A A+ A++

Iga Świątek to trzykrotna mistrzyni Roland Garros i zwyciężczyni jednego US Open. Z kolei Naomi Osaka po dwa razy wygrała Australian Open i US Open. Starcie takich tenisistek śmiało mogłoby decydować o tym, która zagra w finale albo nawet, która zdobędzie kolejny wielkoszlemowy tytuł. Ale pod jednym warunkiem: że obie byłyby w szczycie swoich możliwości. Najpierw myśleliśmy, że to można dziś powiedzieć tylko o Polce. A później przekonaliśmy się, że nigdy nie można lekceważyć mistrzowskiego serca.

Zobacz wideo Zaskakujące pytanie do Igi Świątek

Naomi Osaka wróciła do tenisa po urodzeniu dziecka. Jest teraz 134. w światowym rankingu. Ten ranking kłamie – wszyscy to widzieliśmy! Ale czy nawet patrząc, jak Osaka dzielnie stawia się Świątek w pierwszym secie, a późnej niesamowicie ucieka jej od początku drugiego – i tak nie myśleliśmy, że niemal niemożliwe jest, żeby z Polką wygrała?

No bo powiedzmy tak: nawet jeśli Osaka gra dziś tenis na poziomie nie 134. miejsca na świecie, jak mówi ranking, tylko na poziomie czwartego miejsca, to jest to tenis na Świątek za słaby. Osaka naprawdę zagrała tenis na poziomie wielkiej czwórki (w środę śmiało mogłaby ją stworzyć, dołączając do Świątek, Sabalenki i Rybakiny nazywanych wielką trójką). Ale to i tak na Igę nie powinno wystarczyć. Ale – bądźmy uczciwi i to zauważmy – świetna forma Japonki zbiegła się z nieco gorszą dyspozycją Polki. Przynajmniej do pewnego momentu.

Paryż zwariował! Osaka też była wielka!

Nic dziwnego, że paryska publiczność rozemocjonowała się tym meczem błyskawicznie. Od początku Świątek dostawała tu raczej oszczędne oklaski, podczas gdy dla Osaki rozpętywały się burze braw. Około 9-10 tysięcy ludzi na trybunach Court Philippe-Chartier wspierało teoretycznie słabszą tenisistkę, ale szybko przestało być jasne, kto naprawdę jest mocniejszy. Gdy ta teoretycznie słabsza miała setbola w pierwszej partii, to wrzawa stała się trudna do opanowania.

Po zaledwie 48 minutach tego meczu polscy dziennikarze mieli takie miny, jakby zobaczyli ducha. Przed setbolem dla Osaki patrzyliśmy na trybunie prasowej bardziej po sobie niż na kort. Czy widziałem wtedy w oczach kolegów strach przed sensacją? Szczerze: sam nie wiem. Czy ja zacząłem myśleć, że mistrzyni z 2020, 2022 i 2023 może się pożegnać z Roland Garros 2024 już po drugim meczu? No jasne, że takie myśli przychodziły, a ja je odganiałem. I trochę się uspokoiłem, gdy Iga pierwszego seta wygrała.

Przez setbolem sędzia z trudem uciszyła tłum, ale gdy już to zrobiła, to Świątek wybroniła się w sumie bez większego trudu. Wyserwowała w końcu tego gema na 5:5. A wkrótce po skutecznej obronie przypuściła jeszcze lepszy atak. Tie-break był popisem Igi. Wygrała 7-1, bo była pewna, ofensywna i wręcz nieomylna. Osaka ryzykowała, próbowała gonić, ale już nie była w stanie.

Liczby na korzyść rywalki, ale Świątek to terminatorka i gladiatorka!

Wydawało się, że to będzie decydujący moment meczu, że Świątek pójdzie za ciosem, że włączy swój tryb “Jazda!” i ucieknie Osace. Ale to, co się stało w tie-breaku, absolutnie nie zgasiło ognia w sercu byłej numer jeden. Chwała jej już za to, jak przegrywając 3:4 wytrzymała serwisową kanonadę Igi i przełamała faworytkę. Polka wprowadzała wtedy piłkę do gry z prędkościami 193 i 191 km/h. A zdaje się, że rekordowy serwis Igi to było do środy 194 km/h. Było, bo ona w swoim następnym gemie serwisowym uzyskała wynik 195 km/h. Ale Osaka naprawdę nie wyglądała na poruszoną. Ani trochę!

A po tym gładko przegranym tie-breaku, po secie, który jej uciekł, była jeszcze twardsza, jeszcze bardziej konsekwentna, jeszcze bardziej nieustępliwa i jeszcze lepiej umiała wykorzystywać wszystkie okazje i wszystkie błędy Igi.

Gdy Osaka przełamała Świątek już w gemie rozpoczynającym drugiego seta, to Iga odwróciła się do swojego sztabu i szeroko rozłożyła ręce, jakby pytała, co ma robić. Chwilę później było 7:6, 0:4! A po kolejnej chwili 7:6, 1:6. Tak, po chwili, bo ten set uciekł Idze błyskawicznie. Ona wygrała w drugiej partii zaledwie dziewięć punktów. Przy aż 25 Osaki!

To wszystko było ogromnie zaskakujące. Przy stanie 7:6, 1:6, 0:3 Świątek zmieniła buty. To wyglądało tak, jakby zmieniała cokolwiek, licząc, że to się przełoży na jakieś większe zmiany. Osaka nadal była znakomita (w całym meczu miała aż 54 winnery i 38 niewymuszonych błędów, to jest znakomity stosunek; u Igi kończących uderzeń było 37, a pomyłek 32. Osaka wygrała też więcej punktów w meczu – 114, a Świątek 109).

Ale Iga w tych nowych butach walczyła niesamowicie. Ze stanu 2:5 dogoniła na 5:5. Po drodze – przy 3:5 – obroniła meczbola! A kiedy obie grały decydujące gemy, to obie wyglądały jak “jedynki” – aktualne, równoprawne.

To tym dziwniejsze, że:

  • Osaka na Roland Garros nigdy nie była dalej niż w trzeciej rundzie
  • Osaka nigdy nie wygrała turnieju na mączce i nigdy nie była w finale takiego turniej
  • a Świątek to królowa mączki

Iga to królowa mączki? Jasne. Ale to za mało. Ona jest królową tenisa, po prostu! Kiedy Iga goniła w decydującym secie z 2:5, to już, gdy doszła na 5:5, na trybunie prasowej mówiono, że jest gladiatorką i terminatorką. Ja powiem więcej – ona jest gIGAchadem! Było 7:6, 1:6, 2:5, było 7:6, 1:6, 3:5 i Osaka miała meczbola, ale Świątek wygrała ten mecz! 7:6, 1:6, 7:5! Nigdy nie lekceważ serca mistrza! NIGDY!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPopraw życie towarzyskie – ten sposób działa
Następny artykułDługi weekend – tutaj warto mieszkać, aby korzystać z wolnych dni