A A+ A++

– 35 lat temu zmarł Pan Trener Kazimierz Kalbarczyk – człowiek, którego można nazwać twórcą polskiego łyżwiarstwa szybkiego. – Dał nam marzenia – mówiła Aneta Rękas-Woźna podczas dzisiejszej uroczystości przy grobie trenera. W rocznicę śmierci kwiaty na jego grobie złożyli członkowie Elbląskiego Sportowego Klubu Nestora.

Kazimierz Kalbarczyk. I w tym miejscu można by postawić kropkę i skończyć tekst. Kibicom sportowym tej postaci nie trzeba przedstawiać. Gdyby jednak ktoś nie wiedział, to… „Kazimierz Kalbarczyk urodził się 24 stycznia 1927 r. w Czechowicach k. Warszawy. Wieś można znaleźć tylko na starszych mapach, bo to dzisiejszy warszawski Ursus. Do Elbląga trafił we wrześniu 1945 r. Zatrudnił się jako robotnik w Stoczni nr 16 [późniejszy Zamech] i… wrócił do Pruszkowa, żeby zrobić tzw. „małą maturę” w tamtejszej handlówce. Maturę zdał, do Elbląga wrócił, najpierw zatrudnił się w Powiatowym Komitecie Pomocy Społecznej. Później ponownie trafił do Zamechu, do działu księgowości. Ale to nie był zwykły pan księgowy, co świata nie widział poza cyferkami.” – pisałem w artykule „Elbląg na łyżwach” na portElu.

Panczeny skradły jego serce…

Można się zastanawiać czy tylko serce, czy całe życie. Co ciekawe, zawodnikiem nie był wybitnym. Jego czwarte miejsce w wieloboju w 1947 r. na mistrzostwach Polski w Pruszkowie zostało uznane wówczas za niespodziankę. Grywał w piłkarskiej drużynie Stali Elbląg – najczęściej w ataku, krótko był też jej trenerem. Ale to panczeny były na pierwszym miejscu. Szybko zdał sobie sprawę, że zawodnikiem będzie przeciętnym, ale brakowało wówczas trenerów. „Kazik” – jak mówili do niego koledzy i przyjaciele – jeszcze w 1947 r. zrobił kurs instruktora łyżwiarstwa szybkiego i w Taborach Elbląg [jeden z elbląskich klubów z lat 40.] założył sekcje łyżwiarstwa szybkiego. Tabory szybko zmieniły się w Stal, ta w Turbinę, ta po fuzji z Polonią została Olimpią.

– To był człowiek pełen entuzjazmu, a przede wszystkim wspaniały trener i szkoleniowiec. To dzięki jego inicjatywie przy Taborach Elbląg powstała sekcja łyżwiarstwa. Popularny „Kalbar“ miał szczególny dar do wyławiania talentów. To był człowiek ze szczególną charyzmą i wielkim sercu. Jeżeli upatrzył sobie kandydata do łyżwiarstwa, nikt nie był w stanie mu odmówić. Skutkiem tego były sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej. Wychował m.in. Elwirę Seroczyńską, Helenę Pilejczyk, Erwinę Ryś-Ferens, Anetę Rękas, Kazimierza Kowalczyka, Romana Rycke, Ewę Białkowską, Tadeusza Matusiewicza… – wymieniał Jerzy Kuczyński z Elbląskiego Sportowego Klubu Nestora na dzisiejszej uroczystości przy grobie trenera.

„…siostra ściągnęła mnie do Elbląga, by dać mi szansę poszerzenia edukacji w Gimnazjum Energetycznym, już wczesną jesienią 1948 r. padłem „ofiarą” akcji rekrutacyjnej trenera Kazimierza Kalbarczyka. Ten fanatyk łyżwiarstwa rozwiesił we wszystkich szkołach ogłoszenia, że prowadzi nabór do wyczynowej sekcji. Tak prawdę mówiąc chętniej uprawiałbym jazdę figurową, ale Kalbarczyk w tej dziedzinie nie czuł się kompetentny i zachęcał nas do ścigania się na dziwnych, bardzo długich łyżwach, nazywanych „panczenami”. Nie miał ich wiele, jedna para przytwierdzona na stałe do butów, przypadała na pięciu chłopaków, dobieraliśmy się więc w takie „piątki” nie według układów koleżeńskich, ale wedle rozmiarów stopy” – wspomina Tadeusz Matuszewski, jeden z pierwszych wychowanków Trenera w książce „Łyżwiarski jubileusz” pod. red. Jacka Żemantowskiego, wydanej z okazji 80-lecia Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.

Tadeusz Matuszewski już w 1952 r. zdobył mistrzostwo Polski juniorów. Zawody rozgrywane były w Elblągu, na zamarzniętym Basenie Miejskim przy ul. Spacerowej. Kilka lat później wychowanek Kazimierza Kalbarczyka przeniósł się razem z innym elblążaninem Ignacym Malowańcem do warszawskiego klubu Stal FSO.

Stawiał znak i zamykał ulicę

Największe sukcesy Kazimierz Kalbarczyk odnosił w trenowaniu kobiet. Rywalizacja pomiędzy Heleną Majcher (po mężu Pilejczyk) a Elwirą Potapowicz (po mężu Seroczyńską) była ozdobą polskich torów łyżwiarskich przez następne kilkanaście lat.

„Pan Kazimierz nie mógł uwierzyć, że aż tak szybko chwytam wskazówki techniczne, że w mig opanowałam sposób poruszania się na długich płozach i że bez szemrania wykonuję wszystkie polecenia, nawet gdy trzeba się było przy nich męczyć i pocić” – tak Elwira Potapowicz wspomina pierwszy kontakt z trenerem.

 
Kazimierz Kalbarczyk [widokówka z arch. ESKN]

Ich współpraca doprowadziła do srebrnego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Squav Valley w 1960 r. na 1500 metrów. Pechowy upadek na 1000 metrów pozbawił zawodniczkę niemal pewnego drugiego medalu, a była szansa nawet na złoto.

– Latem nie mieliśmy żadnej infrastruktury, żeby trenować bardziej pod kątem łyżwiarskim. Umawialiśmy się na trening np. o 16.30 na ulicy Moniuszki, Kazimierz Kalbarczyk mieszkał niedaleko. Jak już wszyscy przyszli, trener na jezdni stawiał znak STOP i… zamykał ruch. A my ścigaliśmy się na wrotkach. Kierowcy pewnie przeklinali – wspomina Helena Pilejczyk, brązowa medalistka ze Squav Valley na 1500 metrów w tekście „Elbląg na łyżwach”

Wesoły brunet w okularach

Sukcesy obu pań można wymieniać bardzo długo. Oczywistością jest, że Kazimierz Kalbarczyk był trenerem polskiej kadry narodowej. Wspomnienia można mnożyć. U boku elbląskiego trenera swoja karierę zaczynało wiele zawodniczek, które później reprezentowały Polskę na zawodach międzynarodowych.

– Do łyżwiarstwa przyjmował mnie pan Kazimierz Kalbarczyk, sympatyczny, wesoły brunet w okularach. To był, jak mi mówiono, najlepszy trener w Polsce! Zaprowadził mnie do magazynu, żeby dobrać łyżwy. Ale było to niemożliwe. Miałam za małą stopę! Konstruktorzy nie przewidzieli „panczenów” o takich rozmiarach. Kiedy wreszcie wyszperano jakieś stare, spawane łyżwy – grzechotały w środku jak zabawka u małego dziecka. Ale cóż mogłam zrobić? Podziękowałam, wzięłam i na tych właśnie „grzechotkach” wystartowałam w pierwszych moich zawodach w Zduńskiej Woli – tak trenera wspomina Erwina Ryś-Ferens, kolejna wybitna łyżwiarka, która wyszła spod rąk Kazimierza Kalbarczyka [za książką „Łyżwiarski jubileusz”].

– Chyba w grudniu 1953 r. poszedłem na basen poślizgać się na krótkich łyżwach. Oczywiście był tam Kazimierz Kalbarczyk. Popatrzył jak jeżdżę i powiedział: “Zapisz się do klubu i zostaniesz mistrzem Polski”. Nie sposób było odmówić i w styczniu zapisałem się do ówczesnej Stali. Zaczęliśmy treningi i tak już poszło. Trzeba mu przyznać, że miał oko i potrafił z tłumu jeżdżących rekreacyjnie łyżwiarzy wyłuskać tych, którzy mogą osiągnąć sukcesy sportowe. Żeby dużo nie mówić, to wystarczy wymieniać nazwiska jego wychowanków i ich sukcesy. Gdyby nie on, elbląskich łyżew by nie było. Miał wymagania, bardzo dużą rolę przykładał do dyscypliny, nie cierpiał spóźnialskich. Na zgrupowaniach siedział w korytarzu i pilnował, żeby zawodnicy siedzieli w pokojach. W Zakopanem Elwira Seroczyńska, Lusia Pilejczyk i inne łyżwiarki czasami prosiły mnie, żebym z nimi wyszedł w miasto, w razie czego przed trenerem mieliśmy mówić, że byliśmy na treningu – tak Kalbarczyka wspomina Roman Rycke w naszej rozmowie „Mogłem osiągnąć więcej”.

– Miałam ogromne szczęście trafić w ręce Trenera. Pod jego okiem jeździłam sześć lat. Był dla nas jak ojciec: bardzo wymagający, ale miał nosa do dobrych zawodniczek. Syn Trenera – Janusz – zrobił nabór do sekcji łyżwiarskiej na Zawadzie. razem ze mną trafiło 20 dziewczynek. Kiedy zaczynałam swoją karierę łyżwiarską, miałam 11 lat. Po dwóch latach treningów dostałam się pod skrzydła Kazimierza Kalbarczyka. Wspaniale przygotował mnie do wejścia do kadry narodowej. Pamiętam pierwszy obóz w Starych Jabłonkach, kiedy po śniadaniu robił nam godzinny wykład o łyżwiarstwie szybkim, przybliżał nam tę dyscyplinę, opowiadał. Dam nam, dziewczynom z Zawady, marzenia. Przez 15 lat pięć , sześć dziewcząt z tego osiedla trenowało pod jego okiem – mówiła Aneta Rękas-Woźna po dzisiejszej uroczystości na cmentarzu „Agrykola“.

Chcemy, by te wspomnienia żyły

Kazimierz Kalbarczyk zmarł w 1987 roku, w wieku 60 lat, po 40 latach pracy trenerskiej. Dziś, w 35. rocznicę śmierci trenera członkowie Elbląskiego Sportowego Klubu Nestora złożyli kwiaty na jego grobie. Kazimierz „Kalbar” Kalbarczyk jest patronem toru łyżwiarskiego w kompleksie sportowym przy ul. Agrykola. Przed wejściem na obiekt sportowy stoi poświęcony mu monument. Pasją do łyżwiarstwa zaraził też syna – Janusza, który również został trenerem łyżwiarstwa szybkiego.

– Dziękuję bardzo panu Kazimierzowi Kalbarczykowi za wychowanie kilku pokoleń łyżwiarzy szybkich. W Klubie Nestora chcemy, aby pamięć o nim nie zniknęła, aby te wspomnienia żyły. Staramy się zachować pamięć o ludziach sportu z naszego miasta – mówił Kazimierz Mieszczyński, prezes Elbląskiego Sportowego Klubu Nestora.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUkraina: 1000 km do spokoju REPORTAŻ
Następny artykuł“Tarcza antyputinowska” uratuje gospodarkę? “Tam nic nie ma”