Aryna Sabalenka, Ons Jabeur, Emma Raducanu, Paula Badosa. Nie, to nie jest lista faworytek do złota w Paryżu. To tenisistki, które już w tej chwili wycofały się z turnieju olimpijskiego i nie będą – bądź nie chcą – grać o medale.
– Ten napięty terminarz to dla mnie po prostu za dużo. Zdecydowałam się na taki krok, by lepiej zadbać o zdrowie – mówiła Białorusinka. – Po konsultacji ze sztabem medycznym zdecydowaliśmy, że szybka zmiana nawierzchni i konieczność adaptacji do nowych warunków zwiększy ryzyko kontuzji. W związku z tym, niestety, nie będę mogła wystąpić na igrzyskach – tłumaczyła się z kolei Tunezyjka.
Napięty kalendarz? To nie wymówka, ale dowodzi najważniejszemu
To nie są łatwe wymówki: tegoroczny kalendarz najważniejszych imprez tenisowych jest wyjątkowo przeładowany. Niedawno zakończył się Roland Garros rozgrywany na najwolniejszej nawierzchni ziemnej, a zawodnicy już muszą błyskawicznie dostosować się do szybkiej trawy, bo w lipcu startuje Wimbledon. A już dwa tygodnie po finale w Londynie startują igrzyska na mączce w Paryżu – na tych samych kortach, co wielkoszlemowy Roland Garros. Ta dawka nagłych zmian nawierzchni mogłaby okazać się wykańczająca dla zawodniczek i zawodników, którzy i tak są ekstremalnie obciążeni wycieńczającym sezonem.
Otwiera to jednak kolejne drzwi do dyskusji o wartości igrzysk w tenisie. Są oczywiście przykłady silnego olimpijskiego ducha. Iga Świątek wielokrotnie podkreślała, ile znaczy dla niej występ w tej imprezie. Wszak wywodzi się z rodziny olimpijczyków – ojciec Tomasz był wioślarzem podczas igrzysk w Seulu w 1988 r., a Polka po porażce w Tokio trzy lata temu z Paulą Badosą zalała się łzami. Podobnie jak Novak Djoković w 2016 r., gdy przegrał z Juanem Martinem del Potro w pierwszej rundzie w Rio de Janeiro, ponownie tracąc szansę na złoty medal w singlu. W tenisowym dorobku tenisowego geniusza brakuje już tylko olimpijskiego złota. Do tego grona można by dorzucić jeszcze kilka nazwisk, jak Rafael Nadal czy Elina Switolina, ale to wciąż jedynie szlachetne wyjątki.
Dla kibiców oraz sportowców większości dyscyplin to igrzyska są najważniejszą imprezą czterolecia. Przez całą olimpiadę – okres od igrzysk do igrzysk – budują szczyt formy w zasadzie pod ten jeden start w najbardziej prestiżowych zawodach. Oczywiście: rozgrywane są mistrzostwa świata czy poszczególnych kontynentów. Mają one jednak niższą rangę, bo jedynie w trakcie igrzysk oczy całego świata są skierowane na ich zmagania. To na igrzyskach mogą zapisać się w historii sportu.
Wyjątkiem są dwie globalne dyscypliny: piłka nożna i tenis. W futbolu obowiązują ograniczenia wiekowe – w drużynach występują piłkarze do lat 23 oraz maksymalnie trzech piłkarzy w dowolnym wieku, a to znacząco obniża rangę turnieju. W przypadku tenisa na niekorzyść igrzysk działa z kolei fakt, iż rozgrywa się aż cztery wielkoszlemowe turnieje w roku – Australian Open, Roland Garros, Wimbledon oraz US Open. Fakt, iż wcześniej wymienione nazwiska zagrają w lipcu w Londynie kosztem późniejszego udziału w igrzyskach w Paryżu, tylko dowodzi tezie o większej prestiżowości Wimbledonu.
Sampras i Agassi pokazali, ile znaczą igrzyska
Tenis na igrzyskach wrócił dopiero w 1988 r. w Seulu po 64 latach nieobecności – wcześniej bywał jedynie dyscypliną pokazową. Nie ma więc tak bogatej historii jak Wielkie Szlemy. Już wtedy z igrzysk rezygnował np. Pete Sampras, który będąc w szczycie formy, nie zagrał w Atlancie i Sydney. Wystąpił jedynie w Barcelonie. – Dla mnie igrzyska olimpijskie zawsze były lekkoatletyką lub boksem – tłumaczył.
Dobrze naturę tego wydarzenia z perspektywy graczy oddał Sam Querrey, niegdyś czołowy tenisista amerykański. – Niekoniecznie uważam, że tenis powinien być sportem olimpijskim. Niektóre dyscypliny nie powinny się tam znaleźć. Po prostu nie było to w ogóle moim priorytetem. Mamy cztery Wielkie Szlemy. To one mają pierwszeństwo. To na nich się skupiamy – powiedział w 2016 roku.
– To nie ma nic wspólnego z tenisem ani ze mną – tak o złotym medalu w Atlancie w 1996 r. w autobiografii “Open” pisał Andre Agassi. Z kolei była liderka światowego rankingu Lindsay Davenport powiedziała kiedyś, że złoty medal na tej samej imprezie to “największe osiągnięcie w karierze”, co dowodzi, że sukces na nich może mieć wyjątkowy smak. Niezaprzeczalne jest jednak, iż tenis na igrzyskach nie ma takiego prestiżu i aury, co podczas Wielkiego Szlema. To w tych imprezach zawodnicy otrzymują ogromne nagrody pieniężne oraz punkty rankingowe, a to zawsze będzie największym motywatorem.
“Igrzyska bardziej potrzebują tenisa niż tenis igrzysk” – piszą kibice w mediach społecznościowych. Jest jednak zawodniczka, dla której start w Paryżu będzie miał ogromne znaczenie. To Idze Świątek najbardziej będzie zależało, aby na kortach im. Roland Garrosa wygrać w tym roku po raz drugi. Świątek otwarcie mówi o tym, że pragnie złota. Presja będzie więc spora, a szansa na olimpijski triumf w Paryżu – jej ukochanych kortach – nadarzy się jedna w karierze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS