A A+ A++

Polskie siatkarki dwa tygodnie temu osiągnęły historyczny sukces, zdobywając brązowy medal podczas finałów Ligi Narodów w Arlington w USA, ale już wróciły do pracy. Od tygodnia trenowały, a teraz zagrają sparingi ze złotymi medalistkami LN, Turczynkami.

Trener polskiej kadry Stefano Lavarini w rozmowie ze Sport.pl opowiada o swoich uczuciach podczas turnieju w USA, porównaniu do stylu gry polskich siatkarzy i o największym celu jego reprezentacji.

Zobacz wideo
Polacy wygrali Ligę Narodów! Śliwka wychwala Nikolę Grbicia

Jakub Balcerski: Jak wiele znaczy dla pana brąz Ligi Narodów? Widział pan większe zainteresowanie kadrą siatkarek, potem kibiców, którzy czekali na wasz powrót do kraju i co pan poczuł?

Stefano Lavarini: To znaczy naprawdę wiele. Zaczynamy czuć nasze możliwości rozwoju i to, że jesteśmy w stanie konkurować z najlepszymi. Jednocześnie musimy pamiętać, że to dopiero pierwszy ważny turniej sezonu. Wiele zespołów podchodziło do tych rozgrywek eksperymentalnie, testując różne rozwiązania i sprawdzając zawodniczki. Dzień po dniu powinniśmy udowadniać wzrost jakości naszej gry. To wynik, który nas bardzo cieszy, ale musimy twardo stąpać po ziemi. Mamy szansę podejść z jeszcze większą motywacją i pozytywną energią do kolejnych turniejów, ale jednocześnie wiemy, że nic nie jest skończone i musimy dalej pracować.

Polska - Meksyk mistrzostwa świata siatkówka U-19

Mówi pan o potrzebie zachowania spokoju tuż po swoim największym sukcesie w roli trenera reprezentacji.

– Tak, przy pracy z kadrą to faktycznie mój najlepszy rezultat. W mistrzostwach Azji z Koreą też byliśmy na trzecim miejscu, ale to trochę inna kategoria sukcesów. Na pewno postrzegam to jako mój najwyższy osiągnięty dotąd wynik i się nim cieszę, ale we wszystkim trzeba zachowywać balans. Tak jak zrobiliśmy to w tie-breaku meczu o brąz z Amerykankami. Był pełen wzlotów i upadków, dramaturgii, ale w kluczowym momencie udało się zrobić różnicę, która zaważyła na wyniku spotkania.

Po porażce z Chinami w półfinale był pan w stanie odnaleźć pewność siebie?

– Wiedziałem, że moment, kiedy na chwilę ten wspomniany balans stracimy, będzie częścią procesu. W takich chwilach kumulują się uczucia: nerwowości, ale i spokoju, z jednej strony czujesz skupienie przed meczem, ale z drugiej pojawia się adrenalina towarzysząca samej grze. To jasne, że nie zawsze zapanujesz odpowiednio nad taką mieszanką. Zwłaszcza w meczach, które znaczą coś więcej, w których grasz o ważne zwycięstwa i większą stawkę.

Chyba każdy widział, że już przeciwko Niemkom nie graliśmy tak dobrze, jak we wcześniejszej fazie rozgrywek. Ale to naturalne, bo, kiedy mecze naprawdę zaczynają się liczyć, jest trudniej. Przeciwko Chinkom wyszedł nasz brak doświadczenia. Nie jest tak, że teraz, gdy nawet pod taką presją i w trudnej sytuacji udało się wygrać z Amerykankami, staliśmy się mistrzami walki w kluczowych momentach. Jednak osiągnięcie takiego wyniku znaczy, że mamy do tego potencjał. Że umiemy wstać po bolesnym ciosie i mamy odwagę, by przekraczać własne limity.

Zbigniew Bartman / Zuzanna Górecka

Gdy wygrywaliście pierwszą fazę Ligi Narodów niektórzy kibice mówili wręcz, że czasem ogląda się waszą kadrę lepiej niż męską. Że zawodnicy Nikoli Grbicia – oczywiście w zupełnie innej fazie, etapie i sposobie przygotowań – grają o wiele wolniej niż Polki. To dla pana komplement?

– W fazie zasadniczej niektóre mecze faktycznie mieliśmy na wysokim, dobrym poziomie. I graliśmy je konsekwentnie, chwilami całą serią. Polscy kibice są pasjonatami, więc mogli mieć takie odczucia, ale my nadal musimy wiele pracować i się rozwijać. Nie chcę w żaden sposób porównywać się do kadry mężczyzn. Dla wielu fanów to, że wygrywają siatkarze stało się pewnego rodzaju zwyczajem. A u polskich siatkarek zwycięstwa na tym poziomie i sukcesy to jednak coś nowego. Atrakcyjności naszym meczom nie brakuje, jestem z tego dumny i cieszę się, że kibice potrafią to docenić.

Dla pana ten styl gry i wysoki poziom, jaki prezentujecie, był celem od samego początku, prawda? Zawsze powtarzał pan, że liczy się Paryż. A jeżeli wy chcecie się liczyć w Paryżu, to musicie właśnie tak grać.

– Tak, cel się nie zmienia. Liga Narodów i dobry występ w tych rozgrywkach miały nam głównie zapewnić punkty do rankingu FIVB, który potem może być ważny w kontekście igrzysk.

I teraz ten bilet do Paryża, nawet jeśli nie przez kwalifikacje olimpijskie w Łodzi, macie już praktycznie zapewniony.

– Nie wiem, nie wiem. Staram się o tym tak nie myśleć. My musimy pracować. Jak już osiągniemy ten cel, będziemy mieli to na papierze, to tak powiem.

Chyba lepiej by to smakowało już po zwycięstwach na turnieju w październiku?

– Zdecydowanie. Wtedy zdobędziemy ten awans z jeszcze większą motywacją i dobrym duchem do dalszej walki. To dlatego związek postanowił nam pomóc i ten turniej zorganizować. A my, gdy dostaniemy swoje szanse, musimy dążyć do najwyższego poziomu i je wykorzystywać.

Polscy siatkarze po finałowym zwycięstwie z USA wygrali turniej Ligi Narodów. OD lewej: Wilfredo Leon, Marcin Janusz i Bartosz Bednorz

Dziewczyny dostały krótkie wolne, ale teraz przed nimi sparingi z Turcją, a już tydzień temu wróciły do przygotowań. Szybko.

– Chciałbym dać im więcej czasu dla siebie, bo tego potrzebują, ale problem w tym, że skrócił się przez grę w finałach. Wiemy, jak ten sukces jest dla nas ważny, ale jednocześnie obciął nam kilka dni przygotowań do mistrzostw Europy. Dajemy im teraz tyle, ile możemy, żeby zdążyć z przygotowaniem odpowiedniej formy na najważniejszą część tego sezonu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł41-річний мотоцикліст загинув внаслідок ДТП неподалік Костополя
Następny artykułReferendum w sprawie przyłączenia 7 dzielnic do Mikołowa się nie odbędzie, ale radni muszą przegłosować uchwałę