Niemcy przeczesują podwórka Woli, czy nikt z rozstrzelanych nie przeżył. Wobec wszechobecnej śmierci ich psy nie wyczuwają, że leżąca pod zwałami ciał Wanda jeszcze nie umarła.
Dziesiątego grudnia 1945 r. sędzia Halina Wereńko, delegowana do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchuje w charakterze świadka Wandę Felicję Lurie, z domu Podwysocką. Siedząca przed nią 34-letnia kobieta jest wysoka, szczupła, ma miękko wijące się włosy i wąskie usta, które na co dzień z trudem układają się do uśmiechu. Sędzia uprzedza ją o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań.
“Od roku 1937 mieszkałam wraz z rodziną w Warszawie, przy ul. Wawelberga 19 m. 30” – zaczyna świadek. W zeznaniach pominie, że całą kamienicę otrzymała w podarunku ślubnym od męża, o 26 lat starszego chemika i przemysłowca Bolesława Lurie, którego przodkowie pochodzili z Francji, a jeden z nich był nawet żołnierzem Napoleona. Nie mówi, że byli szczęśliwym małżeństwem, że dobrze im się wiodło, że mąż przyjaźnił się z prezydentem Ignacym Mościckim, także chemikiem. Że jej ojciec również był zamożnym człowiekiem, bo jako jeden z pierwszych w Warszawie miał własny warsztat samochodowy. Że należała do finansowej elity stolicy. To wszystko wydarzyło się w poprzednim życiu, które odeszło w sierpniu 1944 r.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS