Przyznam się bez bicia, że po trailerach nie oczekiwałem po nowym serialu Netfliksa – „Idź Przodem Bracie” – wybitnej produkcji. Ot, kolejny akcyjniak z łatwym do naszkicowania scenariuszem. Już po pierwszym odcinku wiedziałem, że tym razem moja intuicja mnie zawiodła.
Wydawało się bowiem, że historia Oskara, granego przez Piotra Witkowskiego, który rozpoczyna pracę ochroniarza po odejściu ze służb specjalnych, nie będzie specjalnie porywająca serwując nam kolejnego bohatera z traumą próbującego na nowo ułożyć sobie życie. Szybko okazuje się, że Oskar to postać wielowymiarowa i w sumie ciężko nawet określić czy jest negatywna czy pozytywna.
Zadłużony przez ojca hazardzistę, doświadczony życiowo, walczy z własnymi demonami, próbuje pomóc rodzinie swojej siostry (świetna Aleksandra Adamska) jednocześnie jego kręgosłup moralny jest mocno zaburzony, więc bardziej kibicujemy postaciom drugoplanowym jak Sylwek, mąż jego siostry, bardzo dobrze sportretowany przez Konrada Eleryka, który często kradnie wręcz show i uwagę Witkowskiemu. Mam z tym trochę problem, gdyż główny bohater jest momentami naprawdę irytujący, a jego działania potrafią wręcz odpychać od tej postaci. Jeśli było to celowe by pokazać, że w serialu nie ma praktycznie postaci krystalicznie czystych, to się udało.
Idź Przodem Bracie (2024) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Jak zostałem gangsterem
Zachwyca realizacja serialu. Polskie produkcje często nie potrafią w sceny walk, choreografia zazwyczaj kuleje, a szalejąca kamera i chaotyczny montaż skutecznie próbują ukryć braki w wyszkoleniu aktorów. „Idź, przodem bracie” potrafi zaskoczyć nie tylko udanymi sekwencjami pojedynków wręcz, ale również efektownymi scenami pościgów, strzelanin czy wypadków. Fakt, jedna akcja wydaje się trochę zbyt mocno pociągnięta efektami komputerowymi nieco rażąc sztucznością, ale ogólnie montażyści i kaskaderzy wykonali kawał dobrej roboty. Klimat produkcji podbijają też kolorystyczne filtry i scenografia, dzięki czemu dostajemy chyba najlepszą serialową Łódź w historii polskiej kinematografii.
Największą wadą serialu, czego zresztą nie potrafią również uniknąć zachodnie akcyjniaki, jest kilka mocno naciąganych momentów, na które trzeba przymrużyć lekko oczy. Taka jednak formuła serialu i niektóre zbiegi okoliczności i skróty służą dynamice scenariusza. Ważne, że historia wciąga od początku do końca, zwroty akcji potrafią zaskoczyć, a reżyser zaserwował nam, zwłaszcza pod koniec, przynajmniej dwa naprawdę mocne i poruszające motywy. To serial, w którym trup ściele się gęsto i w pewnym momencie mamy nawet wrażenie, że praktycznie żadna postać nie ma tu immunitetu, co bardzo dobrze wpływa na budowanie emocjonalnego ciężaru opowieści. Co więcej, między bohaterami jest po prostu chemia, a honor i męstwo mieszają się ze słabościami, prozą życia i próbami dążenia do celu po trupach.
Idź Przodem Bracie (2024) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Człowiek człowiekowi… człowiekiem
Co warto w recenzji nadmienić – nawet postacie po ciemnej stronie mocy, potrafią wzbudzić empatię, bo ukazane są całkiem zgrabnie ich rodzinne i braterskie więzy. Gangsterzy pokazują tu momentami ludzką twarz i własne słabości. Zresztą w roli typa spod ciemniej gwiazdy ponownie odnajduje się Piotr Adamczyk, który doskonale bawi się swoją postacią. Marcin Kowalczyk jako Damian Czorny zaskakuje swoją bezwzględnością, Cezary Żak umiejętnie łączy fuchę ojca z jednym z głównych rozgrywających przestępczej sceny, a Jan Peszek jako boss mafii przypomina trochę Bohdana Łazukę z „Chłopaków nie Płaczą”. Ba, jego serialowa postać nazywa się Bogdan. Łatwo połączyć tu kropki.
Nie sposób też nie wspomnieć o dobrze napisanych dialogach zakończonych trafnymi puentami oraz przekomarzaniach się bohaterów i żartach, które budują relacje między postaciami. Fakt, żarty są raz bardziej raz mniej udane, ale serial potrafi zarówno wzruszyć jak i rozbawić, a nieco komiczną, acz i dramatyczną postacią, jest Michał Filipiak, nieporadny wannabe gangster. Niestety serial nie uniknął problemów z udźwiękowieniem. O ile muzyka doskonale podbija klimat i buduje napięcie w kluczowych scenach, tak przynajmniej kilka razy cofałem czas, bo nie byłem w stanie zrozumieć, co właśnie powiedzieli bohaterowie. Sytuacji nie pomaga fakt, że jedną z kluczowych postaci drugoplanowych jest Ukrainka Jewa (znakomita Anastasia Pustovit, również walcząca z własnymi demonami), której teksty w języku polskim są często bardzo niewyraźne.
Mimo opisanych niedociągnięć Netflix dostarczył kolejny polski serial na naprawdę wysokim poziomie. Dobra obsada, świetne tempo, dynamiczne sceny akcji, fajne postacie i zwroty akcji, które trzymają w napięciu – na jesienny wieczór jak znalazł.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS