A A+ A++

Cztery turnieje wielkoszlemowe, pięć turniejów rangi 1000, również pięć turniejów rangi 500 i teraz pierwszy turniej rangi 250 – takie imprezy WTA wygrała Iga Świątek. Z już 15 zdobytych przez nią tytułów najmniej prestiżowy jest ten najnowszy, z Warszawy. Ale to ma znaczenie tylko statystyczne, kronikarskie. Natomiast prawda jest taka, że tytuł najmniejszy cieszy Igę i nas jak te największe.

Zobacz wideo
Iga Świątek rozbawiona pytaniem od dziewczynki trenującej tenis. “Mój Boże, też bym chciała się dowiedzieć”

Iga Świątek była w Warszawie pewną faworytką i wygrała turniej, nie tracąc nawet seta. Ale kto śledził drogę Igi po końcowe zwycięstwo, ten wie, że były na niej przeszkody, które przeskoczyć wcale nie było łatwo.

Kto grał z Igą, ten bardzo chciał się przedstawić

6:4, 6:3 z Abduraimową z Uzbekistanu w pierwszej rundzie to było spokojne wejście Igi na wolny kort twardy po niedawnym graniu na szybkiej, wimbledońskiej trawie. I to był pierwszy sygnał, że rywalki, dla których turniej rangi 250 to turniej duży, zrobią bardzo dużo, żeby grając przeciw Idze dać się zapamiętać.

Pewnie wielu kibiców – których komplety oglądały kolejne mecze Igi – zapamiętało i 181. w rankingu WTA Abduraimową, i 78. Claire Liu, którą Świątek pokonała w drugiej rundzie 6:2, 6:2 po aż jak na tak gładki wynik 98 minutach gry. A już na pewno wszyscy dobrze zapamiętamy wydarzenia od ćwierćfinału. Ten – z Czeszką Lindą Noskovą (59 WTA) wygrany 6:1, 6:4 z bardzo dobrym drugim setem 18-letniej rywalki – i półfinał z Yaniną Wickmayer (109 WTA) Iga grała jednego dnia. Przez to, że w piątek korty Legii zalał deszcz. Pracowitej soboty Świątek nie dokończyła wejściem do finału, z Wickmayer musiała o niego powalczyć jeszcze przez prawie pół godziny w niedzielę w południe. I dopiero po tej dokończonej udanie walce – z 6:1, 5:5 po sobocie w niedzielę Iga zrobiła finalne 6:1, 7:6 – ze Świątek chyba w końcu uleciały nerwy. A gdy presja puściła, to zmęczoną graniem w sobotę przez aż sześć godzin i 19 minut Siegemund Iga robiła w swoim stylu 6:0, 6:1.

Poland Tennis

Iga Świątek w końcu zrzuciła wyjątkowy ciężar

W finale prawie pięć tysięcy widzów na trybunach zobaczyło, jak najlepsza tenisistka świata tenisem się bawi. Iga grała piękne, kończące forhendy i bekhendy, wygrywała wymiany pod siatką, nie dawała się zaskoczyć żadnym skrótem – do wszystkiego zdążała, na wszystko była gotowa, zawsze miała odpowiedź. Prawie zawsze bezbłędną. Gdy skończyła mecz po zaledwie godzinie i ośmiu minutach, dostała owację na stojąco, która pewnie trwałaby dłużej niż mecz, gdyby nie trzeba było przeprowadzić ceremonii i zwolnić kortu na finał debla.

To był finał jeszcze ładniejszy niż to niedzielne popołudnie z pierwszym triumfem Polki w historii tenisowych turniejów rozgrywanych w Polsce. Nie jest ta historia przesadnie bogata, ale na przykład Agnieszka Radwańska kilka razy wygrać u siebie próbowała i nie dała rady. A Iga Świątek już to ma.

Poland Tennis

– Tu jest trochę więcej stresu. Nie będę wam kłamała: zawsze zależało mi, żeby w Polsce pokazać dobry tenis – mówiła Świątek dziennikarzom na konferencji prasowej już po pierwszej rundzie. Później też przyznawała, że stres nie uleciał. I opowiadała, że chciałaby mieć możliwość grania w Polsce częściej, ale pod warunkiem, że ten stres w końcu by oswoiła.

No i teraz chyba właśnie to zrobiła. Do 14 wielkich i dużych tytułów wywalczonych w różnych krajach i na różnych kontynentach dołożyła właśnie 15., ale pierwszy taki. Wywalczony na swoim podwórku. Nieważne, że mniejszym, bo pod wieloma względami tu Idze było trudniej się odnaleźć niż na największych tenisowych salonach.

Iga Świątek

Na koniec Świątek dała koncert gry. Nagroda

Finał z Siegemund wyglądał jak nagroda dla Igi i dla nas wszystkich za tę żmudną drogę do gry o tytuł. Siegemund mogłaby się okazać bardzo niewygodną rywalką, gdyby Świątek pozwoliła jej znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Dwa lata temu one grały po raz pierwszy i wtedy Iga sama komentowała to tak:

Tamten mecz w Madrycie Świątek wygrała 6:3, 6:3. Tamten miał w sumie jakąś historię, dramaturgię, a ten z Warszawy nie. Ale to nieważne. Liczy się, że Iga napisała kolejną historię w swojej karierze. Po polsku bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowe przyjmujące w Solnej i San-Pajdzie, atakująca dołączyła do Karpat
Następny artykułPrace na Zakopiance wstrzymane. Trwa walka wykonawców