A A+ A++

W zeszłym miesiącu parlament europejski przyjął rezolucję, nazywaną – od nazwiska socjalistycznego europosła chorwackiego – rezolucją Matićia. Nie tylko uznaje ona aborcję za podstawowe prawo człowieka, lecz także sprzeciwia się możliwości korzystania przez lekarzy i personel medyczny z klauzuli sumienia. Ideałem jest więc człowiek pozbawiony sumienia.

„Dajmonion” Sokratesa, „synderesis” św. Hieronima

Problematyka sumienia skonceptualizowana została w świecie chrześcijańskim. Za pioniera w refleksji nad tym zagadnieniem uchodzi żyjący w IV wieku św. Hieronim ze Strydonu. To on wprowadził do obiegu pojęcie „synderesis”, rozumiane jako wiedza wrodzona ludzkiej władzy rozróżniania dobra od zła. Nie znaczy to bynajmniej, że odwoływanie się do kategorii sumienia ograniczone było do kręgu wyznawców Chrystusa. Mechanizm jego działania scharakteryzował już kilka wieków przed pojawieniem się chrześcijaństwa Sokrates, który mówił o wewnętrznym głosie, odradzającym mu czynienie zła. On sam nazywał ów głos „dajmonionem”. Posiadanie sumienia jest więc wspólnym doświadczeniem ludzkości, niezależnie od wyznawanej religii czy światopoglądu, co do czego istnieje powszechna zgoda we współczesnym świecie.

Sumienie jest pojęciem trudno definiowalnym. Ze swej natury nie należy do terminologii prawniczej, która charakteryzuje się dość dużą precyzją językową. A jednak – mimo że należy ono do wewnętrznego życia człowieka, do jego duchowego świata – trafiło także do prawodawstwa. Dlaczego tak się stało?

Zbrodniarze, czyli ludzie bez sumienia

Punktem przełomowym była II wojna światowa, a zwłaszcza ogrom bestialstw ujawnionych po jej zakończeniu. Mimo udziału w masowych mordach, wielu niemieckich zbrodniarzy uważało się za niewinnych i fałszywie oskarżonych, ponieważ – jak podkreślali – działali legalnie, nie naruszali obowiązującego prawa, wykonywali tylko rozkazy. Wierni szkole pozytywizmu prawniczego nie widzieli żadnego problemu w zbrodniczości swych czynów. Byli ludźmi bez sumienia (czy mówiąc poprawniej: ludźmi z zagłuszonym głosem sumienia).

Ich moralne stanowisko budziło jednak opór wielu osób, które pragnęły, by tego typu sytuacje nie powtórzyły się w przyszłości. Jedną z takich postaci był niemiecki filozof prawa Gustav Radbruch, który w 1946 roku w swej pracy pt. „Ustawowe bezprawie i bezustawowe prawo” sformułował tezę o wyższości prawa naturalnego i moralnego nad prawem stanowionym (de facto powtórzył on większość tez św. Tomasza z Akwinu, który pisał, że niegodziwe prawo jest nie tylko wypaczeniem prawa, lecz aktem przemocy, dlatego nie należy mu się podporządkowywać).

Nie ma sprawiedliwości bez prawa naturalnego i sumienia

Tak zwana formuła Radbrucha stała się podstawą sądzenia najpierw podczas procesów norymberskich, a następnie w innych procesach zbrodniarzy wojennych. Na gruncie obowiązującego prawa (przy zasadzie „lex retro non agit”) nie było bowiem możliwości, by ukarać większość zbrodniarzy. Żeby przywrócić elementarną sprawiedliwość, trzeba było więc odwołać do dwóch podstawowych kategorii: prawa naturalnego i sumienia. Życie pokazało, że bez nich sprawiedliwość jest nie do utrzymania.

Dziś w świecie zachodnim obserwujemy atak na owe dwa filary sprawiedliwości: zarówno na prawo naturalne, jak i na możliwość oporu wobec prawa cywilnego w oparciu o sumienie (to ostatnie zapisane zostało po raz pierwszy w konstytucji Republiki Federalnej Niemiec w 1949 roku).

Do tego ataku przyłączyła się teraz większość posłów parlamentu europejskiego, która zagłosowała za rezolucją Matićia. W świetle przyjętego przez nich dokumentu złem, które należy wyeliminować, jest ludzkie sumienie. W świecie, który chcą zbudować, nie ma dlań miejsca.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSM Grudziądz: Strażnik brał udział w ujęciu osoby poszukiwanej
Następny artykułDr Artur Bartkiewicz o wystawie “Wewnętrzny Ogród” Ewy Goral