A A+ A++

Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Do Moss zasiadam już po raz drugi. Jest to słodka platformówka VR gdzie pomagamy Quill’owi – małej myszce, w odnalezieniu wujka. Nasz wuj wyrusza w pośpiechu w bliżej nieznanym nam celu. Ma to wszystko miejsce po tym jak znajdujemy błyszczący kryształ o którym my sami niewiele wiemy, ale wydaje się przerażać naszego wuja. Gry VR mają to do siebie że piekielnie fajnie się w nie gra bo wszystko jest “tak blisko” wręcz w zasięgu naszych dłoni. Oglądanie gry VR na telewizorze traci ten immersyjny aspekt ponieważ nasza postać wydaje się być zbyt oddalona. Ta immersja przenosi granie w inny wymiar. Pamiętam że początkowo byłem trochę sceptyczny do gry w wirtualnej rzeczywistości, ale cieszę się z tego zakupu. 

Moss jest historią opowiadaną w formie książki. Zadaniem gracza, którego Quill nazywa czytelnikiem, jest pomoc Quillowi podczas eksploracji, poruszając platformy ułatwiając w ten sposób odnajdywanie przejść, czy też przejmowanie kontroli nad pojedynczymi oponentami. Niektóre z lokacji potrafią zmusić nas do zastanowienia. W grze nie ma żadnych substancji leczących i to gracz ma obowiązek pomóc Quill’owi gdy ten ucierpi na zdrowiu. Czasem robi się całkiem gorąco gdy musimy jednocześnie poruszać naszą myszką i kontrolować przeciwników. Nasza myszka posiada szabelkę którą się broni przed napastnikami którymi są głównie żuczki. Potrafi także podskoczyć i wspinać się po platformach. 

    Oglądając pierwszą odsłonę Avengersów po raz pierwszy zerknąłem się Lokim, czyli panem z rogami który pałał chęcią podporządkowania sobie innych. Nigdy bym nie przypuszczał że polubię tego gościa. Może miały na to wpływ interesujące interakcje pomiędzy nim a jego bratem, Thor’em. Aż tu przyszła pora na obejrzenie pierwszego sezonu Lokiego i BAM! Petarda! Dobre aktorstwo, ciekawa historia oraz zabawne perypetie głównego bohatera sprawiły że przypadł mi do gustu i awansował wysoko w rankingu bohaterów MCU. Pierwszy sezon już za mną i czekam na drugi. 

Dla tych co nie wiedzą do czego nawiązuje “epizodyczny” Loki, pokrótce dodam że tytułowy bohater zostaje schwytany przez “policję” TVA (Time Variant Authority), które to pilnuje pokoju na linii czasu i stara się nie dopuścić do jej rozgałęzienia. Loki niestety do najbardziej rozgarniętych nie należy i w związku z tym że nie myśli o konsekwencjach swoich czynów, przez co stał się zagrożeniem i celem dla TVA.

Poza tym przytuliłem Final Fantasy 9 na wyprzedaży w sklepiku Nintendo. Długo się wahałem czy warto, ale z racji tego że nigdy “dziewiątki” nie ukończyłem (kiedyś ograłem 3 z 4 płyt na PSX) to zdecydowałem się na zakup. Pierwsza godzina całkowicie rozwiała moje wątpliwości. Wsiąkłem w ten magiczny świat. Zdaje sobie sprawę że nie jest to graficzny majstersztyk i wielu z Was nie przełknęło by tej gry w tym surowym stanie, ale jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana Final Fantasy. 

Widząc co SE wyprawia z serią przy okazji premiery “Devil May FF Cry 16” wolę jednak pozostać przy klasyce. Bo ta nowa gra wygląda jak tani browar, który nie dorówna dobremu winu. Co ciekawe wersja PC ma poprawione tekstury dzięki modowi Moguri. Pomimo to kupiłem na Switcha bo postawiłem na komfort gry aniżeli usprawnione wizualia. Chyba nawet dokupię remaster Final Fantasy 8 bo z przyjemnością odwiedzę Balamb Garden i potowarzyszę Squallowi w jego przygodzie.

Tokijskie Solamachi jest dobrym miejscem na zakup upominków. Są tu sklepiki tematyczne poświęcone Pokemonom, postaciom Sanrio, Marvela i innych. Mnie interesował najbardziej Marvel, hehe. Można tam znaleźć interesujące figurki “wyskakujące” z komiksów! Bardzo fajny patent ale drogi oraz brakowałoby mi trochę miejsca w mieszkanku jakbym także zaczął rozstawiać figurki w gablotach. 

Mogliśmy tam także zakupić różne inne gadżety nawiązujące do uniwersum: naszywki, podkoszulki, puzzle, bluzy, torby i wiele innych. Mi w szczególności podobały się bluzy z dość oryginalnym wyglądem Avengersów. Niestety ale brak rozmiaru większego niż L wybił mi z głowy ten zakup.

Na koniec jak zwykle muzycznie. Tym razem padło na Gesu, do których powróciłem po dłuższym czasie. “Ryokitekina Kisu wo Watashi ni Shite!”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNietrzeźwy kierowca ciągnika rolniczego uderzył w drzewo
Następny artykułRadiowóz przejechał na czerwonym świetle. Policjant ukarany mandatem