W niedzielę w Warszawie Iga Świątek pokonała Niemkę Laurę Siegemund 6:0, 6:1 w finale turnieju BNP Paribas Warsaw Open. Mecz o tytuł, jak wszystkie wcześniejsze występy Świątek, obejrzał komplet ponad czterech tysięcy widzów. Organizatorzy wyprzedali bilety na większość dni jeszcze przed startem zawodów. Mimo problemów z pogodą oni odnieśli organizacyjny sukces, a my dostaliśmy chociaż namiastkę tego, czego chcemy.
Turniej rangi WTA 250 to impreza obiektywnie spora. Ale też do największych brakuje jej dużo i bardzo dużo. Taki turniej zupełnie nie wytrzymuje porównania nie tylko z imprezami wielkoszlemowymi (Australian Open, Roland Garros, Wimbledon i US Open – można powiedzieć, że ich ranga to 2000), ale też z tysięcznikami i z pięćsetkami. Turniej rangi 250 nie przyciągnie największych gwiazd. Iga Świątek w nim zagrała, bo zależało jej na pokazaniu się swojej publiczności, na występie u siebie, 20 km od Raszyna, z którego pochodzi.
Ale jeśli chcielibyśmy – a chcielibyśmy – zobaczyć w Polsce nie tylko Igę, lecz również jej największe rywalki, jak Aryna Sabalenka, Jelena Rybakina czy Ons Jabeur, to musimy sobie szczerze powiedzieć, że jest to niemożliwe.
Nie ma dachu, a jeszcze większym kłopotem brak oświetlenia
– Gdybyśmy chcieli zrobić u nas turniej WTA 500, to przede wszystkim musiałby się zwolnić termin w kalendarzu WTA właśnie na takie zawody. W kalendarzu jest określona liczba turniejów każdej rangi, tych WTA 500 nie jest za dużo [w tym roku 12] i po prostu któryś musiałby wypaść, żebyśmy mogli wejść. No i na pewno nie bylibyśmy jedynymi chętnymi – mówi w rozmowie ze Sport.pl Mariusz Fyrstenberg, dyrektor warszawskiego turnieju.
Ale to są tylko rozważania teoretyczne. W praktyce nie ma pomysłu ubiegania się o podwyższenie rangi Warsaw Open. – Żebyśmy w ogóle o tym mogli myśleć, to najpierw musielibyśmy mieć inny obiekt – mówi Fyrstenberg. – Widzieliśmy, jakie mamy problemy, gdy pada deszcz [w piątek trzeba było przełożyć ćwierćfinał Igi na sobotę], jakie mamy problemy przez brak oświetlenia [w sobotę Iga nie zdążyła dokończyć półfinału] i też przez brak większej liczby kortów. Ich jest za mało jak na ten turniej, a co dopiero na większy – dodaje były tenisista.
Brakuje nam więcej niż myślimy. Korty są trzy, a potrzeba 8-10
Turniej dopiero co wygrany przez Igę Świątek był rozgrywany na zaledwie trzech kortach. Z nich tylko główny jest kortem z prawdziwego zdarzenia. Niestety, nigdzie w Polsce nie ma takiego ośrodka, który pomieściłby na turnieju naprawdę największe gwiazdy, a nie tylko gwiazdy wybrane jak Iga Świątek i Karolina Muchova, która była w Warszawie rozstawiona z numerem dwa.
– Potwierdzam: teraz w Polsce nie mamy takiego obiektu. Musiałby się jakiś wybudować albo bardzo poprawić. Na to byłyby potrzebne minimum dwa lata – zaznacza Fyrstenberg.
Jak dużo nam brakuje? Mamy dobry, duży ośrodek w Kozerkach, ale to centrum treningowe, w którym można rozgrywać najwyżej turnieje rangi WTA 125 i za chwilę właśnie taki się tam odbędzie. – Trzeba mieć 8-10 kortów, żeby móc robić turniej rangi 500, a w Warszawie mamy trzy. Przy turnieju rangi 500 to trzeba mieć trzy telewizyjne, a u nas telewizyjny jest tylko centralny – odpowiada dyrektor BNP Paribas Warsaw Open.
Korty telewizyjne to takie z dużymi trybunami, po prostu ładnie wyglądające w transmisji. – Żeby postawić takie trybuny, to trzeba mieć przestrzenie. Tutaj, na Legii, absolutnie nie ma miejsca. To jest największy problem – mówi Fyrstenberg. I od razu dodaje, że to problem nie tylko Warszawy: – Wrócę do lat, gdy organizowałem challengera [turniej niższej rangi]: wtedy skakaliśmy z Gdyni do Sopotu. Teraz jest Warszawa i to są najbardziej nadające się obiekty w kraju.
Sponsorzy by się znaleźli, pula nagród by wzrosła. Kibice też by dopisali
Infrastrukturalne niedostatki bolą, bo pod innymi względami niczego nam nie brakuje. – Polska zasługuje na duży turniej. Mamy Igę, mamy najlepszy czas w historii naszego tenisa, mamy Huberta Hurkacza i przydałoby się zrobić duży turniej równolegle dla kobiet i mężczyzn. Ale kulejemy infrastrukturalnie – przyznaje Fyrstenberg.
Łączone turnieje kobiet i mężczyzn to tak naprawdę ranga jeszcze wyższa niż 500. Panie i panowie grają w tych samych lokalizacjach w ramach imprez wielkoszlemowych oraz na tysięcznikach – w Miami, Indian Wells, Madrycie czy Rzymie.
– Tam są po cztery korty telewizyjne z dużymi trybunami, a w sumie wszystkich kortów jest nawet po 20. Chcąc robić takie turnieje, trzeba mieć naprawdę wielką połać terenu, żeby pomieścić wszystkich zawodników, oficjeli, sponsorów, telewizje. Nie mamy nawet podejścia – mówi Fyrstenberg. I od razu przyznaje, że najmniejszym problemem byłoby u nas znalezienie sponsorów, którzy zwiększyliby pulę nagród. W turnieju WTA 250 w Warszawie ona wynosiła 259 tysięcy dolarów. Marząc o byciu imprezą rangi WTA 500 musielibyśmy dodać jeszcze pół miliona.
– Tak, można powiedzieć, że zwiększenie puli nagród to byłby najmniejszy problem, bo zainteresowanie jest naprawdę bardzo duże, kibiców mamy, przychodzą tłumnie, co widać. Niektóre turnieje borykają się z problemami, których my nie mamy. To jest troszeczkę śmieszne, że ten problem, którego inne kraje zupełnie nie mają, to akurat my mamy. Czyli ten problem podstawowy, że nie mamy gdzie organizować większego turnieju – komentuje Fyrstenberg.
Działacze chcieliby, żeby Świątek i inne gwiazdy nie grały w małych turniejach
W tym roku fakt, że Warszawa ma turniej rangi 250, a nie 500 nie zamknął Idze Świątek drogi do występu w nim, ale wiosną pojawiły się plotki, że od przyszłego roku szefowie WTA nie zgodzą się na to, by tenisistki z top 30 rankingu grały w tych mniejszych turniejach.
To oczywiście chęć takiego wpływania na plany każdej z tenisistek ze ścisłej czołówki, by one jak najczęściej grały przeciwko sobie. Po takich przeciekach, które pojawiły się w kwietniu, dziś mówi się, że WTA raczej pozwoli na wyjątki. Tak, by m.in. Iga Świątek mogła dalej grać u siebie. Ale pewne to jeszcze nie jest.
– Nie mam pojęcia, będziemy do tego wracali za kilka miesięcy. Nie mam na teraz zielonego pojęcia, więc nie chcę nic mówić – komentuje Fyrstenberg.
Na razie organizatorzy bardziej martwią się, czy nie dostaną takiego terminu, który wykluczyłby Igę z gry ze względu na jej start w igrzyskach olimpijskich Paryż 2024. Jeśli warszawski turniej znów odbędzie się w ostatni tydzień lipca, to właśnie wtedy będą się zaczynały igrzyska (ruszą 26 lipca). Nawet termin krótko przed nimi może oznaczać, że Igi zabraknie. Bo dla niej tuż przed grą o olimpijskie medale na kortach ziemnych Roland Garros najważniejszy będzie pewnie trening na takiej nawierzchni, a nie występ na betonowych kortach w Warszawie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS