie wymiary ma bieżnia olimpijska.

Rok wcześniej Hitler i Goebbels zachwycili się ideą sztafety z olimpijskim ogniem. Pierwszy uważał, że przeniesienie go z Olimpii do Berlina doskonale symbolizuje rozwój cywilizacji – od Greków po III Rzeszę. Drugi zadbał, by w trakcie dwunastodniowego biegu przez siedem krajów jak najwięcej ludzi dowiedziało się, czym są nazistowskie Niemcy. Leni Riefenstahl to filmowała i umieściła fragmenty w poświęconym berlińskim igrzyskom dokumencie „Olympia”.

Gdy Tokio zostało gospodarzem, Niemcy doradzili Japończykom, by sztafeta trwała aż 30 dni i prowadziła przez Jedwabny Szlak, wziąć w niej mieli udział biegacze i jeźdźcy. Japończycy nie chcieli jednak trasy przez Chiny, woleli, żeby ogień z Grecji przypłynął na wyspy statkiem. Rozważali też wysłanie nazywanego „Kamikaze” mitsubishi Ki-15 – pierwszego japońskiego samolotu, który pokonywał trasę do Europy bez tankowania. Niemcy proponowali im do transportu ognia messerschmitta Me 261, nazywanego „Adolfine”.

Czytaj też: Architektoniczne perełki. Co nam zostało po wcześniejszych igrzyskach?

Wtedy jeszcze wszystko szło zgodnie z planem. Japończycy budowali drogi, hotele i obiekty sportowe (stadion olimpijski zaplanowali na 150 tys. widzów), z powodu upałów zawody miały się odbyć wyjątkowo późno, bo na przełomie września i października. Budowy infrastruktury doglądał nasłany przez MKOl „doradca techniczny” Werner Klingeberg, z doświadczeniem przy igrzyskach w Berlinie.

Wszystko zaczęło się sypać po lipcu 1937 r., gdy Cesarska Armia Japońska zajmowała kolejne miasta w Chinach, nie licząc się z ofiarami i stosując brutalne represje. Ich kulminacją była masakra w Nankinie, w której zginęło kilkaset tysięcy cywilów i jeńców wojennych.

Brytyjczycy już w lutym 1938 r. zdecydowali, że nie wezmą udziału w igrzyskach, jeśli wojna nie zostanie zakończona. W Szwecji organizacje pozarządowe coraz bardziej naciskały, by nie wysyłać reprezentacji do Tokio. Finowie i Duńczycy chcieli zdecydować w ostatniej chwili. „Protesty przeciwko wyjazdowi do Berlina były niczym wobec reakcji, która nas spotka, jeśli wystartujemy w igrzyskach organizowanych przez kraj w stanie wojny – pisał A.C. Gilbert z amerykańskiego komitetu olimpijskiego do swojego szefa Avery’ego Brundage’a. W odpowiedzi usłyszał: „Show Must Go On”.

Szefem MKOl Brundage został dopiero po wojnie, ale już w latach 30. wyrastał na najpotężniejszą personę ruchu olimpijskiego. Stłumił próby bojkotu Berlina, a nawet pomógł Hitlerowi, twierdząc, że Żydom w III Rzeszy nie dzieje się żadna krzywda. W 1938 r. zdusił bunt w amerykańskim komitecie olimpijskim, gdy szefowie federacji piłki nożnej i lekkoatletyki zrezygnowali, protestując przeciwko występowi USA w Tokio. – Nie ma żadnego znaczenia to, co sportowcy i MKOl myślą o Japonii. W amatorskim sporcie na politykę nie ma miejsca – mówił Brundage. – Zawodnicy nie mogą brać pod uwagę rasowych, religijnych i ekonomicznych poglądów gospodarzy igrzysk. Ci ostatni są od tego, by zapewnić boiska, bieżnie, trybuny itd. Nas powinno obchodzić tylko to, czy w tej sytuacji Tokio jest w stanie przygotować zawody.

W sondażu Instytutu Gallupa z marca 1938 r. aż 61 procent Amerykanów opowiedziało się przeciw bojkotowi igrzysk, popierało go 39 proc.

Start deklarowali Włosi, Francuzi, Jugosłowianie. Hitler zapowiadał drugą – po gospodarzach – największą reprezentację.

Nawet gdy Japonia odwołała zaplanowane na wiosnę 1938 r. Igrzyska Dalekiego Wschodu w Osace, MKOl wciąż wierzył, że zawody w Tokio odbędą się zgodnie z planem. W marcu 1938 roku przyznał jeszcze Sapporo organizację zimowych igrzysk w 1940 r.

Tymczasem 14 lipca 1938 r. minister Kōichi Kido ogłosił odwołanie igrzysk: – Kiedy na Dalekim Wschodzie zapanuje pokój, zaprosimy igrzyska do Tokio i pokażemy wszystkim japońskiego ducha.

Decydujące mogło być to, że w konflikt w Chinach zaangażował się ZSRR i rząd uległ naciskom armii, by wszystkie siły zaangażować w działania wojenne.

Kilka tygodni później MKOl przeniósł igrzyska do Helsinek. I znów wierzył, że się uda, aż w listopadzie 1939 r. Armia Czerwona najechała na Finlandię.

To, jak bardzo olimpijskie władze były oderwane od rzeczywistości, pokazała jednak dopiero próba uratowania zimowych igrzysk.

100 km od Dachau

W czerwcu 1939 r. było już po nocy kryształowej, układzie monachijskim i w przededniu ataku na Polskę. W obozie w Dachau siedzieli Romowie, świadkowie Jehowy, homoseksualiści oraz ok. 11 tys. niemieckich i austriackich Żydów. Nie zważając na to, MKOl uznał, że porzucona przez Sapporo impreza odbędzie się 100 km od obozu koncentracyjnego – w Garmisch-Partenkirchen.

Kluczowe było to, że Ga-Pa organizowało igrzyska w 1936 r., miało wszystkie obiekty oraz wsparcie Hitlera, który obiecał pomoc „partii, państwa i Wehrmachtu”. Atakując 1 września Polskę, Führer zażądał, by komitet organizacyjny nie przerywał pracy, kilka dni później odpowiedzialny za igrzyska Karl Ritter von Halt informował szefa MKOl, że sytuacja w Polsce układa się znakomicie, więc zawody powinny się odbyć zgodnie z planem, czyli od 2 do 11 lutego 1940 r.

Dopiero w październiku Hitler uznał, że III Rzesza ma ważniejsze sprawy na głowie. Po V Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Garmisch-Partenkirchen zostały tylko plakaty z powiewającymi na tle gór flagami. Dwie są olimpijskie, z pięcioma złączonymi kołami na białym tle, symbolizującymi jedność i różnorodność. I dwie nazistowskie, z czarną swastyką na czerwonym tle.

Korzystałem z „The Games: A Global History of the Olympics” Davida Goldblatta, „Nazi Games: The Olympics of 1936” Davida Claya Large’a oraz archiwum dziennika „New York Times”.

Czytaj też: Ludzkie zoo, czyli igrzyska ciemności

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzczep
Następny artykułSzkolni rodzice, na ulice!