Tydzień temu Iga Świątek siedziała po przegranym pojedynku z Jessicą Pegulą w United Cup z ręcznikiem na głowie, a z oczu popłynęły jej łzy. Amerykanka zagrała świetnie, a Polka nie potrafiła jej przeszkodzić. Nieco później wycofała się z turnieju WTA w Adelajdzie i jako powód podała kontuzję barku. Wiele osób od razu uznało, że 21-latka chce po prostu odpocząć w tygodniu poprzedzającym Australian Open, ale niektórzy mieli obawy, czy na pewno będzie gotowa na pierwszy w sezonie turniej wielkoszlemowy. Na sobotnim spotkaniu z dziennikarzami w Melbourne dała wyraźny sygnał, że o jej zdrowie i nastrój nie trzeba się raczej martwić.
Świątek uspokaja ws. zdrowia. Motywatorka Barty
Na wstępie jeden z zagranicznych dziennikarzy zagadnął liderkę światowego rankingu właśnie o zgłoszony tydzień temu uraz. Wówczas też na jej twarzy pojawił się pierwszy szerszy uśmiech.
– Jest dobrze, jest dobrze. Nie ma powodu do zmartwienia, nic złego się nie dzieje – zapewniła.
Kilka godzin wcześniej wzięła udział w Kids Tennis Day. W gronie byłych i obecnych tenisistów, którzy uczestniczyli razem z nią w tradycyjnej imprezie dla dzieci poprzedzającej turnieje wielkoszlemowe, była m.in. Ashleigh Barty. Australijka, która wygrała poprzednią edycję zawodów w Melbourne, niespełna dwa miesiące później zakończyła karierę.
– Kiedy to zrobiła, to miałam poczucie, że wciąż pokazuje najlepszy tenis. Było mi więc przykro, że nie będę mogła już z nią rywalizować i być może wygrać. Z drugiej strony na początku poprzedniego sezonu dała mi dużo motywacji i chęci do tego, by trenować jeszcze więcej oraz dodać coś do mojego tenisa, prezentować większą różnorodność na korcie. Jestem jej za to poniekąd wdzięczna – podkreśliła Polka.
Widać było u niej szczery podziw dla wszechstronności 26-letniej Barty, co humorystycznie podsumowała. – Kiedy grałam przeciwko niej, to miałam wrażenie, że potrafi prezentować różne style gry i slajsa. Nawet w swojej książce napisała, że ma pięć rodzajów slajsa. Nie wiem, jak to jest możliwe. Ja wciąż nie rozgryzłam choćby jednego – rzuciła, rozbawiając i dziennikarzy.
Spoważniała na chwilę, gdy z sali padło inne pytanie dotyczące poprzedniej liderki listy WTA. Chodziło o to, czy zastanawiała się, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby Barty nie spasowała. To właśnie bowiem Świątek została wtedy nowym numerem jeden w kobiecym tenisie.
– Szczerze mówiąc, to nie zastanawiam się nad takimi rzeczami, bo jest tak wiele różnych scenariuszy odnośnie do tego, co może się zdarzyć w życiu. Wiele rzeczy mogło się wydarzyć i nie byłoby mnie tutaj. Z drugiej strony, to mogłabym się z nimi uporać i wciąż być w tym samym miejscu – analizowała Polka.
“Trener mówi, że za dużo wyjawiam”. Świątek bez taryfy ulgowej na otwarcie
Nastrój do żartów wrócił jej, gdy została poproszona o wymienienie swoich trzech największych atutów. Zerknęła wówczas porozumiewawczo na będącą na sali psycholożkę sportową Darię Abramowicz, która należy do jej sztabu szkoleniowego.
– Powinnam je podać? Nie, trener mówi, że za dużo wyjawiam – rzuciła z uśmiechem.
Po chwili jednak wskazała na bekhend, drugi serwis i return. A na koniec dodała jeszcze pracę nóg. Nie wspomniała więc o forhendzie, który wielu ekspertów i graczy wymienia jako jej najgroźniejszą broń.
Zawodniczka trenowana przez Tomasza Wiktorowskiego – jako pierwsza rakieta globu – rozstawiona w Melbourne najwyżej rozstawiona. Zwykle dzięki temu tenisiści ze ścisłej czołówki unikają w meczu otwarcia potencjalnie groźniejszych przeciwników. Tym razem jednak los zestawił Świątek już na początku z Jule Niemeier.
Zajmująca 68. miejsce w rankingu WTA Niemka w poprzednim sezonie niespodziewanie w Wimbledonie dotarła aż do ćwierćfinału. W US Open z kolei była rywalką Polki w 1/8 finału i sprawiła jej trochę problemów – faworytka wygrała 2:6, 6:4, 6:0. Jedna z zagranicznych dziennikarek spytała 21-latkę w sobotę, jaka była jej reakcja na widok drabinki w Melbourne.
– Nie patrzyłam na nią. Wiem jedynie, z kim gram w pierwszej rundzie. Wracam do systemu, który stosowałam przez cały poprzedni sezon. Nie mogę więc nic powiedzieć na ten temat – skwitowała Świątek.
Ale przypomniała, że pojedynek z Niemeier w Nowym Jorku był intensywny i trudny. – Nie będzie łatwo. Ale też każdy pojedynek w Wielkim Szlemie jest zawsze bardziej intensywny i stresujący niż w innych turniejach. Będę na to gotowa. Fajnie też, że grałyśmy całkiem niedawno, więc mogę w dużym stopniu bazować na tamtym meczu. Wiem, jakie czuje się posyłane przez nią piłki na rakiecie, ale to samo działa w drugą stronę – dodała od razu.
Granie w upale na razie omijało Świątek. W Nowy Jorku sucho…lub wilgotno
Świątek podczas US Open miała trochę trudnych chwil, ale uporała się z nimi i na koniec tego turnieju cieszyła się z trzeciego w karierze tytułu wielkoszlemowego. Tam – tak jak i w Melbourne – rywalizacja toczy się na kortach twardych. Polka jednak zwraca przede wszystkim uwagę na różnicę dotyczącą terminu obu imprez. W Melbourne walczy się o pierwszy triumf tej rangi w sezonie, a w Nowym Jorku o ostatni.
– Z tego względu pod kątem fizycznym tu jest nieco łatwiej, bo powinniśmy wszyscy być na większej świeżości. Zawsze mam poczucie, że jestem bardziej gotowa na dłuższe mecze i mogę mocniej dociskać. Ale z drugiej strony warunki bywają tu czasem trudniejsze. Ja akurat w poprzednich latach miałam szczęście i nie grałam np. w 37-stopniowym upale. Zawsze mnie to omijało. Nie wiem, jak będzie teraz – zastrzegła.
Powtórzyła, że trudność dotycząca US Open polega przede wszystkim na tym, że we wrześniu zawodnicy są już raczej dość zmęczeni. Ale nie tylko o to chodzi.
– Warunki są inne, bo jest…Czekaj – jest sucho czy wilgotno? – Świątek upewniała się u Abramowicz, znów wywołując śmiech dziennikarzy. A po chwili dodała: Nie pamiętam. Jest po prostu inaczej. Ale dla mnie kluczowa jest sprawa terminu.
Pojedynek Świątek – Niemeier odbędzie się w poniedziałek.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS