To był mecz dla wszystkich. I dla oddanych kibiców Realu Madryt z wytatuowanymi herbami tego klubu, i dla byłych reprezentantów Polski, ale też dla celebrytów i twórców z Tik-Toka, których widzieliśmy na trybunach, a którzy na co dzień z futbolem niewiele mają wspólnego. Był to mecz nawet dla fanów FC Barcelony, którzy na Narodowym pojawiali się w koszulce największego rywala Realu. Niektórzy patriotycznie – z “dziewiątką” i “Lewandowskim” na plecach. I żadnych problemów nie było. Kibice Realu z uśmiechem wskazywali na nich palcem. W żartach zaczepiali, że Barca szybko o Superpuchar Europy nie zagra.
Hiszpanie chwalą warszawskie metro. “Ale czysto!”
Miło było doczekać meczu tej rangi w Polsce. Jeszcze dwie dekady temu – kraju podstarzałych stadionów, niegodnych takiego finału, omijanych przez największe gwiazdy. Wielki futbol zaglądał tu rzadko, jedynie przy okazji meczów reprezentacji. Teraz można było poczuć dumę, jak dobrze zorganizowane było wszystko dookoła, jak sprawnie rozładowane zostały kolejki do stadionowych bramek, jak dobrze – w porównaniu choćby z niemieckim Euro – zorientowani byli stewardzi, jak Warszawa wpasowała się w klimat piłkarskiego święta, jak godną scenerię stanowił Narodowy dla jednego z najbardziej wyczekiwanych debiutów w historii piłki – Kyliana Mbappe w Realu Madryt. Dla Polski i Warszawy mecz o Superpuchar Europy był okazją do promocji. Jak słyszmy – okazją wykorzystaną.
Przed stadionem rozmawialiśmy z grupą kibiców z Madrytu, którzy od lat latają za Realem po całej Europie. – Warszawa top! – stwierdzili krótko. – Zero problemów. Ale jaki macie porządek w metrze! Jakby wczoraj zostało otwarte. W ogóle macie porządek na ulicach. Nie wiedzieliśmy, że tak o to dbacie – chwalili. Przylecieli dzień przed meczem, wieczór spędzili nad Wisłą, gdzie UEFA zorganizowała strefę kibica. W środę wybrali się na polski obiad do jednej z restauracji w centrum. – Byliśmy przygotowani, w internecie szukaliśmy polskich dań. I zjedliśmy taką zupę. Dziwną… Kwaśną… Smakowała trochę jak zepsuta – mówiła Marta, początkowo nie mogąc przypomnieć sobie jej nazwy. Chodziło oczywiście o żurek.
Początek “Mbappemanii”
Jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by ogłaszać początek ery Mbappe w Realu, ale już w dniu debiutu – absolutnego, bo Francuz nie zagrał w żadnym sparingu, ledwie tydzień temu wrócił z urlopu – można mówić o rodzącej się “Mbappemanii”. To jego nazwisko podczas prezentacji składów kibice oklaskiwali najgłośniej, to jego widok na stadionowym telebimie wywoływał największą euforię. Już wcześniej uderzało, jak wielu kibiców maszeruje wokół Stadionu Narodowego z “Mbappe” na koszulce. Na jej kupienie był raptem miesiąc, bo choć transfer Francuza był przyklepany już wcześniej, to prezentacja, na której okazało się, że będzie grać z “dziewiątką”, odbyła się po zakończeniu Euro. Odbiegała jednak od standardowego ogłoszenia transferu, bardziej przypominała królewską koronację: przeszło 80 tys. wiernych na trybunach, podniosła muzyka i scena tylko dla niego. Wiwat od pierwszego kroku. Czołobitność, odkąd tylko podniósł rękę, by pozdrowić przybyłych. Wcześniej w Madrycie doświadczyli tego tylko przy okazji prezentacji Cristiano Ronaldo w 2009 r. Zresztą, kto witał obie gwiazdy, ten mógł mieć deja vu. Scenariusz był ten sam.
W tamtej chwili spełniało się marzenie i klubu, i Mbappe, zakochanego w Realu od małego, zasypiającego z plakatami Ronaldo nad głową. Rodzice jako prezent na jedenaste urodziny kupili mu bilety na mecz Olympique Marsylia z Realem w Lidze Mistrzów, a później kilkukrotnie wysyłali go do Madrytu. Tam robił sobie zdjęcia z Ronaldo i spotykał się z Zinedinem Zidanem. Zacieśniał więzi. Real chciał go siedem lat temu, gdy jeszcze wymagał oszlifowania, ale wtedy wybrał PSG. Chciał też dwa i trzy lata temu, gdy Mbappe był już mistrzem świata, a Madryt potrzebował nowego lidera po odejściu Ronaldo. Ale zawsze coś stawało na drodze. Najpierw obawa, że jest jeszcze za wcześnie, by Kylian opuścił Francję, a później polityka i wielki biznes. Gdy trzeba było przekonać Mbappe do zmiany decyzji o dołączeniu do Realu, za telefon chwytał sam prezydent Emmanuel Macron. Florentino Perez, prezes klubu, który osobiście pilotował ten transfer, był i rozczarowany, i wściekły, i obrażony. Udzielił nawet wywiadu, w którym stwierdził, że Mbappe się zmienił i już nie jest tym chłopakiem, którego chciał zaprosić do Realu. Ale w końcu dostrzegł w nim ofiarę wielkiej polityki, młodego chłopaka wciągniętego we francusko-katarskie interesy. Wybaczył i zaprosił raz jeszcze. Wreszcie skutecznie.
Ostatni raz widzieliśmy Mbappe na Euro, w masce na twarzy, która utrudniała mu grę i chwilami sprawiała, że był nie do poznania: niezbyt aktywny, znacznie mniej skuteczny, a już pod koniec – sfrustrowany własną niemocą i niewielką pomocą kolegów. Mecz przeciwko Atalancie, choć rozgrywany już bez maski, długo wydawał się przedłużeniem mistrzostw. Pierwszy strzał Mbappe został zablokowany, a na drugi trzeba było poczekać aż do drugiej połowy. Po drodze nie zaserwował zbyt wielu efektownych akcji. Najważniejsze było jednak to, że za drugim razem trafił do bramki. Była 68. minuta – Jude Bellingham, wybrany najlepszym zawodnikiem meczu, przytomnie wycofał piłkę w okolice jedenastego metra, a Francuz dopadł do niej szybciej od zagubionych obrońców Atalanty. Uderzył nie do obrony – blisko okienka bramki. Po chwili siedzący za nią członkowie stowarzyszenia Aguila Blanca, jedynego oficjalnego fanklubu Realu Madryt w Polsce, zaczęli skandować jego imię i nazwisko. Później, gdy Mbappe schodził z boiska, większość kibiców podniosła się z miejsc i zgotowała mu owację na stojąco.
Real Madryt nie zagrał porywająco, a i tak zdradził gigantyczny potencjał
Całą pierwszą połowę Real grał co najwyżej przeciętnie. – Nie brakuje nam motywacji, ale brakuje nam wspólnych treningów – mówił Carlo Ancelotti już dzień przed meczem na konferencji prasowej. I ten brak treningów był widoczny. Real nie narzucił wysokiego tempa, grał bardzo jednostajnie, rzadko przyspieszał grę, fragmentami oddawał inicjatywę Atalancie. Długo brakowało w jego grze elementów zaskoczenia. Ancelotti sugerował, że może tak być, bo jego zespół dopiero w zeszłym tygodniu wrócił ze Stanów Zjednoczonych, gdzie latem największe kluby szukają przede wszystkim zarobku, a nie optymalnego przygotowania do sezonu.
Ale Real w końcu przyspieszył. Po przerwie był już zespołem zdecydowanie lepszym. Najpierw z lewej strony wyższy bieg wrzucił Vinicius Jr i po chwili wyłożył piłkę tuż przed pustą bramkę Federico Valverde, który zdobył jedną z najłatwiejszych bramek w karierze, a już siedem minut później było 2:0 – gola strzelił Mbappe.
I choć mecz o Superpuchar w wykonaniu Realu daleki był od ideału, to i tak pokazał, jak wielki potencjał drzemie w ataku tej drużyny po transferze Mbappe. Wynik mógł być wyższy, bo dwie doskonałe okazje zmarnował Rodrygo. Niezłą szansę miał też Vinicius Jr. I skoro tyle okazji udało się Realowi wypracować grając bez wielkiej werwy, można tylko wyobrażać sobie, na ile będzie stać ten zespół za kilka miesięcy, gdy piłkarze dojdą już do najwyższej formy, a Ancelotti wpoi im nowe założenia taktyczne. Żartował przecież, że miał zepsuty urlop, bo musiał zastanawiać się, jak zmieścić tych wszystkich znakomitych piłkarzy w składzie. Pomysł, który się zrodził, wystarczył, by zdobyć Superpuchar Europy i udanie rozpocząć sezon.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS