3 czerwca 1989 roku z Jeziora Górnego w Kętrzynie wyłowiono ciało młodego mężczyzny. Na zwłokach nie było śladów utopienia, natomiast widoczne były ślady brutalnego pobicia. Na swetrze znajdowały się ogromne ślady krwi, a w spodniach i bieliźnie kał. Śmierć mężczyzny od razu zakwalifikowana, jako utopienie, bierność milicji i prokuratury, choć ślady wskazywały na brutalne morderstwo. Kto odpowiada za morderstwo Roberta Możejko?
Wspomnienia matki 25-latka, pani Ireny Zareckiej:
„Tej nocy Robert nie wrócił do domu. Nigdy mu się to nie zdarzało, toteż synowa poinformowała mnie o tym następnego dnia. Zaczekałyśmy jeszcze jeden dzień i 2 czerwca ok. godz. 10.00 synowa wraz z moją matką udały się do RUSW w Kętrzynie. Tam babcia Roberta pytała o Stypińskiego, z którym Robert zniknął, dowiedziała się jednak tylko, że jest on na zwolnieniu. Obawy synowej o nieobecność Roberta skwitowane zostały sentencjonalnym stwierdzeniem: „jak kocha, to wróci”, co wywołało gromki śmiech milicjantów.
Okropnie roztrzęsiona babcia wprost z urzędu przyszła do mnie. Poinstruowane przez męża – niegdyś także pracownika RUSW, obecnie przeniesionego do pracy w N. Porcie Handlowym w Gdańsku – do RUSW poszłam ze zdjęciem syna. Udałam się bezpośrednio do pana Przewłockiego, funkcjonariusza wydziału dochodzeniowego. Odniosłam wrażenie, że czekał na mnie. Złożyłam na jego ręce powiadomienie o zaginięciu Roberta. Spytał mnie o jego znaki szczególne, nie zainteresował się nawet jak był ubrany w tragicznym dniu.
Wróciłam do domu i zadzwoniłam do zakładu, w którym zatrudniony był mój syn. Rozmawiałam tam z p.Kalitą. Poinformował mnie, że od 31 maja syn nie wrócił do pracy. Jednocześnie koledzy syna twierdzili, że 31 maja w późnych godzinach wieczornych Robert został zabrany z ulicy przez radiowóz. Szedł wówczas i krzyczał: „precz z komuną!”, „powyrzynam wszystkich komunistów”. Wyglądał podobno na bardzo zdenerwowanego. Odkąd wepchnięto go do milicyjnej nysy, nikt go już później nie widział.
Natychmiast zadzwoniłam do RUSW Kętrzyn, gdzie na moje pytania odpowiedziano mi, że urząd nie ma żadnych dokumentów mogących świadczyć o zatrzymaniu Roberta, toteż nie mogło ono nastąpić. Także w pogotowiu nie odnotowano jego przyjęcia.
Ktoś widział, że Roberta zawieźli na pewno do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Olsztynie. Moje zdenerwowanie rosło.
W niedzielę 4 czerwca ok. godz. 13.00 do mieszkania synowej przyjechał po mnie radiowóz milicyjny. Nie wiem, dlaczego przyjechał akurat tam, a nie do mnie, do domu. W wozie znajdowało się dwóch cywilnie ubranych mężczyzn. Samochodem kierował… Stypiński, nie dano mi się jednak z nim porozmawiać. Nie poinformowano mnie także, gdzie jedziemy. Samochód zatrzymał się przed budynkiem szpitala. Gdy chciałam wysiąść, początkowo zatrzymywano mnie, następnie udało mi się wyjść. Do wozu podeszła pielęgniarka, powiedziała, że pójdziemy do prosektorium, gdyż 3 czerwca ze stawu znajdującego się w centrum Kętrzyna wyłowiono zwłoki młodego człowieka. Funkcjonariusze, z którymi przyjechałam – nie odzywając się wzięli mnie z dwóch stron. Trzymali mnie tak w drzwiach prosektorium nie pozwalając na wejście do środka.
Nie krzyczałam już – stojąc w tych drzwiach po prostu wyłam…
Prosektorium nie było oświetlone, światło przesączało się tylko przez małe okienko i rozjaśniało lewy bok leżącego. W okolicy żeber, pod klatką piersiową, rzuciły mi się w oczy krwawe podbiegnięcia. Od razu rozpoznałam zadarty nos, włosy, oczy syna. W zaciśniętej dłoni trzymał coś, jakby kępy wyrwanej trawy.
W poniedziałek 5 czerwca o 16.00 odbył się pogrzeb.”
Co się działo z Robertem Możejko między 31 maja, a 3 czerwca 1989 roku? Kto zabił 25-latka? Czy było to morderstwo polityczne? Spróbujemy odpowiedzieć na te pytanie w następnej części Historii Kryminalnych.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS