29-letni Tomasz Moczek jako młody tenisista był wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski w kategoriach juniorskich, sukcesy odnosił także jako senior. Po zakończeniu kariery został trenerem – współpracował m.in. z Urszulą Radwańską i Mariuszem Fyrstenbergiem. Od kilku lat pracuje w tenisowej Legii Warszawa. – Do zespołu Igi Świątek dołączyłem dzięki jej byłemu trenerowi, Piotrkowi Sierzputowskiemu – wspomina Moczek.
Dominik Senkowski: Jakie są pana zadania jako sparingpartnera?
Tomasz Moczek: Podczas treningów główny trener stoi zawsze przy zawodniczce, udziela wskazówek, analizuje jej grę, mówi bezpośrednio do niej. Moim zadaniem jest trenować z Igą jako sparingpartner. Takie treningi zdarzają się zwykle w okresie przygotowawczym lub w czasie przerw między turniejami. Podczas samych imprez tenisistki często trenują ze sobą. Iga ostatnio miała okazję poćwiczyć z Simoną Halep.
A dlaczego Iga Świątek trenuje z mężczyzną?
– Iga od dłuższego czasu jest najlepszą zawodniczką w Polsce. Druga rakieta naszego kraju Magda Linette nie trenuje w Warszawie. Poziom gry pozostałych dziewczyn jest już znacząco niższy. Dlatego Iga sięga po pomoc zawodników i trenerów płci męskiej. Męski tenis jest jednak na ciut innym poziomie niż kobiecy. Wśród chłopaków jest wielu zawodników, z którymi mogą trenować najlepsze polskie tenisistki.
Gracie czasem na punkty?
– Tak, wszystko zależy od zaplanowanej na dany dzień formy treningu, fazy sezonu. Czasem są to ćwiczenia zamknięte, a czasem gra na punkty.
Iga wygrywa z panem?
– Czasami wygrywa. Iga jest dziś na takim poziomie, że może być groźna dla każdego. Jej tenis jest bardzo dojrzały, mocny. To kompletna zawodniczka, w końcu liderka światowego rankingu. W dodatku jej tenis jest ofensywny, porównywany do męskiej gry. Dlatego jej sparingpartnerzy nie mają łatwego zadania. Staram się trzymać poziom, by Iga mogła się w ten sposób rozwijać.
Trenuje pan z Igą tylko w Polsce?
– Nie tylko. W tym roku miałem okazję trenować z nią podczas Australian Open. Byłem w Melbourne na turnieju juniorskim ze swoją zawodniczką i przy okazji mogłem przydać się Idze. W dni niemeczowe to są pełne treningi, w dni meczowe – rozgrzewka. Na turniejach wielkoszlemowych można korzystać także z miejscowych sparingpartnerów, ale ich poziom jest różny, a to wpływa na jakość rozgrzewki, dlatego tenisistki często wolą korzystać ze swoich zaufanych osób. Dołączę także do teamu Igi podczas najbliższego Roland Garros w Paryżu.
Zna pan Igę od kilku lat. Jak się zmieniła od tego czasu pod kątem charakteru?
– To ta sama Iga, którą poznałem sześć lat temu. Oczywiście dojrzała, nie jest już nastolatką. Jednak pod względem osobowości to ta sama Iga. Cały czas mnie to zadziwia. Jak trenujemy czy rozmawiamy, to mam przed oczami obraz Igi, którą znam od dawna, normalnej dziewczyny, a nie obecnej numer jeden damskiego tenisa. Zawsze pojawia się wtedy taka nutka zamyślenia, że czasy się zmieniły, Iga jest w innym miejscu, ale pod względem charakteru ona się nie zmieniła. Pozostaje ciepłą, życzliwą osobą. Sukces absolutnie nie wpłynął na nią negatywnie.
A jak z pana perspektywy Iga radzi sobie z coraz większą popularnością?
– Popularność rzeczywiście jest większa. Jakiś czas temu mieliśmy okazję wyjść z Igą na obiad i można było odczuć, że to zainteresowanie stale rośnie od sukcesu w Roland Garros. Jednak wydaje mi się, że Iga potrafi się skupić na swoim życiu, a otoczka medialna czy uwaga kibiców jej nie przeszkadzają. Jest do tego przyzwyczajona, dużo pracują z psycholog Darią Abramowicz, jak to odbierać.
Co się zmieniło w grze Idze Świątek, że ostatnio notuje aż tak dobre wyniki?
– Myślę, że Iga pracowała na swój sukces od dłuższego czasu, a dziś zbiera owoce tej pracy. Jej rozwój to kwestia długofalowa. Nie jest tak, że np. w ostatnich trzech miesiącach zmieniła całkowicie funkcjonowanie treningów i to dało rezultat. To długa praca, którą konsekwentnie realizuje. Najpierw z trenerem Piotrem Sierzputowskim, dziś z Tomaszem Wiktorowskim. Do tego znakomita współpraca z trenerem od przygotowania fizycznego Maciejem Ryszczukiem i psycholog Darią Abramowicz. Widać rozwój w każdym aspekcie. Chce się poprawiać, dążyć do perfekcji. Ta ambicja ciągnie ją do góry.
Od jak dawna trenuje pan z Igą Świątek?
– Z Igą trenujemy już od sześciu lat.
Jak się poznaliście?
– Dołączyłem do ekipy dzięki byłemu dziś trenerowi Igi, Piotrkowi Sierzputowskiemu. To mój dobry kolega. W tamtym czasie mieliśmy okazję trenować razem, czasem trenowałem z jego młodszą siostrą. W pewnym momencie zaproponował, żebym wpadł na ich trening, gdy objął funkcję głównego trenera Igi. Od pierwszego treningu byłem pod wrażeniem Igi, jej potencjału, charakteru, determinacji. Z drugiej strony radziłem sobie dobrze w nowej roli. I tak zaczęła się nasza współpraca.
Miał pan wcześniej jakieś doświadczenie w roli sparingpartnera?
– Jako były zawodnik miałem okazję trenować z różnymi tenisistami, także już w roli trenera. Grywałem z Mariuszem Fyrstenbergiem, Urszulą Radwańska, czołowymi juniorami czy juniorkami.
Wspominał pan, że był w Melbourne ze swoją zawodniczką Malwiną Rowińską. Siedzieliście ponoć nawet w boksie podczas jednego ze spotkań Igi Świątek w Australian Open?
– Tak, zostaliśmy zaproszeni przez Igę. To było niesamowite przeżycie dla Malwiny – oglądać z takiego miejsca tenisistki ze światowej czołówki. Zależy mi, by młodzi zawodnicy mieli właśnie styczność z dorosłym tenisem. W tym kierunku powinni patrzeć.
Malwina Rowińska ma dziś 17 lat. W podobnym wieku rozpoczynał pan współpracę z Igą Świątek. Widzi pan podobieństwa między nimi?
– Tak, widzę. Malwina ma również bardzo duży potencjał. Jest ambitna, zaangażowana na korcie. To są cechy, które urzekły mnie w Idze, a które teraz obserwuję także u Malwiny. Mam nadzieję, że będzie kroczyła tą drogą i za jakiś czas będzie mogła wspinać się po szczeblach kariery.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS